środa, 5 marca 2014

Capitulo Dos "W sercu pusto, nie ma nic"




Czerwona tarcza zachodzącego już słońca wisiała na gęstych szarych chmurach rzucając ostatnie smugi światła. Wpatrywał się w niebo oczarowany jego pięknem szybkim krokiem przemierzając kolejne ulice.
Kochał ją, a przynajmniej tak mu się wydawało, ale czy ona też go kochała? Może chciała się tylko pobawić kolejnym naiwniakiem, który z taką łatwością ulegał jej urodzie? Na pewno coś do niej czuł, ale czy była warta tych wszystkich poświęceń, które tak wiele go kosztowały, przez które tak bardzo cierpiał?
Ponownie zignorował ciszy szept męczący go już od kilku tygodni.
A może lepiej odpuścić...

Wiedział, że nie może, że musi dalej w to brnąć. A im dalej był tym mniej miał wątpliwości.
Była najlepszą nagrodą, jaką mógł dostać od losu i dlatego właśnie musiał walczyć. Zbyt wiele już przegrał.
Nie był tą samą osobą.
Stanął w miejscu i rozejrzał się. Było spokojnie, może nawet zbyt spokojnie. Pomimo świecących pustkami ulic czuł, że nie jest sam.
Drobny szelest.
Wziął głęboki oddech. Wiedział kogo zobaczy i z kim za chwilę będzie musiał odbyć rozmowę, być może jedną z najważniejszych rozmów, która zaważy na całym jego przyszłym życiu. Tylko czy miał tyle sił? Tak, przecież była tylko kolejną głupią osobą, która poznał i którą teraz będzie musiał opuścić. To nic trudnego.
Z tą myślą się odwrócił, jednak gdy tylko zobaczył jej załzawione oczy nie był już tak pewien. Gdzieś głęboko, na samym dnie czeluści swojego serca poczuł delikatne ukłucie tuszując je beznamiętnym wyrazem twarzy. Bo właśnie taki musiał teraz być. Nieczuły, pogardliwy.
Stanął twarzą w twarz z osobą, która jeszcze niedawno tyle dla niego znaczyła. Była najważniejszą osobą w jego życiu, był w stanie zrobić dla niej wszystko. Tylko że teraz jej miejsce zajął ktoś inny, być może ktoś, kto bardziej na nie zasługuje, kto pomoże mu wejść na szczyt.

Ciemny lok musnął jego policzek zostawiając na nim nieprzyjemne uczucie chłodu. Zmusił się do ostatniego spojrzenia w ciemne tęczówki, niegdyś do złudzenia przypominające słodką czekoladę, teraz - wywołujące mieszane uczucie. Jeszcze tak niedawno tańczyły w nich bursztynowe iskierki, jeszcze tak niedawno wyrażały wszystko, jej uczucia, emocje oraz miłość jaką go darzyła. Jeszcze tak niedawno mógł z nich czytać, jak z otwartej książki. Była taka szczęśliwa. Z każdym dniem ją poznawał, była mu coraz bliższa.
Teraz jednak zamknęła drzwi do swojej duszy, mierząc chłopaka pustym wzrokiem.
Na zapadniętych policzkach wciąż widniały dwie długie smugi, po których zaczęły spływać łzy.
- Idziesz do niej, prawda? - spytała szeptem. Była taka niewinna. Przecież nic mu nie zrobiła, a właśnie ona będzie cierpieć najbardziej, wiedział o tym.
- Nie twój interes. - wysyczał. Jeszcze nigdy jego głos nie był tak przesiąknięty jadem. Jeszcze nigdy nie czuł do nikogo takiej obojętności - Ale tak, idę.
Chwila ciszy. Czekał aż coś odpowie, aż zada kolejne głupie pytanie, albo znów udzieli kazania na temat "kiedyś nie byłeś taki...". Natomiast ona nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie wiedziała jaka jest jej rola w tym całym teatrzyku. Przecież ją kochał, był jak brat. Patrzył na nią zawsze z taką troską, a teraz... Co mu zrobiła? Czym go tak uraziła, że ją znienawidził? Dlaczego tak bardzo krzywdził? Nie widziała w tej całej historii swojej winy.
- Będziesz tak się gapić? Spieszy mi się. - jego słowa raniły, raniły tak bardzo. Serce rozsypywało się na drobne kawałeczki z każdą sekundą.
- Nie, nie. Ja tylko... Wybacz, że zabieram ci czas, ale...
- Wyduś to z siebie! - krzyknął. - Kiedyś przynajmniej umiałaś się wysłowić. - popatrzył na jej wystraszona twarzyczkę. Drżącą dłonią odgarnęła kilka loków za ucho. Prychnął pogardliwie - Ludmiła miała rację.
I znowu cisza. Tak bardzo ją bolało. A on? Pozostawał niewzruszony. I choć gdzieś, jakaś głęboko zakopana część jego serca krzyczała przeraźliwie, stwarzał pozory obojętności.
- Proszę cię... - wyłkała cicho próbując przemówić do starego Leona Verdasa. Wciąż żyła nadzieją, że pod tą maską jest jej stary przyjaciel, że jego serce nie zamieniło się w bryłę lodu.
- Co prosisz? Dalej, nie mam czasu. Co chcesz? - rzucał od niechcenia, jakby była lalką, nie żywą osobą.
- Leon, ja... Błagam, nie odchodź. - mówiła desperacko. Jej prośby zamieniały się w błagalny szloch.
Zaśmiał się kpiąco patrząc na jej drobną postać płożącą się przed nim.
- Leon, błagam nie odchodź. Żałosne. - śmiał się coraz bardziej, wciskając ręce do kieszeni. - To wszystko?
- Nie. Posłuchaj - wzięła głęboki oddech - rozumiem, że ją kochasz. Wiem, że jest dla ciebie wspaniała, idealna, ale przecież nie musisz rezygnować z przyjaźni. Na początku chciałam ci pokazać jaka z niej żmija, ale nie chciałeś wierzyć, więc odpuściłam. Ale teraz nie mam zamiaru odpuścić. Leon, kocham cię. Mam tylko ciebie zrozum. - dławiła się słonymi łzami próbując przemówić mu do rozsądku, ale nie wierzył, nie chciał wierzyć.
- Wiesz co, szkoda czasu - odparł krótko.
- Czyli co, to koniec tak? - spytała płacząc coraz bardziej. - To nie może się tak skończyć. - milczał, ciągle milczał. Wszystko było jasne. - Nie przeżyję tego.
Przez chwilę myślała, że jest jeszcze iskierka nadziei, że zrozumie. Pomyliła się. Na jego twarz znowu wskoczył kpiący uśmieszek.
- Teraz widzę, że ty... A, szkoda słów. Jesteś nikim.
Odwrócił się na pięcie i odszedł paląc ostatni most łączący go z przeszłością.


Cisnęła torbą w kąt po czym opadła na miękkie łóżko. Chciała zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Miała dosyć życia, dosyć szyderstwa. Codziennie przyjmowała kolejną dawkę nienawiści, wracała do domu i szła spać tylko po to, by na następny dzień nadstawić drugi policzek. Cierpiała, bardzo cierpiała. A najgorsze było to, że nie miała nikogo.
Leon odszedł i nie wróci.
Nie wróci.
Przypomnij sobie jego słowa. 

Chciała się z kimś tym podzielić, komuś się zwierzyć, ale komu?
Dlaczego odszedł? Wziąłby na siebie choć trochę jej cierpienia. Wziąłby na siebie ten ciężar, a ona mogłaby choć przez chwilę odetchnąć. Choć przez jedną, krótką chwilę.
Oczy zapiekły. Pomimo obietnicy złożonej sobie rano znowu zaczęła płakać. I tak było co dzień. Płacz, Studio, płacz. Nie umiała już inaczej. Emocje rozsadzały od środka jej drobną duszyczkę poranioną w każdym możliwym miejscu. I znowu, nowa rana. A było ich już tyle, że nie dało się zliczyć.

Leżała wciąż w tym samym miejscu. Przytykała chusteczkę do zaczerwienionego nosa wylewając z siebie ostatnie łzy. Na niewielkim puchatym dywaniku uzbierał się już całkiem spory stosik.
Z głośnym sapnięciem podniosła obolałe ciało spoglądając ukradkiem za okno. Słońce chyliło się ku zachodowi przekazując księżycowi koronę. Zbliżał się zmierzch.
Wstała i chwiejnym krokiem podpełzła do gitary. Wiedziała, że tylko muzyka da jej ukojenie. Tylko dzięki niej jeszcze nie zwariowała. Była pewna, że gdy znów pociągnie za struny wsłuchując się w ich dźwięki rany przestaną tak boleć zamieniając się ponownie w niewielkie skaleczenia. Była wyniszczona od wewnątrz, a z każdym dniem jej stan tylko się pogarszał. Chciała uciec raz na zawsze od cierpień, od chamstwa, nienawiści... Tylko jak? W jaki sposób? Wpadła w bagno kiedy przegrała walkę o Leona i z każdym dniem tonęła coraz głębiej. A teraz, będąc już prawie na samym dnie zechciała znów odżyć. Przestać tylko istnieć, być pod dyktando innych. Pragnęła wolności.
Oparła się plecami o ścianę. Twarda. Zupełnie tak jak serca ludzi zamknięte na ból innych. Kiedyś każdy człowiek był coś wart, każdy miał swoją cenę. A teraz? Prawda była okrutna. Liczyli się tylko ci, którzy mieli pieniądze, zajmowali wysokie stanowiska.
Na przykład Ludmiła.
Blondynka miała się czym pochwalić. Jej rodzina od zawsze była przy kasie. Ponadto ojciec dziewczyny był międzynarodowym przedsiębiorcą, a matka znaną prawniczką. Mieszkali w ogromnej willi przy jednej z najdroższych ulic w Buenos Aires.
Jakby tego było mało Ferro była śliczna. Długie zgrabne nogi, piękne złote włosy, szczupła sylwetka... I jeszcze ogromny talent. Czego chcieć więcej?
Wzięła do ręki gitarę. Czerń instrumentu przypominała zlodowaciałe serce Leona, gdy tak chamsko ją potraktował. Chociaż do końca nie widziała w całej sprawie swojej winy wiedziała, że chłopak musiał mieć jakiś powód.
Pewnie zauważył jaka jesteś beznadziejna...
Jesteś nikim.
Opuszkami palców musnęła struny. W końcu mogła w pełni oddać się pasji. W końcu była sobą.


Habla si puedes, grita que sientes
Dime a quien quieres y te hace feliz...


- Nie Andres. To nie tak. Ja po prostu.. Eh.. Nieważne.
- Jakie proste, jakie ważne? - brunet poruszył się niespokojnie - Już nic nie rozumiem.
- Już nieważne. - machnął ręką rozsiadając się bardziej na ławce. Myślał, że w końcu z kimś porozmawia, będzie mógł wyrzucić z siebie smutek. Niestety, Andres nie należał do najmądrzejszych. Tylko co mógł zrobić, jeżeli Calixto jako jedyny zawsze ma czas?
Jak zwykle - wielcy przyjaciele, którzy nie mogą poświęcić nawet dziesięciu minut na rozmowę z kumplem.
Ale kiedy trzeba się komuś zwierzyć to są pierwsi. Żałosne...
A tak się składało, że Maxi miał prawdziwy problem. A była nim pustka. Ogromna pustka, której niczym nie mógł zapełnić.
Cichy odgłos.
- To Leon - powiedział Andres, który nagle się ożywił - Przyjdź na tor. To ważne. L. Co to znaczy? - zmrużył oczy podejrzliwie obserwując otoczenie.
- Może to, że masz przyjść na tor? - spytał Ponte od niechcenia. Wiedział, że tak będzie. Prędzej czy później ktoś musiał przerwać im rozmowę.
- Tak, chyba... Tak. - odparł niepewny, jakby zastanawiał się nad rozwikłaniem zagadki - A to L. znaczy pewnie Leon! - krzyknął brunet uradowany swoim odkryciem niczym małe dziecko cieszące się z lizaka.
- Pewnie tak! - odparł z udawanym entuzjazmem. - To.. Nie idziesz?
- Ale gdzie?
- Na tor! - otwartą dłonią uderzył się w czoło nieco zirytowany głupotą Andresa.
- A, tak! Sorry stary. Kiedy indziej pogadamy.
- Pewnie. Cześć!
I znowu został sam. Rutyna. Kiedy potrzebowali wsparcia zawsze przychodzili po radę. Jednak kiedy role się odwróciły i to Maxi chciał się wygadać nagle nikt nie miał czasu. Przyzwyczaił się już do codziennych zagrań "przyjaciół".
Westchnął. Ciekawe jak tam ich problemy, w rzeczywistości nie będące problemami...
No bo czy czymś ważnym można nazwać kolejną kłótnię z Violettą? Albo niewielką sprzeczkę z rodzicami? Przecież i tak będzie jak zwykle - Castillo i Leon pogodzą się i będą żyli długo i szczęśliwie, a Marco wraz z rodziną znowu stworzą idealny dom rodem z sielanki. Jak zwykle.
Tymczasem Maxiego gnębiły gorsze rzeczy. Zawsze postrzegał siebie jako człowieka bezproblemowego, optymistę. Każdy uważał go za takiego, co też było prawdą.
Prawdą dopóki wystarczyła muzyka...
Od pewnego czasu coś się zmieniło. Coś pękło. Czuł jakby połowa jego serca pokryła się rdzą, poprzez zbyt długie nieużywanie. Sama pasja już nie napełniała go tak wielką radością. Jego dusza była...
Pusta.
Próbował to zmienić, próbował na wszelki możliwy sposób. Żadnych rezultatów. Aż któregoś dnia zrozumiał. Dopuścił do siebie myśl, która już od jakiegoś czasu krążyła w odmętach umysłu przysypana innymi sprawami. Nagle odrodziła się niczym feniks dając chłopakowi do zrozumienia, co się dzieje.
Miłość
Jedno słowo, tyle bólu. Tyle bezradności. Długo szukał odpowiedniej dziewczyny. Wszyscy brali go za amanta, który chwilę bawi się jedną, aby już kilka dni później latać za inną. Według ludzi był zwykłym flirciarzem. Rzeczywistość była inna. Szukał miłości.
Zagubiony chłopak, nie żaden amant, poszukujący wśród płci pięknej tej jedynej, najważniejszej. Tej, która da mu szczęście i wypełni pustkę. Niestety, nic... Przy żadnej, nawet najpiękniejszej z dziewczyn nic nie iskrzyło. Kompletnie nic.
W końcu rozstawali się. Ona odchodziła do swojego świata idąc naprzód, a on tkwił wciąż w tym samym miejscu z pewnego rodzaju niedosytem. Tymczasem pustka stawała się coraz większa przeradzając się stopniowo w cierpienie.
Wszystkie myśli odpłynęły niczym kamyk, który kopnięty czubkiem fioletowego skate'a potoczył się na trawnik.
W sercu pusto, nie ma nic...
Maximiliano, nie umiesz kochać.
Deski ławki skrzypnęły. Odszedł.


Obraz pokoju stawał się coraz bardziej niewyraźny. Wiedziała, że znowu zaczyna płakać. Kilka słonych łez spłynęło po jej policzku następnie wsiąkając w ciemną koszulkę.
Po krótkiej chwili zorientowała się, że ciągle szarpie struny tym samym tworząc nową melodię, nieznaną melodię. Przerwała czynność odkładając instrument na bok po czym położyła się na chłodnych panelach podciągając nogi pod brodę. Wyglądała jak małe niewinne dziecko, które nie umie poradzić sobie ze swoim życiem. Tak właśnie było. Coraz bardziej zatapiała się w otchłani smutku i nienawiści do samej siebie. A co gorsza - coraz trudniej było z tego wyjść.
Utkwiła wzrok w oknie. Krople rosy spływające z liści drzew odbijały światło księżyca tworząc tym samym piękną mozaikę. Wpatrywała się w krajobraz oczarowana. Widok był tak cudny, niesamowity, tak odległy...
Pukanie zmieszało się z jej szlochem przedzierając się tym samym przez ciszę panującą wokół. Pociągnęła nosem próbując choć na chwilę uspokoić oddech.
- Mogę wejść? - usłyszała szept siostry. Co jak co, ale Leny mogła się spodziewać. W sumie dawno nie rozmawiały. Dawno z kimkolwiek rozmawiała.
- Wchodź. - odparła równie cicho.
Drzwi zamknęły się prawie bezgłośnie. Kroki. Dziewczyna położyła się obok Naty, delikatnie głaszcząc jej czarne loczki. Nie zapaliła oślepiającego światła, co było Hiszpance na rękę. Widocznie też miała podły nastrój.
- Jak tam? - wyszeptała do ucha starszej siostry wciąż gładząc ciemne włosy. Zawsze lubiła się nimi bawić.
- A jak ma być? - pociągnęła nosem wciąż kuląc się w mały kłębek - Jest beznadziejnie.
Płacz wdzierał się w nią coraz bardziej, łamiąc nawet głos. Nie chciała okazywać jak bardzo jej źle, chociaż i tak Lena wiedziała.
- Spokojnie. Naty, już dobrze. - uspakajający ton blondynki nie pomagał, wciąż łkała co jakiś czas pochlipując.
Leżały krótką chwilę w milczeniu, obie rozmyślając. Po kilku minutach opamiętała się na tyle, by zadać choć to jedno pytanie.
- A jak u ciebie?
Pomimo otaczającego zewsząd mroku ujrzała lekkie zdziwienie w oczach siostry.
- Jesteś pewna, ze chcesz wiedzieć? Masz tyle problemów...
- Powiedz. - ponagliła - Dawno mi nie mówiłaś.
- Jest dobrze, wszystko w jak najlep...
- Nie kłam - od razu wyczuła nieszczerość. Miała zamiar tak długo drążyć temat, dopóki nie dowie się wszystkiego, dopóki nie pomoże siostrze.
Lena jest najważniejsza. Ty się nie liczysz.
Pamiętaj, tylko Lena.
- Bo widzisz... Jest taki chłopak... - nic więcej nie musiała mówić. Wszystko było jasne. Chłopak. - On...
- Nie odwzajemnia uczucia?
- Nie... Tylko... Boję się mu zaufać. Co tydzień zmienia dziewczynę. Skąd mam pewność, że i teraz tak nie będzie?
Zupełnie jak Maxi...
Wspomnienie bruneta wywołało u Natalii spory niesmak. Nie lubiła go, zresztą on też jej nie lubił, co nie miało zbyt wielkiego znaczenia.
Też zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Każdego dnia miał inny obiekt westchnień.
- Jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz. - tylko tyle mogła powiedzieć. Bo po co mówić więcej?
Już nie rozmawiały. Leżały tylko w ciszy pocieszając się na wzajem. Nie potrzebowały słów.
Wystarczyła ich wzajemna miłość. Miłość, która jako jedyna wśród ciemnego nienawistnego świata nie zgaśnie, nigdy.



***


Cóż dodać? Wena znowu sobie poszła -.- Nic nie poradzę... Przykro mi!
Przepraszam, że prezentuję takie coś tam na górze, ale niestety... Bywa.

Mam nadzieję, że i tak przeczytacie to badziewie.. :)

Do następnego!

Ana Julia


7 komentarzy:

  1. Nawet nie mam pojęcia, co mogłabym umieścić w swojej wypowiedzi.
    Podoba mi się wszystko, co tworzysz, naprawdę. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana Julio,
    ( Masz na imię Julia, tak? Jak nie to wybacz :c )

    Przepraszam, że nie skomentowałam prologu ani rozdziału pierwszego, które czytałam z zapartym tchem. Nie wyraziłam jeszcze żadnej opinii na temat tego bloga, więc szykuj się na dość solidny komentarz.
    Zacznę od ogólnego stylu pisania i wkradania wspaniałych epitetów. Rzadko udaje mi się znaleźć tak cudownie napisane blogi, które miałyby tyle uczuć zamieszczonych w najprostszych słowach. Nie wiem czy wiesz, ale masz ogromny talent i ciesze się, że założyłaś tego bloga. Widać, że czujesz to co piszesz, że zdania nie są brane znikąd, a ty starasz się je ułożyć w spójną całość. Udaje Ci się. Sama koncepcja z jaką dopasowujesz przymiotniki jest perfekcyjna. Nie popełniłaś żadnego błędu, wiec nie narzekaj, bo ja chylę czoła przed tak świetną pisarką. Nie wiem co mogłabym jeszcze napisać żeby Cię zmotywować, więc napiszę coś co nie będzie miało sensu. To było idealnie idealne. Czytałam kilka razy prolog i pierwszy rozdział, mając najdzieje, że skomentuje.. trudno. Nie wyszło mi, ale dziś się postaram.

    Historia - Natalia i Maxi. Dziękuje, że tak bardzo skupiasz się na tej dwójce. Wiesz, że od zawsze marzyłam aby ktoś założył bloga właśnie o nich? Ach, spełniłaś je. Jesteś jak wróżka.
    Verdas jest okropny. Jak może traktować tak Natalie? Jak on mógł jej to zrobić? Dlaczego próbuje uciszyć żałosny płacz swojego stęsknionego serca? Czyżby został źle pokierowany? Myśle, że sama jego postać nie jest czarnym charakterem, a z biegiem czasu to wszystko się zmieni. Pogubił się tak, jak główna bohaterka, której wyjade sie, że jest bezsilna. Natalia zasłużyła na miłość, podobnie jak Maxi.. Ach, przypadek? No nie sądzę.
    Kolejne pytanie.. Czy Lena zakochała się w Maxim? Sama jestem zaskoczona tym faktem, ale nie ukrywam, ze spotkałam się już z takim fantem. Śmieszne, że młodsza siostra pierwsza zakocha się z miłości naszego życia, prawda? ( Upss, chyba za szybko zasugerowałam Naxi - żartuje, oni muszą być! xD ) Więź siostrzana jest dla obydwu Perdido bardzo ważna, a myśl, że ktoś je kocha jest potrzebna, by przetrwać w tym ponurym świecie. Dzień i Noc. Miłość i Nienawiść. Jedno przychodzi po drugim, lecz co będzie pierwsze?

    Kochanie, wybacz mi jeszcze raz. Obiecuje się wziąć solidnie do pracy nad komentowaniem szczególnie twojego bloga, bo stał się on dla mnie jednym z ważniejszych. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, zostawiając Ci zbiór bezsensowych słów i ogromnym zachwytem, przeplatanym grubą nicią podziwu.

    Kocham Cię bardzo,
    Marcia

    PS: Polecam usunąć weryfikacje obrazkową. Wyzywają mnie od automatu :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest idealny <3
    Warto było czekać, bardzo przyjemnie i łatwo czyta się twojego bloga :)
    Czekam na next :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojeju... co ja moge napisac? Co ja sie tu bede kompromitowac, porownujac do teggo CUDA u gory. Jak moglas napisac, ze wena Ci uciekla, skoro ona az bije od gego dziela wyzej. Czytajac to, co napisalas odnosze wrazenie, ze faktycznie rodza sie rzeczy idealne, tak jak ten, czy kazdy Twoj rozdzial. Pisalam Tobie kiedys, ze wole Fedaty. Co prawda chyba jednak caly czas tak jest, bo o nich prawie zadnego opowiadania nie ma. W kazdym badz razie domyslam sie, ze Wloch i Hiszpanka beda bardzo bliskimi przyjaciolmi i on odmieni jej zycie "Znowu zacznie odnajdywac slonce za chmurami", ze tak powiem. Tsk porownujac Twoje poczatki na blogu, do tego jak piszesz teraz, mozna powiedziec, ze bardzo sie zmienilas, a wlasciwie Twoj sposob pisania sie zmienil. Kiedys rowniez byl bardzo, ale to bardzo dobry, jednak teraz jest wrecz idealny. Masa opisow, okresle itp. Dialogow jest malo, aczkolwiek sa one bardzo tresciwe i duzo wyrazaja. Pozdrawiam <3.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo jakie cudowne <3
    Moim zdaniem masz wenę, widać to oj widać przez to co piszesz :)
    Lubię te opisy, gdy je czytam wpadam w trans, w pewnych momentach czuję jakby odczucia bohaterów :p :p Tak dziwna jestem , no ale taka juz jestem :D
    Jejuuniu to jest idealne ♥ ♥ ♥ ♥
    Nie wiem co ja mogę powiedzieć, co do rozdziału LEON proszę :*)

    pozdrawiaaam <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty i brak weny ?!
    Nie żartuj sobie ze mnie !!!
    Masz i to jak dużo !!!!
    To to jest piękne <2333333
    To cała aczkolwiek okrutna prawda !!!
    Czekam na next :*
    Pamiętaj to co piszesz jest cudowne wręcz idealne <333 :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do Libster Blog Award
    więcej informacji tutaj ---> http://houseofania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy