Kochanej, wspaniałej Katniss Parker. Za to, że jesteś takim małym promyczkiem, który zawsze się pojawia, gdy moje korytarze przykryje mrok. Za to, że jesteś jak mała gwiazdka w ciemną noc. Za to, że jesteś pięknym kwiatuszkiem na zniszczonej łące. A co najważniejsze - za to, że po prostu jesteś.
***
"Samotna i zła
Jakbyś z planety była zimnej
Tak to długo trwa
że nikt nigdy nie znał ciebie innej
Daleka jak sen
Wciąż nie dostrzegasz spraw i ludzi
A gdzieś czeka ten
który kiedyś wreszcie cię obudzi.
Tak dobrze cię znam
Chyba nawet lepiej niż ty siebie
Jestem taki sam
Wciąż widzę setki plam na niebie
Nieufność to mgła
Co przynosi tylko ciszę
Jak klatka ze szkła
Nie pozwala nam się słyszeć[...]"
~ Lady Pank "Tacy sami"
Kolejny głupi dzień. Zmrużyła powieki chroniąc oczy przed śmiercionośną dawką słońca.
Jestem dzieckiem mroku.
Uśmiechnęła się do siebie. Dziecko mroku...
Jak co dzień. Ogromna niechęć do wstania, do zrobienia czegokolwiek. A w myślach tylko smutek, nienawiść, samotność...
Nie mogła zaprzeczyć, że powoli oswajała się z bólem. Cierpienie było równie silne co na początku, ale stawało się dla niej rutyną, jednym z elementów szarej codzienności.
Z wielkim trudem wstała na nogi chwiejąc się lekko. A może kiedyś to ustąpi? Może kiedyś poczuje szczęście? Już nie pamiętała, jak smakuje radość. Nie wiedziała, jak to jest być wolnym. A za większość cierpień odpowiadał on. Zniszczył ją. A co zrobił? Tylko odszedł. No proszę, wystarczy tak mało aby zrujnować ludzkie życie. Nie była już człowiekiem, nie czuła się człowiekiem. Była tylko wrakiem.
Kroki sprawiły więcej problemu, niż na początku zakładała. Ale przecież to nic. I tak nikogo to nie obchodzi. Miała wrażenie, że mogłaby umierać na środku Studia, a i tak nikt nie zwróciłby uwagi. W końcu była niewidzialna. Była nikim.
Głośny pisk siłą wyrwał go z krainy Morfeusza raniąc uszy swoim jazgotem. Machnął ociężałą ręką co nie dało upragnionych rezultatów. Ukrył więc twarz w poduszce w nadziei, że z czasem budzik sam przestanie dzwonić.
Zamilkł. No proszę podziałało.
Nie długo cieszył się spokojem. Kołdra została bezczelnie wyszarpnięta, podobnie jak poduszka.
- Mamo, no co ty! - wybełkotał. Nie miał najmniejszego zamiaru wstawać.
- Maximiliano, natychmiast na dół! Siódma dziesięć, nie zdążysz! - krzyczała patrząc na syna, który przypominał skazańca. Ciemne włosy rozmierzwione na wszystkie strony, oczy podkrążone, mina męczennika...
Niechętnie zwlókł nogi z łóżka przecierając twarz. Rodzicielka ciągle wrzeszczała, ale Maxi już jej nie słuchał. Bo po co? Nie troszczyła się o syna, chciała tylko, aby był idealny. By nigdzie się nie spóźniał, zawsze był przygotowany i cały czas poświęcał na sprzątanie i inne głupstwa.
Nie był idealny. Był zaprzeczeniem idealności, co, nie ukrywając, pasowało mu. Nie miał zamiaru zgrywać doskonałego dziecka. Od zawsze wychodził pobawić się z Camilą, przychodził poobdzierany i brudny. Od zawsze się spóźniał, nie sprzątał zbyt chętnie. I właśnie takie życie kochał. Szkoda tylko, że własna matka miała to gdzieś.
Była tak zwaną kobietą biznesu. Żyła tylko pracą. Zdanie syna czy męża miała gdzieś, liczyła się dla niej wyłącznie opinia publiczna, którą chłopak miał w głębokim poważaniu.
- Natychmiast na dół! - wrzasnęła raz jeszcze, po czym opuściła pokój pozostawiając po sobie jedynie echo.
Nowy dzień, znów szkoła. Tak bardzo nie chciała tu dzisiaj przychodzić, ale nic nie mogła poradzić. Edukacja była obowiązkowa. Niestety... Kiedyś odwiedzała Studio z przyjemnością, ciesząc się każdą, nawet najmniejszą chwilą oddania muzyce, a teraz... Nic już nie miało znaczenia. Nic już się nie liczyło. Tylko wewnętrzny mrok pochłaniający coraz bardziej niewinną, nieśmiałą duszę.
Czuła jak z każdym dniem jest coraz gorzej. Jakby jakieś ciemne siły próbowały ją zniszczyć.
Trochę jak w filmie, nie?
Nie czuła się już jak normalny człowiek - bardziej jak pustka, smutek, nienawiść ukryte pod skorupą nieprzeciętnie brzydkiego ciała. Zupełnie jak lalka, z zewnątrz wesoła, wspaniała a w środku?
Pusta.
Przepełniona żalem, bólem i tęsknotą, niewyobrażalną tęsknotą.
Nawet matka cię nie chciała. Popatrz na siebie. Czy to jest normalne?
Podniosła wzrok znad umywalki. Cóż, szkolne lustra nie należały do najczystszych, ale idealnie odbijały rzeczywistość.
Popatrz na te włosy. Jakie rozczochrane i paskudne.
Popatrz na te oczy. Zaczerwienione, przekrwione, opuchnięte.
Popatrz na te usta. Jakie popękane i suche.
Spójrz na swoją twarz. Jest ohydna.
A sylwetka?
Hah! I ty siebie nazywasz człowiekiem?
Wewnętrzny głos nie szczędził obelg. Oczy znowu zapiekły.
Nie, nie nazywam siebie człowiekiem.
W końcu i tak jestem nikim.
Że też nagle przypomniała sobie o synu. Właśnie wtedy, kiedy najbardziej pragnął, by o nim zapomniała.
W zasadzie wychowywał się bez matki. Zawsze pracę stawiała na pierwszym miejscu. Uwielbiała siedzieć zakopana po uszy w papierach, wypełniać je i podpisywać różne kwity. Twierdziła, że to ją odpręża. Nawet po ciąży nie posiedziała zbyt długo z niemowlęciem. Tylko praca, praca, praca.
Na drugim miejscu był dom. Kochała już od rana biegać z poręcznym odkurzaczem budząc tym samym wszystkich domowników. Nawet najmniejszy pyłek kurzu drażnił jej wyczulone do perfekcji oko. Co chwilę chwytała za szmatkę i przecierała białe regały w salonie. Bardzo lubiła prasować, czego Maxi nie mógł pojąć.
Nienawidzę sprzątać.
Syn był bardzo daleko. Daleko za domem, za pracą, za relacjami sąsiedzkimi... Dopiero gdzieś głęboko, w odmętach jej serca była jeszcze jakaś mała iskierka, która akurat dzisiaj musiała dać znać o sobie.
Trudno. Jeszcze rok i opuścisz ten dom wariatów. Spakujesz się, wyjedziesz. Weźmiesz ojca ze sobą, żeby nie musiał męczyć się z tą wariatką.
Nie traktował kobiety jak matki. Czasami nawet mówił do niej po imieniu. Ale się wtedy wściekała!
Jedynie z ojcem miał dobre stosunki. To on zajął się synem, kiedy egoistyczna maniaczka porządku chodziła do pracy. To on zaopiekował się pięcioletnim chłopcem. To on zawsze był opoką, pomocą. To on dawał miłość.
Mocne odrzucenie, zupełnie niczym szarpnięcie. Lekko zabolało, nie ukrywał. Potrząsnął głową próbując odzyskać równowagę. Cóż, ukrywanie się w zakątkach umysłu podczas chodzenia po szkole musiało mieć swoje konsekwencje. Już chciał przeprosić, pozbierać drobną istotę leżącą przed nim, gdy nagle zobaczył tajemniczą postać.
Drobnymi dłońmi odgarniała nerwowo włosy z twarzy. Ciemne oczy ujrzał dopiero po chwili, gdy już doprowadziła czuprynę do porządku. Wyglądała jakoś inaczej. Wcześniej nie zauważył podkrążonych oczu i lekko spuchniętych policzków.
Pewnie znowu beczała o byle co. Idiotka.
Spojrzała na niego niepewnie. Bała się, dostrzegł to. Ręce dziewczyny drgały jakby właśnie miała atak padaczki. Ich spojrzenia się spotkały. Pierwszy raz... Szybko odwrócił wzrok. Nie chciał na nią patrzeć. Nie potrafił. Żywił do dziewczyny zbyt wielką nienawiść.
Pozbierała się stosunkowo szybko po czym przyklękła przed stertą porozrzucanych papierów. Miała ich całkiem sporo. W innej sytuacji pomógłby. Właśnie, pomógłby jakby zamiast niej była tu jakakolwiek inna osoba. Nawet Ludmiła byłaby już lepsza.
Ofiara losu...
Chwila, czegoś brakuje. Dłonią sięgnął nad głowę, chcąc poprawić czapkę, jednakże natrafił tylko na pustą przestrzeń. Nerwowo pomacał włosy.
Czapka.
Drobna dłoń mignęła przed twarzą chłopaka. Pewnym ruchem wyszarpnął najważniejszy element ubioru.
- Oddawaj to! - krzyknął. Widocznie się zmieszała, ze strachem spoglądając znów na posadzkę. Zabrała się za zbieranie nut zaściełających pół korytarza. - Następnym razem patrz gdzie leziesz, głupia.
Czekał. Czekał na opryskliwy komentarz z jej strony. Na jakąś głupią odzywkę w stylu Ludmiły, za którą wciąż biegała. Nie usłyszał jej. Nie usłyszał nic. Tylko cichy szelest papieru.
Zmarszczył brwi przybierając obojętny wyraz twarzy.
Jak można być takim nieudacznikiem?
Wyminął Hiszpankę bezczelnie kopiąc dokumenty, które już pozbierała.
Dla takich jak ona nie ma litości. Jest wredna, beznadziejna, głupia. Jest nikim.
Usprawiedliwiał czyny wciąż szukając nowych argumentów. A było ich dużo.
...wredna, beznadziejna, głupia. Jest nikim.
Pamiętaj, jest nikim.
Wszystko inne jest nieważne.
Odszedł grzebiąc ziarnko ludzkiego ciepła pod bezmiarem chłodnej obojętności.
Odszedł. Tak po prostu odszedł zostawiając po sobie tylko smutek napędzany nienawiścią.
- Przepraszam... - wyszeptała, ale już nie słyszał.
Poczuła na ustach słony posmak łez. Nie chciała płakać, nie tu, nie teraz. Tylko nic nie mogła zrobić. Jego słowa raniły, kolejne nacięcia powstawały na sercu. Co z tego, że się nie lubili, nie musiał być aż tak opryskliwy. I to spojrzenie pełne obrzydzenia.
Co mu się dziwisz?
Powiedział prawdę.
Jak miał na ciebie inaczej spojrzeć, jeżeli sama czujesz do siebie niechęć?
Szybkimi ruchami próbowała pozbierać nuty. Łzy rozmywały widok, nie widziała prawie nic. Chciała uciec, uciec jak najdalej. Czuła na sobie spojrzenia innych. Miała wrażenie, że wszyscy się z niej śmieją, obgadują ją.
Patrzysz na nich wszystkich, ale nikogo z nich nie widzisz.
Jak to możliwe Natalia?
Pociągnęła nosem. Nienawidziła wszystkiego, Studia, uczniów, Maxiego... A nawet samej siebie.
Głuche postukiwanie obcasów.
Usłyszała, że kroki nagle przybierają na sile, są coraz szybsze. Otarła łzy.
Ciemne tęczówki świdrowały żałosną sylwetkę Hiszpanki. Na twarzy nastolatki malował się niepokój, troska.
- Naty, wszystko w porządku? - ciepły głos zakłócił ciszę wywołując przyjemne uczucie zabijające samotność. Po raz pierwszy od dawna poczuła, że ktoś się nią zainteresował, że komuś na niej zależy. Po raz pierwszy od wyjazdu Federico...
- Tak, tak. Wszystko jest dobrze. - odparła spuszczając wzrok. Przecież Francesca równie dobrze może teraz udawać, może chcieć oszukać Perdido. Tak, na pewno tak jest. Za chwilę pewnie pójdzie do Violetty i zaczną się nabijać z żałosnej postaci Natalii.
- Nie wygląda. - odparła Włoszka pomagając układać papiery - Czy coś się stało? Płakałaś?
Drążyła temat i najwidoczniej nie miała zamiaru odpuścić. Może faktycznie chciała wesprzeć Hiszpankę? Może nie udawała? W końcu była pełna współczucia i ciepła.
Stop! Nie możesz się nabrać.
Nie możesz zaufać.
Nie daj się znów zranić.
- Nieważne. W końcu to i tak bez znaczenia. - wstała pospiesznie odbierając z wyciągniętej ręki rozmówczyni resztę dokumentów - Dziękuję za pomoc Fran, ale nie musisz udawać. I tak wiem wszystko.
Odwróciła się na pięcie ostatni raz spoglądając przez ramię na smutną twarz Włoszki.
Tak, taka właśnie była, a raczej musiała być. Zimna, nieufna. Nie chciała znów cierpieć, nie chciała dopuścić do tego, by ktoś znowu pokaleczył jej duszę.
Była już wystarczająco wyniszczona.
A ból nie opuszczał nawet na krok.
- Przepraszam.
Gwar zabił cichy szept.
Jestem dzieckiem mroku.
Uśmiechnęła się do siebie. Dziecko mroku...
Jak co dzień. Ogromna niechęć do wstania, do zrobienia czegokolwiek. A w myślach tylko smutek, nienawiść, samotność...
Nie mogła zaprzeczyć, że powoli oswajała się z bólem. Cierpienie było równie silne co na początku, ale stawało się dla niej rutyną, jednym z elementów szarej codzienności.
Z wielkim trudem wstała na nogi chwiejąc się lekko. A może kiedyś to ustąpi? Może kiedyś poczuje szczęście? Już nie pamiętała, jak smakuje radość. Nie wiedziała, jak to jest być wolnym. A za większość cierpień odpowiadał on. Zniszczył ją. A co zrobił? Tylko odszedł. No proszę, wystarczy tak mało aby zrujnować ludzkie życie. Nie była już człowiekiem, nie czuła się człowiekiem. Była tylko wrakiem.
Kroki sprawiły więcej problemu, niż na początku zakładała. Ale przecież to nic. I tak nikogo to nie obchodzi. Miała wrażenie, że mogłaby umierać na środku Studia, a i tak nikt nie zwróciłby uwagi. W końcu była niewidzialna. Była nikim.
Głośny pisk siłą wyrwał go z krainy Morfeusza raniąc uszy swoim jazgotem. Machnął ociężałą ręką co nie dało upragnionych rezultatów. Ukrył więc twarz w poduszce w nadziei, że z czasem budzik sam przestanie dzwonić.
Zamilkł. No proszę podziałało.
Nie długo cieszył się spokojem. Kołdra została bezczelnie wyszarpnięta, podobnie jak poduszka.
- Mamo, no co ty! - wybełkotał. Nie miał najmniejszego zamiaru wstawać.
- Maximiliano, natychmiast na dół! Siódma dziesięć, nie zdążysz! - krzyczała patrząc na syna, który przypominał skazańca. Ciemne włosy rozmierzwione na wszystkie strony, oczy podkrążone, mina męczennika...
Niechętnie zwlókł nogi z łóżka przecierając twarz. Rodzicielka ciągle wrzeszczała, ale Maxi już jej nie słuchał. Bo po co? Nie troszczyła się o syna, chciała tylko, aby był idealny. By nigdzie się nie spóźniał, zawsze był przygotowany i cały czas poświęcał na sprzątanie i inne głupstwa.
Nie był idealny. Był zaprzeczeniem idealności, co, nie ukrywając, pasowało mu. Nie miał zamiaru zgrywać doskonałego dziecka. Od zawsze wychodził pobawić się z Camilą, przychodził poobdzierany i brudny. Od zawsze się spóźniał, nie sprzątał zbyt chętnie. I właśnie takie życie kochał. Szkoda tylko, że własna matka miała to gdzieś.
Była tak zwaną kobietą biznesu. Żyła tylko pracą. Zdanie syna czy męża miała gdzieś, liczyła się dla niej wyłącznie opinia publiczna, którą chłopak miał w głębokim poważaniu.
- Natychmiast na dół! - wrzasnęła raz jeszcze, po czym opuściła pokój pozostawiając po sobie jedynie echo.
Nowy dzień, znów szkoła. Tak bardzo nie chciała tu dzisiaj przychodzić, ale nic nie mogła poradzić. Edukacja była obowiązkowa. Niestety... Kiedyś odwiedzała Studio z przyjemnością, ciesząc się każdą, nawet najmniejszą chwilą oddania muzyce, a teraz... Nic już nie miało znaczenia. Nic już się nie liczyło. Tylko wewnętrzny mrok pochłaniający coraz bardziej niewinną, nieśmiałą duszę.
Czuła jak z każdym dniem jest coraz gorzej. Jakby jakieś ciemne siły próbowały ją zniszczyć.
Trochę jak w filmie, nie?
Nie czuła się już jak normalny człowiek - bardziej jak pustka, smutek, nienawiść ukryte pod skorupą nieprzeciętnie brzydkiego ciała. Zupełnie jak lalka, z zewnątrz wesoła, wspaniała a w środku?
Pusta.
Przepełniona żalem, bólem i tęsknotą, niewyobrażalną tęsknotą.
Nawet matka cię nie chciała. Popatrz na siebie. Czy to jest normalne?
Podniosła wzrok znad umywalki. Cóż, szkolne lustra nie należały do najczystszych, ale idealnie odbijały rzeczywistość.
Popatrz na te włosy. Jakie rozczochrane i paskudne.
Popatrz na te oczy. Zaczerwienione, przekrwione, opuchnięte.
Popatrz na te usta. Jakie popękane i suche.
Spójrz na swoją twarz. Jest ohydna.
A sylwetka?
Hah! I ty siebie nazywasz człowiekiem?
Wewnętrzny głos nie szczędził obelg. Oczy znowu zapiekły.
Nie, nie nazywam siebie człowiekiem.
W końcu i tak jestem nikim.
Że też nagle przypomniała sobie o synu. Właśnie wtedy, kiedy najbardziej pragnął, by o nim zapomniała.
W zasadzie wychowywał się bez matki. Zawsze pracę stawiała na pierwszym miejscu. Uwielbiała siedzieć zakopana po uszy w papierach, wypełniać je i podpisywać różne kwity. Twierdziła, że to ją odpręża. Nawet po ciąży nie posiedziała zbyt długo z niemowlęciem. Tylko praca, praca, praca.
Na drugim miejscu był dom. Kochała już od rana biegać z poręcznym odkurzaczem budząc tym samym wszystkich domowników. Nawet najmniejszy pyłek kurzu drażnił jej wyczulone do perfekcji oko. Co chwilę chwytała za szmatkę i przecierała białe regały w salonie. Bardzo lubiła prasować, czego Maxi nie mógł pojąć.
Nienawidzę sprzątać.
Syn był bardzo daleko. Daleko za domem, za pracą, za relacjami sąsiedzkimi... Dopiero gdzieś głęboko, w odmętach jej serca była jeszcze jakaś mała iskierka, która akurat dzisiaj musiała dać znać o sobie.
Trudno. Jeszcze rok i opuścisz ten dom wariatów. Spakujesz się, wyjedziesz. Weźmiesz ojca ze sobą, żeby nie musiał męczyć się z tą wariatką.
Nie traktował kobiety jak matki. Czasami nawet mówił do niej po imieniu. Ale się wtedy wściekała!
Jedynie z ojcem miał dobre stosunki. To on zajął się synem, kiedy egoistyczna maniaczka porządku chodziła do pracy. To on zaopiekował się pięcioletnim chłopcem. To on zawsze był opoką, pomocą. To on dawał miłość.
Mocne odrzucenie, zupełnie niczym szarpnięcie. Lekko zabolało, nie ukrywał. Potrząsnął głową próbując odzyskać równowagę. Cóż, ukrywanie się w zakątkach umysłu podczas chodzenia po szkole musiało mieć swoje konsekwencje. Już chciał przeprosić, pozbierać drobną istotę leżącą przed nim, gdy nagle zobaczył tajemniczą postać.
Drobnymi dłońmi odgarniała nerwowo włosy z twarzy. Ciemne oczy ujrzał dopiero po chwili, gdy już doprowadziła czuprynę do porządku. Wyglądała jakoś inaczej. Wcześniej nie zauważył podkrążonych oczu i lekko spuchniętych policzków.
Pewnie znowu beczała o byle co. Idiotka.
Spojrzała na niego niepewnie. Bała się, dostrzegł to. Ręce dziewczyny drgały jakby właśnie miała atak padaczki. Ich spojrzenia się spotkały. Pierwszy raz... Szybko odwrócił wzrok. Nie chciał na nią patrzeć. Nie potrafił. Żywił do dziewczyny zbyt wielką nienawiść.
Pozbierała się stosunkowo szybko po czym przyklękła przed stertą porozrzucanych papierów. Miała ich całkiem sporo. W innej sytuacji pomógłby. Właśnie, pomógłby jakby zamiast niej była tu jakakolwiek inna osoba. Nawet Ludmiła byłaby już lepsza.
Ofiara losu...
Chwila, czegoś brakuje. Dłonią sięgnął nad głowę, chcąc poprawić czapkę, jednakże natrafił tylko na pustą przestrzeń. Nerwowo pomacał włosy.
Czapka.
Drobna dłoń mignęła przed twarzą chłopaka. Pewnym ruchem wyszarpnął najważniejszy element ubioru.
- Oddawaj to! - krzyknął. Widocznie się zmieszała, ze strachem spoglądając znów na posadzkę. Zabrała się za zbieranie nut zaściełających pół korytarza. - Następnym razem patrz gdzie leziesz, głupia.
Czekał. Czekał na opryskliwy komentarz z jej strony. Na jakąś głupią odzywkę w stylu Ludmiły, za którą wciąż biegała. Nie usłyszał jej. Nie usłyszał nic. Tylko cichy szelest papieru.
Zmarszczył brwi przybierając obojętny wyraz twarzy.
Jak można być takim nieudacznikiem?
Wyminął Hiszpankę bezczelnie kopiąc dokumenty, które już pozbierała.
Dla takich jak ona nie ma litości. Jest wredna, beznadziejna, głupia. Jest nikim.
Usprawiedliwiał czyny wciąż szukając nowych argumentów. A było ich dużo.
...wredna, beznadziejna, głupia. Jest nikim.
Pamiętaj, jest nikim.
Wszystko inne jest nieważne.
Odszedł grzebiąc ziarnko ludzkiego ciepła pod bezmiarem chłodnej obojętności.
Odszedł. Tak po prostu odszedł zostawiając po sobie tylko smutek napędzany nienawiścią.
- Przepraszam... - wyszeptała, ale już nie słyszał.
Poczuła na ustach słony posmak łez. Nie chciała płakać, nie tu, nie teraz. Tylko nic nie mogła zrobić. Jego słowa raniły, kolejne nacięcia powstawały na sercu. Co z tego, że się nie lubili, nie musiał być aż tak opryskliwy. I to spojrzenie pełne obrzydzenia.
Co mu się dziwisz?
Powiedział prawdę.
Jak miał na ciebie inaczej spojrzeć, jeżeli sama czujesz do siebie niechęć?
Szybkimi ruchami próbowała pozbierać nuty. Łzy rozmywały widok, nie widziała prawie nic. Chciała uciec, uciec jak najdalej. Czuła na sobie spojrzenia innych. Miała wrażenie, że wszyscy się z niej śmieją, obgadują ją.
Patrzysz na nich wszystkich, ale nikogo z nich nie widzisz.
Jak to możliwe Natalia?
Pociągnęła nosem. Nienawidziła wszystkiego, Studia, uczniów, Maxiego... A nawet samej siebie.
Głuche postukiwanie obcasów.
Usłyszała, że kroki nagle przybierają na sile, są coraz szybsze. Otarła łzy.
Ciemne tęczówki świdrowały żałosną sylwetkę Hiszpanki. Na twarzy nastolatki malował się niepokój, troska.
- Naty, wszystko w porządku? - ciepły głos zakłócił ciszę wywołując przyjemne uczucie zabijające samotność. Po raz pierwszy od dawna poczuła, że ktoś się nią zainteresował, że komuś na niej zależy. Po raz pierwszy od wyjazdu Federico...
- Tak, tak. Wszystko jest dobrze. - odparła spuszczając wzrok. Przecież Francesca równie dobrze może teraz udawać, może chcieć oszukać Perdido. Tak, na pewno tak jest. Za chwilę pewnie pójdzie do Violetty i zaczną się nabijać z żałosnej postaci Natalii.
- Nie wygląda. - odparła Włoszka pomagając układać papiery - Czy coś się stało? Płakałaś?
Drążyła temat i najwidoczniej nie miała zamiaru odpuścić. Może faktycznie chciała wesprzeć Hiszpankę? Może nie udawała? W końcu była pełna współczucia i ciepła.
Stop! Nie możesz się nabrać.
Nie możesz zaufać.
Nie daj się znów zranić.
- Nieważne. W końcu to i tak bez znaczenia. - wstała pospiesznie odbierając z wyciągniętej ręki rozmówczyni resztę dokumentów - Dziękuję za pomoc Fran, ale nie musisz udawać. I tak wiem wszystko.
Odwróciła się na pięcie ostatni raz spoglądając przez ramię na smutną twarz Włoszki.
Tak, taka właśnie była, a raczej musiała być. Zimna, nieufna. Nie chciała znów cierpieć, nie chciała dopuścić do tego, by ktoś znowu pokaleczył jej duszę.
Była już wystarczająco wyniszczona.
A ból nie opuszczał nawet na krok.
- Przepraszam.
Gwar zabił cichy szept.
***
Ba dum, tsss! Proszę, o to rozdział. Wybaczcie, że z lekkim opóźnieniem, ale tak wyszło. Przepraszam też, że taki krótki. Niestety się rozchorowałam i przez ostatnie kilka dni nie miałam chęci do życia :(
A więc tak, muszę to napisać, choć pewnie macie już dość. Wena mnie opuściła.
Nie ukrywam, że bardzo się starałam napisać ten rozdział, ale i tak nie wyszedł. Nie podoba mi się.
Katniss wybacz, ze dedykuję ci coś takiego!
Przynajmniej macie już pierwsze spotkanie Naxi. Wiem, że trochę wolno to idzie, ale taki mam styl pisania. Akcja baaaaaaardzo powoli się rozwija. Wybaczcie!
A więc tak, muszę to napisać, choć pewnie macie już dość. Wena mnie opuściła.
Nie ukrywam, że bardzo się starałam napisać ten rozdział, ale i tak nie wyszedł. Nie podoba mi się.
Katniss wybacz, ze dedykuję ci coś takiego!
Przynajmniej macie już pierwsze spotkanie Naxi. Wiem, że trochę wolno to idzie, ale taki mam styl pisania. Akcja baaaaaaardzo powoli się rozwija. Wybaczcie!
Mam szczerą nadzieję, że i tak skomentujecie. Czekam!
Biorę się za pisanie kolejnego!
Pozdrawiam was misie moje kochane :*
Ana J.
Biorę się za pisanie kolejnego!
Pozdrawiam was misie moje kochane :*
Ana J.
Nie mam bladego pojęcia, co napisać. Zupełnie mnie zatkało, nie kłamię.
OdpowiedzUsuńRozwijasz się. Z każdym, nowo dodanym rozdziałem widzę, że twój styl pisania jest coraz lepszy. Myślę, że doszłaś już do niezwykle wysokiego poziomu. Mało brakuje ci do zupełnej perfekcyjności, naprawdę. ♥
Brakuje mi słow, zeby to opisac. Nie wiem jakt to robisz, ale czytajac to piekne dzielo wyzej, probuje utorzsamic sie z postaciami. Glownie Naty ;). Nie wiem jak opisac cos tak pieknego. Nie przestajesz mnie zaskakiwac. Rozdzialy sa co raz lepsze, naprawde. Ty chyba wiesz na co czekam, nie? :D. Tak moja Droga, na Fede i Naty. I na one shota i na nich w oowiadaniu. Mam nadzieje, ze szybko to nastapi ;). Kocham, kocham i jeszcze raz kocham.
OdpowiedzUsuńBoże, niewiem jak to opisać... :)
OdpowiedzUsuńTak pięknie odpisujesz ból Natali, postawę ludzi wobec niej :(
Obojętność ludzi w stosunku do tego "potwora" :/
I taka miła Fran oraz nieufność Naty <3
To jej poczucie, że musi być taka, a nie inna, żeby nie pozwolić się skrzywdzić temu okrutnemu światu. :(
Piękne, piękne <3
Ty i brak weny nie widać -_-
OdpowiedzUsuńTy masz do tego wielki talent
Krótki ?! to jest długie widziałam o wiele krótsze...
To jest takie szczera prawdziwe pokazuje ból istnienia , który dotyka tak wiele ludzi..
Przez to , że są inni odróżniający się od reszty...
Ale wracając Naty jest tu tak wspaniale opisana jej uczucia...
To jest cudowne...
Maxi nie oceniaj książki po okładce !!!!
Natalia u ciebie jest inna przez co wyjątkowa i tacy powinniśmy być !!!
Maximiliano zrozum to !!!
Masz ogromny talent wszystko tak dokładnie opisujesz uczucia itd..
Twój blog jest jak inny świat , w którym opisujesz ból istnienia i takie opowiadania mi się podobają nie ma tu sielanki tylko szara rzeczywistość
i tak ma być !!!
Czekam na next :**
Matko ! Nie wiem co napisać ://
OdpowiedzUsuńChyba tylko tyle, że to jest EPICKIE <333
OMG< nieufność Natki <333
gryyyy <33
czekam na kolejny :))
Myszko najwspanialsza,
OdpowiedzUsuńNa początek chciałabym Cię strasznie przeprosić za moje okropne spóźnienie. Owszem, rozdział przeczytałam w dzień dodania, a później jeszcze kilka razy by dokładnie poczuć twe słowa. Zachwyciłaś mnie kolejny raz,wiesz? Tu chyba chodzi o dobór słów, przekaz, ogólne pismo i wyrażenia. Zawsze zachwycałaś mnie masą uczuć i przemyśleń bohaterów, które zgrabnie wplatasz w tekst, co nadaje mu takiej świeżości. Uwielbiam takie wplątanie, owiniecie czytelnika zdaniem i zapewnienie mu tego ciepła. Ach, no i posługujesz się wieloma środkami stylistycznymi co daje Ci kolejnego plusa, a uwierz.. lista jest bardzo długa.. ogromna. Jesteś dobra, za dobra.
No i rozdział trzeci.. u mnie też.. przypadek? :D Sama nie wiem co napisać, by się nie zbłaźnić. Od zawsze pragnęłam takiego bloga, gdzie Naxi będzie jedyne, że bedzię tylko Ono, nikt więcej. Dziękuję, bardzo dziękuję.
Natalia jest okropnie zraniona przez Verdasa. Samotna, drobna, zagubiona. Jakby cały świat był przeciwko niej.. podobnie jak Maxi, który jest ogromnym chamem i prostakiem.. jak on mógł tak wyzwać Natalie? Co ona mu zrobiła? Jejku.. jeszcze będzie tego żałował.. zobaczy! Chociaż.. On też nie ma lekko. Jego matka w ogóle się nim nie przejmuje, jakby go tam nie było.. jakby był tylko kurzem na jednym z jej mebli.. niechciany. Szkoda mi obydwóch. Mam nadzieje, że szybko odnajdą się w tej zagmatwanej drodze, że ich zielone punkciki zaczną piszczeć i skakać. ( Camila, haha ) No i wspaniała Fran, która zapewne nie miała złych intencji.. Biedna.
Kochanie, dziękuję, że zadedykowałaś mi ten cudowny rozdział, który jest odzwierciedleniem samych najlepszych cech. Jesteś moim nałogiem normalnie. Czekam na rozdział 4 i na Maxiego w troszkę łagodniejszej odsłonie.
Kocham bardzo i dziękuję,
Marcia