czwartek, 26 czerwca 2014

Capitulo Nueve "Ciężkie myśli przenikają przez pył i kłamstwa..."



Si te sientes perdido en ningun lado
Viajando a tu mundo del pasado

Si dices mi nombre yo te ire a buscar.
Si crees que todo esta olvidado
Que tu cielo azul esta nublado

Si dices mi nombre te voy a encontrar...


Rzuciła zeszyt na łóżko odgarniając loczki z twarzy, które, mokre od łez, złośliwie opadały na oczy. Nic nie mogła wymyślić. Tekst był odzwierciedleniem jej samej, no prawie. 
"Jeśli czujesz się zagubiony".. 
Tak, tak właśnie się czuła. 
"Podróżując do swojego świata z przeszłości"
Przeszłość ją prześladowała, na każdym kroku ukazując beznadziejność wydarzeń. Tych przeszłych, teraźniejszych.. I przyszłych. Przyszłość... Taka odległa. Nie widziała swojej. Wszystko w ciemnych barwach. Dni się zlewały tworząc jedno. To będzie to upragnione niegdyś życie?

"Jeśli wypowiesz moje imię, pójdę Cię szukać"

"Jeśli wierzysz, że wszystko jest zapomniane"
Wierzyła? Nie. Wiedziała to. I to doskonale. Wszystko, całe jej życie... Zapomniane. Jak płatki zwiędłej róży. O niej samej nie pamiętano. W końcu była nikim. A czy kogoś takiego można zapamiętać?
"Że Twoje niebieskie niebo jest zachmurzone"
Było? Nie. Jej niebo już nie istniało. A jeżeli gdzieś, głęboko, wewnątrz.. wciąż tkwiło? Panowała w nim wieczna noc. Bezgwiezdna, bez srebrnego księżyca rozświetlającego mrok choć trochę.

"Jeśli wypowiesz moje imię, znajdę Cię..."


Angel_of_death: Nie mogę.
solitario123: Co? O co chodzi?
Angel_of_death: O piosenkę. Nie potrafię jej skończyć.
solitario123: Podobno nienawidzisz śpiewać?
Angel_of_death: Nie powiedziałam, że lubię.
solitario123: Oj, Claro...

Nienawidziła kiedy tak ją nazywał. Przecież skłamała. W tak głupiej sprawie.

Angel_of_death: Nie mów tak do mnie.
solitario123: O co znowu chodzi?
Angel_of_death: O nic. Dobra, muszę kończyć. Później się odezwę. Cześć.
solitario123: Czekaj...

Zamknęła laptopa nie zważając na nic. Kolejny raz głupie kłamstwo mogło wszystko zniszczyć. Kolejny raz komuś zaufała, zaprzyjaźniła się z kimś...
Pokochała?
Tylko co jeśli ją zrani?
Przecież Federico już ją zranił. Nie wiedziała dlaczego.
Słoneczko, to nie jest on...



"I'm so lonely broken angel,
I'm so lonely, listen to my heart..."

solitario123: Czekaj...
Kocham Cię, nie gniewaj się aniołku.


Angel_of_death: O nic.
O wiele.
Angel_of_death: Dobra, muszę kończyć.
Wcale nie chcę, wybacz.
Angel_of_death: Później się odezwę.
Choć nie powinnam.
Angel_of_death: Cześć.
Bo Cię kocham skarbie. 
Ale kłamię...


Dlaczego mnie kochasz?
Nie powinnaś.
Bo Cię zniszczę.
Zabiję Cię.


Był sam. Stał na środku nieznanego mu pokoju, w ciszy...
Czy się bał?
Denerwował?
Chciał uciec?
Cichy śpiew zmącił spokój. Tak piękny choć ledwo słyszalny...
Idealny głos. Kolejne sylaby jak pociągnięcia anielskiej harfy. Dźwięczny, cudowny, hipnotyzujący...
Zaczął biec. Chciał odnaleźć posiadaczkę syreniego śpiewu, który tak go ogłupił, mącił w głowie. Przepiękny przetykany niekiedy chwilowymi napadami dzwonkowego chichotu.
Szedł i szedł, a jedyne co odczuwał, to coraz większą potrzebę zobaczenia jej.
Nie wiedział kim jest, jak wygląda. Wspaniała melodia naprowadzała na elfa czy anioła, na postać pozaziemską. Bez znaczenia.
Czuł, jakby błądził niezliczonymi korytarzami labiryntu. Każdy kolejny krok nie przybliżał go do niej, nie oddalał. Jakby dryfowała gdzieś nad nim, daleko.
W pewnym momencie melodia zamieniła się raczej w skowycie, ckliwą depresyjną pieśń. Z nieba zaczęły kapać łzy. Szkliste błękitne kryształki... Były piękne, ale napełniały obawą. Chciał pomóc, wariował. Nie mógł znieść jej płaczu. Obracał się, rozglądał, biegł, zatrzymywał się... Nic. 
Jak miał ją pocieszyć, jeżeli nie mógł do niej dotrzeć?

Budzik. 
I znowu szarość codzienności.


Dlaczego wciąż w to brniesz?
Nie odchodzisz?
Nie przestajesz wierzyć w moją miłość?

Szła przez park w ciszy, słysząc jedynie wyrównany oddech, miarowe bicie serca. Kolejny dzień w Studiu był dla niej jak koszmar, sen, z którego chciała się obudzić. Więc dlaczego nie mogła?
Nie chciała tu dziś przychodzić. Wszyscy ci ludzie... jak mgła otaczająca z każdej strony, dusząca. Tylko jedna twarz wciąż budziła mieszane uczucia, a może nawet dwie?
Leon
Zamrugała próbując oprzytomnić swoje zmysły. Wciąż spała, nie mogła się obudzić.
Federico.
Upadała, upadała, upadała. Dlaczego nie mogła zapomnieć i po prostu odejść? Dlaczego wciąż wierzyła, że nie zapomniał?
Chcę się obudzić!
Weszła od razu kierując się do sali muzycznej. Bałagan był nie do opisania - jak to zazwyczaj bywało u Beto. Rzuciła zamszową torbę na krzesło obok drzwi i podeszła do klawiszy. Musnęła je opuszkami palców. Delikatne, chłodne, gładkie. Jak porcelana.
Zagrała przypadkowe akordy, które ułożyły się w melodię. Piękną, wyjątkową...
Zaczęła śpiewać.

Jeśli czujesz się zagubiony

Mignął za szybą, zobaczyła go.

Podróżując do swego świata z przeszłości


Przystanął na progu, jakby niepewien.
Mogę wejść skarbie?

Jeśli wypowiesz moje imię, pójdę Cię szukać.

Wszedł.
Stanął przy oknie przerzucając stosik papierów, jakby jej tam nie było.
Znalazł to, czego szukał, chciał wyjść.
- Federico...
Przystanął. Zamknął oczy. Wziął wdech.
- Dlaczego?
Odwrócił się. Spojrzał na jej drobną twarzyczkę, załzawione oczy. Była taka jak rok temu, może trochę bardziej... zniszczona? smutna? zmęczona. Jej ciemne, prawie czarne tęczówki przewiercały go boleśnie wdzierając się pod skórę, obnażając jego wnętrze.
- Proszę.
Szeptała prawie bezgłośnie. 
Łzy spływały po jej rumianych policzkach. Kolejny raz kogoś zranił.
- Co chcesz usłyszeć? - spojrzał na nią z taką niepewnością. obojętność?
Pytał, chociaż doskonale znał odpowiedź wyczytaną z nieskończonej otchłani jej wyblakłych tęczówek.
A kiedyś potrafiłaś się śmiać...
- Nie udawaj głupszego niż jesteś - wysiliła się na ironię, aczkolwiek mało zabawną, zakończoną cichym prychnięciem ginącym w gwarze dochodzącym z korytarza. Dopiero teraz zauważył długie cienie pod oczami. Bezsenność? Samotność? Smutek?
Ciemną sprężynkę ukryła za uchem tym jakże charakterystycznym dla siebie gestem. Poprawiła szarą koszulkę. Czekała na odpowiedź.
Pustka.
Tymczasem wielka pustka panowała w jego umyśle, jakby zapomniał, co chciał powiedzieć.  Usilnie składał pojedyncze wyrazy w zdania, nie biorąc pod uwagę jednej myśli, tej prawdziwej. Sam nie znał odpowiedzi.
Dlaczego?
Odwrócił się na pięcie.
Zapach męskich perfum postrzępił powietrze.


Czemu udajesz?
Czemu kłamiesz?
Czemu zabijasz?

Ptaki były dzisiaj jakieś niespokojne.
Wrony latały nad głową.
Kruk głośno skrzeczał.
Sroka wpatrywała swoje ciemne ślepia.

Wiatr był dzisiaj jakiś niespokojny.
Porywisty
Mocny
Zimny

Ludzie byli dzisiaj jacyś niespokojni.
Biegali
Krzyczeli
Uciekali?

Droga strasznie mu się dłużyła, choć mieszkał nie dalej niż piętnaście minut od szkoły. Wolnym krokiem mijał kolejne parkowe alejki, wsłuchując się w melancholijne piosenki płynące z niewielkiego odtwarzacza MP3, czy jak to tam się zwie. Jego myśli zaprzątało wszystko, co nie miało najmniejszego sensu. 

Poranne promyki przebijały z wolna gęstą warstwę chmur tworząc na niebie szaro-złotą mozaikę. Resztę przysłonił daszek kolorowej czapki, której dziś wyjątkowo pozwolił zsunąć się na oczy. W sumie to i tak bez znaczenia.
Minął próg Studia nawet nie zauważając, że jest już na miejscu.
Dreszcz.
Ciarki.
Gęsia skórka.
Usłyszał śpiew. Cichy niewyraźny... Ale tak piękny.
Jak ten ze snu?
Sen? Może wciąż śnił? Nie chciał się obudzić.
Tak piękny, prawdziwy... Ten głos. Idealny.
Niestety szybko ucichł. Otrząsnął się z zamyślenia.
Tak, to był tylko sen.


Te rany, takie bolesne
i tak świeże...

Zajęcia minęły wyjątkowo szybko. Później miała odbyć się jakaś próba do nowego przedstawienia, które Pablo wymyślił. Nie poszła, brak chęci. Bo po co? Już obsadzono role, główna oczywiście padła na Violettę. A męska? Nawet nie wiedziała i nie obchodziło jej to specjalnie. Grała jakąś tam dziewczynę, której kwestia sprowadza się do dwóch zdań zamienionych z wielką gwiazdą Castillo.
Weszła do domu zatrzaskując drzwi z wielkim hukiem. I tak nikogo nie było, jak zwykle. Matka nie żyje, Lena gdzieś poszła, a ojciec? Nikt nie wie gdzie polazł.
Szybko pokonała kilka stopni drewnianych schodów, które w zetknięciu z tenisówkami wydawały z siebie nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Weszła do pokoju czując tę samą co zawsze woń młodych kwiatów i waniliowych perfum. Przez zasłonięte okna wpadały pręgi bladego, niebieskawego światła, które rozświetlały nieco ciemność panującą w pomieszczeniu.
Wskoczyła na łóżko niedbale zrzucając buty z nóg, od razu sięgnęła po laptopa. Włączyła komunikator, zielona kropka. Napisać?
Czekała na jego ruch. Nieodparcie twierdziła, że to on powinien zacząć rozmowę. Jednakże sekundy zmieniały się w minuty, minuty w godziny... 

Angel_of_death: Żyjesz tam?
solitario123: Może. Już nie masz fochów?
Angel_of_death: Hej, to wcale nie są fochy.
solitario123: Są. Zachowujesz się jak dziecko.
Angel_of_death: Odezwał się.
solitario123: Dokończyłaś piosenkę?
Angel_of_death: Zmiana tematu? Co, brak riposty chłopczyku?
solitario123: Ale jesteś denerwująca.
Angel_of_death: Jeden z moich ukrytych talentów.
solitario123: Nagły wzrost samooceny?
Angel_of_death: Wkurzasz..
solitario123: Ty też.
Angel_of_death: Słuchaj, Federico czy jak ty tam masz...
solitario123: Spokojnie, nie wywołuj kłótni.
Angel_of_death: Ja wywołuję? Ugh, nie ważne.
solitario123: Jak zwykle 'nieważne'.
Angel_of_death: Debil
solitario123: Hej! Twoje wulgarne słownictwo jest użyte nie na miejscu w tej jakże interesującej konwersacji i wpływa z pewnością niekorzystnie na mój, jakże wysoki, stan intelektualny. 
Angel_of_death: Chcesz zostać psychologiem?
solitario123: Być może...
Angel_of_death: Jak dla mnie to GŁUPIE
solitario123: Nie podnoś na mnie czcionki.
Angel_of_death: W realu też jesteś taki głupi?
solitario123: Wcale nie jestem głupi, tylko niepełnosprytny. I tak, jestem.
Angel_of_death: I tak się nie spotkamy, więc to bez znaczenia.
solitario123: Skąd ta pewność?
Angel_of_death: Bo tak.
solitario123: Znowu piszesz jak dziecko. Może będziesz przejazdem w Buenos?
Angel_of_death: A może nie?
solitario123: Spotkalibyśmy się w parku...
Angel_of_death: Którym? Tu jest wiele parków.
solitario123: Tu? Zaraz. Gdzie ty jesteś? W Argentynie?


Głupi błąd...

Angel_of_death: Nie o to chodziło, chciałam napisać, że tam
solitario123: Coś nie wierzę.
Angel_of_death: Tak to jest jak się pisze z samcem. Wszyscy myślicie tak samo.
solitario123: Czemu kłamiesz? Nie bój się napisać prawdy.
Angel_of_death: Muszę lecieć, siostra mnie woła.
solitario123: Nie, czekaj! Chcę wiedzieć.
Angel_of_death: Jakoś mało mnie obchodzi co ty chcesz.
solitario123: Mów
Angel_of_death: Próbujesz zrobić ze mnie niepełnosprytną?
solitario123: Tu nie trzeba nic robić. Tak to już jest, że niepełnosprytni żyją wśród swoich :D
Angel_of_death: Głupek.
solitario123: Mało to inteligentne. Czemu nie odpowiesz?
Angel_of_death: Tak, mieszkam w Argentynie. Zadowolony?
solitario123: Czemu skłamałaś?
Angel_of_death: A czemu nie?
solitario123: Przynajmniej teraz możemy się spotkać.
Angel_of_death: Co? Nie.
solitario123: Dlaczego?
Angel_of_death: Bo nie.
solitario123: Czemu jesteś taka uparta?
Angel_of_death: A czemu ty jesteś taki ciekawski?
solitario123: Bo tak. To kiedy? Dzisiaj?
Angel_of_death: Nie mogę.
solitario123: Jutro?
Angel_of_death: Jestem zajęta.
soliatrio123: W środę?
Angel_of_death: Nie.
solitario123: Dziecko
Angel_of_death: Wiem, że jesteś dziecinny.
solitario123: Wredne, uparte to takie. Grrr... Trudno.
Angel_of_death: Zasłużyłeś na kopniaka.
solitario123: To dalej. Będę tu czekał, aż umrę z nudów.

"W ramionach anioła
odlecę daleko stąd,
Z tego ciemnego, zimnego pokoju
I z nieskończoności, której się boisz..."

Poranek był dość mglisty i deszczowy. Znowu. Ciemne smugi burzowych chmur coraz gęściej zbierały się na niebie. Ludzie zamknięci pod kolorowymi parasolami zwinnie omijali siebie nawzajem.
Otarła zimny policzek mokry od kilku deszczowych kropel, a może łez? Słone jak łzy, chłodne jak deszcz.
Zeskoczyła z parapetu zatapiając stopy w miękkim, beżowym puchatym dywanie. Kolejna bezsenna noc.
Wzięła do ręki niedużą szczotkę, zanurzyła w gęstwinie ciemnych loków. Czesała włosy wpatrując się w swoje ledwo widoczne lustrzane odbicie.
Brzydka, naiwna, zniszczona...      ZABITA?
Komunikator. Może się uzależniała, miała to gdzieś. Coś napisał.

solitario123: Dziś rano?

Zamknęła laptopa. Nie chciała i tyle. Dlaczego nie rozumiał?

Otworzyła szafę pełną zakurzonych już różowych sukienek. Wszystkie były od Ludmiły, wszystkie. A co najgorsze? Nie potrafiła się ich pozbyć. Wspomnienia wracały niszcząc odbudowywane kawałek po kawałku życie.
Stanęło na legginsach i rozwleczonej czerwonej koszulce.
Ludzie gnali tłumnie pod parasolami. Uciekali przed deszczem. A wśród nich zakapturzona dziewczyna, kontrastująca z szarością. Jak plama krwi na prześcieradle.
Szkoła.
Lekcja, przerwa, lekcja, przerwa, lekcja, przerwa... Codzienność. Rutyna.
Powrót do domu, komunikator.

solitario123: Dziś popołudniu?


Płacz, gitara, piosenka. Płacz, gitara, piosenka. Płacz, gitara, piosenka, okno? I gorzkie łzy aniołów.

Komunikator

solitario123: Dziś wieczorem?

Aksamitna pościel, miękki puch, łzy. Łzy, łzy, łzy.

Sen? Łzy, piosenka, okno, łzy, piosenka, okno. Płacz aniołów, deszcz gwiazd, srebrne oko.
Aksamitna pościel, miękki puch, łzy...
Okno, płacz aniołów, deszcz gwiazd, srebrne oko. Łzy, piosenka...
Poranek?
Komunikator

solitario123: Nie wczoraj rano, nie popołudniu, nie wieczorem. Dzisiaj?

Myśl, dreszcz, ból głowy.


Angel_of_death: Park, ulica Rosales, 16:00. Nie spóźnij się. 

Przyspieszony oddech

Kołatanie serca
Drżenie dłoni.

Droga, aleja, park...


"But let mi start by saying
I love you"

Park świecił pustkami, za co pewnie odpowiedzialny był deszcz. Jak mogli się bać płaczu nieba? Wymalowane lafiryndy skryte pod metrowymi warstwami tak zwanego "podkładu", choć wolała nazywać go tynkiem, przewrażliwione starsze panie, biznesmenki w swoich wizajnerskich drogich ubraniach. Eleganciki w garniturach, cienkie karykatury nieprzypominające mężczyzn, dojrzali panowie w marynarkach i kapeluszach... Uciekali, materialiści.
A przed słońcem też uciekają?
Szła wolno, czarna wdowa. Czarna sukienka, jedna z nielicznych, które nosiła, może nawet lubiła. Czarne loczki. Czarny lakier.
Czarne serce?
Ekscytacja, nerwy, smutek, mieszanka wybuchowa. I tak się właśnie czuła, jakby coś ją rozsadzało od środka. Bo choć sama sobie nie chciała się przyznać, kochała go. 

"Don't leave me in all this pain,
Don't leave me out in the rain"


Już tylko chwila..
Minuta.
Sekundy.
Zaraz go zobaczy.
- Naty?
Odwróciła się. Śmiać się płakać?
Choć nieświadomie, łzy płynęły.
Rozczarowanie?
Trudno opisać co działo się w jej sercu. Smutek. Tętnił w żyłach, palił w płucach.
Jego głos rozmył się na wietrze. 
Jego oczy zostały w tyle.
A jego zapach wciąż drażnił nos.

"Your little piece of heaven turns to dark..."

***
Nie mówcie mi, jak bardzo spieprzyłam. Wiem to -,-
Cóż... Trzeba w końcu coś dodać, za długo już zawodzę.

Wiem, że jest bez ładu, bez sensu, nie poukładane... W ogóle brak jakiejkolwiek logiki. Wybaczcie!
Tak, mamy pięć tekścików pisanych kursywą w cudzysłowiu. Są to kolejno: Arash "Broken Angel", Sarah McLachlan "Angel", Lionel Richie "Hello", Toni Braxton "Unbreak my heart" i Roxette "Listen to your heart". Resztę stanowią moje głupie pomyślunki.
Tak no, więc tego. Macie, poznali się, zawiedli, wiedzą już, kim są naprawdę. Teraz trzeba to trochę uporządkować... A może nie? Kto wie co mi do tego głupiego łba przyjdzie.
To chyba tyle z mojej strony. Kolejny kiedyś tam, jeżeli wena pozwoli. Tymczasem zapraszam na cudne dzieła moich kochanych słoneczek tututu i tu
Kocham was szafirki (Aciu, wybacz że ukradłam Twój zwrot, ale jest przeuroczy).
Ana J.


PS.: Srebrne oko to oczywiście księżyc tak dla niewtajemniczonych... 



wtorek, 17 czerwca 2014

Liebster Blog Award again...



Witam (znowu) bez rozdziału (znowu), ale z nominacją do LBA (znowu). Naprawdę nie rozumiem, dlaczego mnie wybieracie. Czy te moje bezsensowne dyrdymały naprawdę tak wam się podobają?
Cóż.. Rozdział się pisze, a teraz przejdę do tematu. Zostałam nominowana przez Pannę Martin. Dziękuję!

1. Ulubione zwierzę domowe?
Jaszczurki :)
2. Co sądzisz o współczesnych ludziach, którzy mają się za wyższą "rangę"?
Sądzę, że to głupie. Nie ma ludzi lepszych, ani gorszych. Każdy jest równy wobec siebie, ma taką samą wartość. Nie ważne czy jest śliczną błękitnooką uśmiechniętą blondynką, czy starszym bezdomnym ciemnoskórym mężczyzną. Wygląd, wiek, płeć, kolor skóry... Nic tutaj nie gra roli. Wszyscy jesteśmy tak samo ważni. 
3. Ulubiony cytat?
"Zamykam oczy i robię głęboki wdech. Myślę o swoim życiu i jak tu wylądowałem. Myślę o szkodach, zniszczeniach i krzywdach, jakie wyrządziłem sobie i innym. Myślę o nienawiści do samego siebie. Myślę o tym, jak i dlaczego i co się stało. Myśli przychodzą mi z łatwością, a odpowiedzi nie." 
~ James Frey
4. Piosenka, z którą masz wiele wspomnień?
"My immortal" ~Evanescence, "Zawsze tam gdzie ty" ~Lady Pank
5. Obawiasz się przyszłości?
Szczerze? Nie. Myślę o tym, co dzieje się dziś, w tym momencie. Ważne jest dla mnie to, co mogę zmienić czy czasem naprawić, jeżeli w przeszłości namieszałam. Oczywiście istnieje jakiś tam pewnego rodzaju strach, ale zamiast tracić czas na coś, czego nigdy nie będę pewna, wolę spędzić go pracując nad swoim życiem, naprawiając błędy i iść naprzód szczęśliwie :)

To tyle :) Nikogo nie nominuję, nie kontynuuję zabawy :)
Do rozdziału puszki!
Ana J.


poniedziałek, 9 czerwca 2014

One shot - Głęboka zieleń szmaragdowych oczu

Postaci: Natalia, Leon
Uwagi: Sceny bardzo drastyczne, nałogi, wulgaryzmy

Dedykuję moim kochanym słoneczkom: Sapphire, Wiktorii P., kornelii80 i oczywiście Katniss Parker. Kocham was!

*
*


10.02.2014 Madryt, Hiszpania
Kochany Leonie,
Obiecałam. Obiecałam, że zapomnę. Miałam wyjechać i raz na zawsze zostawić przeszłość za sobą. Miałam nie myśleć nad innymi rozwiązaniami. Miałam zacząć nowe życie.
Tylko jak mam żyć bez Ciebie?
 Miesiąc. Minął miesiąc, odkąd ostatnio czułam Twój zapach, miękkość skóry. Miesiąc dzieli mnie od ostatniego spojrzenia w Twoje szmaragdowe oczy. Były takie ciepłe. Tylko na mnie tak patrzyłeś...
Pamiętam, gdy pierwszy raz je ujrzałam. Miałam wówczas dziesięć lat. Nie będę się rozpisywać, w końcu doskonale znasz tą historię. Chcę Ci tylko powiedzieć, że przy Tobie poczułam się... kochana. Dałeś mi coś, czego nawet rodzice mi nie dali.
Zawsze broniłeś mnie przed innymi, pomagałeś. Byłeś niczym starszy brat, którego nigdy nie miałam. Czułam dumę, że mam takiego przyjaciela. A Twoje magiczne oczy od tamtej pory śniły mi się co noc.
Tylko dlaczego wszystko co dobre kiedyś się kończy? Dlaczego to, co cieszyło, już nie cieszy?
Moje życie drastycznie się zmieniło. Jestem chudsza, bledsza. Z nikim nie rozmawiam. Nawet z Leną, a dobrze wiesz, jak ją kocham. Czasem wieczorem słyszę jak płacze siedząc koło moich drzwi. Wciąż liczy, że to minie, że się wyleczę. Tylko czy złamane serce można wyleczyć?
Prawdę mówiąc nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam na dworze. Spacery kończą się w kiosku po drugiej stronie, gdy co tydzień idę po zapasy tytoniu. Tak, uzależniłam się. Potrzebuję nikotyny tak, jak potrzebuję Ciebie. Błąd. Ciebie potrzebuję dużo bardziej.
Szkoła? Zasadniczo rzadko tam bywam. Bo po co?
No i przestałam śpiewać.
Pamiętasz moje dębowe pianino? To, na którym grałeś mi zawsze piękne ballady, radosne skoczne melodyjki i nieco przygnębiające rock'owe utwory? Rodzice zanieśli je na strych. Teraz tam się kurzy. Gitara... Prawie jej nie widać zza warstwy pajęczyn. Perkusja zginęła pod warstwami kurzy i dymu. Nawet nie wiem, gdzie moje nuty. Wszystko we mnie umarło, muzyka ucichła.
Ty pewnie nie tęsknisz. Mam nadzieję, choć piszę to z bolącym sercem, że zapomniałeś. O mnie, o wszystkich tych latach spędzonych wspólnie, każdej piosence śpiewanej razem. Wierzę, że zrobiłeś coś, czego ja nie umiem. Zacząłeś żyć na nowo.
Twoja Natalia

PS.: Nie łudzę się, że odpiszesz. Nie oczekuję tego. Po prostu pisanie łagodzi ból. Ta tęsknota mnie wykańcza.

*
"I jeżeli musisz odejść,
Pragnę, byś po prostu odszedł,
Bo Twoja obecność wciąż tu ciąży
I nie zostawi mnie w spokoju"
*

17.02.2014 Madryt, Hiszpania
Drogi Leonie,
Kolejny tydzień bez Twoich zielonych oczu.
Bez Twojego uśmiechu.
Bez Twoich ramion.
Bez Ciebie.
Jest gorzej. Z każdym dniem powstają nowe rany. Pociesza mnie tylko myśl, że każdy dzień przybliża mnie do śmierci, a to jest właśnie moim pragnieniem. Marzeniem, którego chcę najmocniej na świecie.
Bez Ciebie nie ma dla mnie życia.
Wczoraj poszłam do sklepu. Rozumiesz - papierosy schodzą coraz szybciej ginąc dymem w moich płucach. Wiesz, że sprzedawca też miał zielone oczy? Jednakże mogę je śmiało nazwać cieniem Twoich. Były zaledwie wspomnieniem, odbiciem, marną kopią. Nie miały tego charakterystycznego dla Ciebie blasku. Takie... matowe, zszarzałe.
Mimo ich smutku i ponurości tak bardzo mnie zraniły. Bo tą swoją odmiennością przypomniały mi, że już nigdy więcej nie ujrzę Twoich. Tęsknię za Tobą. Wiem, że nie powinnam, ale tak jest. Nie umiem zapomnieć.
Natalia

PS.: Ta tęsknota mnie niszczy.

*
"Twoja twarz nawiedza, niegdyś moje najprzyjemniejsze sny.
Twój głos wypędził ze mnie cały rozsądek"
*

28.02.2014 Madryt, Hiszpania
Leonie,
Wybacz mi te plamy u doły kartki, ale nie umiem już powstrzymać łez. Twoje imię tak realne i widoczne... Napisane moim zniekształconym pismem.
Coraz częściej mam wrażenie, że nasze wspólne lata były zaledwie snami, że tak naprawdę Ciebie nie ma. Jesteś tylko wytworem mojej dzikiej fantazji, która z wolna wymyka się z rąk. Teraz na przykład widzę, jak stoisz koło mojego łóżka z tymi swoimi zielonymi oczami.
Powiedz mi, czy jesteś prawdziwy?
Istniejesz?
Dzisiaj rano przez szparę w drzwiach wpadło trochę słońca tworząc na ścianie zieloną poświatę. Gęstniejący w powietrzu dym przyćmił ją trochę, ale i tak widziałam dobrze. Przypomniała mi Twoje oczy, choć odcień był zupełnie inny. Tym razem kolor był jaśniejszy, zbyt jasny. Raził. Nie był łagodny, oliwkowy, żywy. Nie wyglądał jak wiosenne pączki młodych listków. Nie widziałam w nim tej troski, miłości...
Bo to była miłość, prawda?
Naty

PS.: Wiesz, że kupuję inne papierosy? Mocniejsze. Najmocniejsze na rynku, aż w płucach pali. I wiesz co? I tak nie pomogło. Ta tęsknota mnie pożera.

*
"Gdybyś płakał, otarłabym każdą z Twoich łez.
Gdybyś krzyczał, walczyłabym z każdym z Twoich lęków..."
*

7.03.2014 Madryt, Hiszpania
Leonie,
Nie sądziłam, że brak odzewu z Twojej strony tak bardzo będzie mi ciążył. Nie liczyłam na to, że odpiszesz. Po prostu pisałam, by choć na chwilę przestać myśleć, że już nigdy Cię nie ujrzę. Kto by pomyślał, że piękny ciepły szmaragd Twych tęczówek będzie dla mnie przekleństwem? Koszmarem?
Teraz pisanie już nie wystarcza, przeciwnie. Dostarcza jeszcze więcej męki.
Ale nie mogę przestać.
Dlaczego?
Bo pisanie stało się dla mnie rutyną, wpisało się w plan codzienności. Każdego dnia próbuję sklecić choć kilka zdań, ale mętlik w mojej głowie na to nie pozwala. Dlatego piszę tak rzadko. To dla Ciebie dobrze, prawda?
Widzisz, jest po drugiej, a ja siedzę i próbuję wymyślić choć trochę sensownego tekstu. Nie umiem. Kilka godzin temu, wieczorem, kolejny raz sięgnęłam po żyletkę. Tak, Leonie. To ona zastępuje mi pustkę po Tobie. Ostry metal otworzył stare rany, naznaczył nowe. Usiadłam w łazience i wpatrywałam się w krew spływającą do zlewu. Ostra purpura.
Widzisz, dzisiaj w ogóle nie widziałam zielonego. Nie było kompletnie nic. Cały dzień leżałam pod kołdrą i płakałam. Teraz siedzę sobie na oknie. Pierwszy raz od wyjazdu z Buenos Aires podniosłam rolety. Musiałam, pragnęłam zobaczyć młode listki, które pomału zaczynają wyrastać na gałęzi. Na próżno. Księżyc znikł za chmurami, podobnie jak gwiazdy. Uliczne latarnie rażą mnie swoją niemrawą żółcią.
Obraz Twoich oczu w mojej pamięci jakby zbladł, barwa się zatarła. Bo nie widziałam dzisiaj tej cholernej zieleni. Może pora zapomnieć? Nie.
Bo widzisz, ja nie chcę zapomnieć. Nawet jakbym chciała, nie mogę. Bo jesteś jedynym, co utrzymuje mnie przy życiu.
Wybacz to koślawe pismo. Nie śpię od dwóch dni. Nie pamiętam kiedy ostatnio zjadłam coś poza pomarańczami. Pamiętasz? Uwielbiałeś je. A może nadal uwielbiasz? Do tego łzy zacierają mi ten list skąpany w łagodnym świetle lampki nocnej.
Przepraszam, że wciąż Ci ciążę. Zabieram Ci szansę na nowe życie, wciąż wysyłam listy, ale nie potrafię bez Ciebie żyć, naprawdę.
Natalia

PS.: Wybacz ost..tnie linij..i. Długo..is wyśliz...e mi si.. z rąk. Ta tęskn..ta mn..e trawi.

*
"Te rany zdają się nie goić,
Ten ból jest po prostu zbyt prawdziwy,
Tego jest tak wiele, że czas nie może wszystkiego wymazać..."
*

15.03.2014 Madryt, Hiszpania
Kochany Leonie,
Właśnie siedzę z naszym starym wspólnym zdjęciem. Widzisz sięgałam chusteczki z biurka i spadło na ziemię. Być może nie powinnam go podnosić? W końcu upadło, tak jak my.
Jest wyblakłe, dopadnięte upływem lat. Widać, że było robione osiem lat temu. Niedługo po naszym poznaniu. Pamiętasz? Jak pozowaliśmy zmoknięci po naszym pierwszym tańcu? Padał wtedy deszcz, zupełnie tak jak teraz. Nie pamiętam już jak wygląda. Słyszę tylko ciche stukanie o metalowy parapet.
Kupiłam sobie nową żyletkę, zieloną... Jak Twoje oczy. Tak na wszelki wypadek, żeby już więcej nie było dnia bez zieleni. Nie chcę, aby wspomnienie Twych szmaragdowych tęczówek znów zblakło, muszę zachować je w pamięci. Tylko dzięki niemu żyję, nadaje jakiś sens moim mękom.
Mama była u mnie kilka dni temu. Gdy znów zobaczyła pełen talerz, chusteczki i żyletkę zaczęła krzyczeć. Mówiła, że odda mnie do psychiatryka, że tylko nienormalni ludzie się tną. Wrzeszczała jak bardzo żałuje, że jestem jej córką i że ma ze mną tyle problemów. Powiedziała mi też, iż uważa moje zachowanie za chorobę psychiczną. Potem wyszła trzaskając drzwiami i od tamtej pory nie przyszła. Przestała też przynosić jedzenie.
Ona nie rozumie. Nigdy nie straciła kogoś tak ważnego, nie wie, jak to jest. Nie ma pojęcia, że tylko rany fizyczne pozwalają złagodzić cierpienie.
Mimo jej słów wciąż ją kocham. Dlaczego? Gdybyś tu był, wyjaśniłbyś mi.
Nigdy mnie nie kochała, zawsze uważała mnie za coś zbędnego. A tata? Taty nie ma. Jest na konferencji i nawet nie pyta, jak się czuję. Chcą mnie oddać do szpitala psychiatrycznego, by w końcu uwolnić się od 'problemu', pozbyć się zbędnego gówna, które tylko zawadza. Tak, tak właśnie wygląda nasza rodzina.
Ale przecież wiesz, więc czemu o tym piszę?
Bo może już zapomniałeś.
Teraz wybacz, Lena przyniosła pomarańczę.
Twoja na zawsze, Naty.

PS.: Ta tęsknota mnie rani.

*
"Jestem zmęczona trwaniem tu,
Stłumiona przez wszystkie me dziecięce lęki..."
*

1.04.2014 Madryt, Hiszpania
Najdroższy Leonie,
Tak dawno nie pisałam. Ale pewnie Tobie to nie przeszkadza, co? Nie widziałam celu w dalszym pisaniu, w końcu Tobie nie zależy.
Widzisz... Heroina. Jedno słowo, a tak wiele znaczy. Moje ręce całe w strupach - śladów po żyletce - znalazły nowego przyjaciela. Strzykawkę. Od dwóch tygodni biorę. I wiesz co?
Nic.
Nie pomaga. Nic kurwa nie pomaga. Mam ochotę roztrzaskać sobie głowę o ścianę. Może w tym miejscu, w którym nie ma już tynku? Tęsknota była zbyt wielka, nie wytrzymałam. Zaczęłam walić pięściami w ścianę, aż po moich dłoniach spłynęła krew. Gdyby nie Lena...
Od tamtej pory w ścianie widnieje niewielka dziura. Piękna, umazana zbrązowiałą już krwią.
Kokaina. Tego też próbowałam. Wciągałam przez dwa tygodnie. I nic. Też nic nie dało. Ból tylko się wzmożył. I dalej cierpię płacząc całymi dniami.
Miałam jeden dzień złości, krzyków, bicia. A potem.. Znów cisza. Zamknęłam się u siebie, w zasadzie ciągle jestem tu zamknięta. Jak zmarniały już słowik, który oduczył się śpiewać.
Jestem... Ale jakby mnie nie było. Bo już nie żyję. Tylko istnieję, to nie to samo. Nie czuję, Nie myślę, nie widzę... Śnię. Tak, to dobre wytłumaczenie. Najchętniej umarłabym. Tylko wiesz dlaczego nie mogę? Przez te Twoje zielone oczy. Za każdym razem kiedy trzymam żyletkę na nadgarstku widzę je w głowie.
A może w rzeczywistości?
W końcu... jesteś wytworem mojej wyobraźni, prawda?
Widzę jak płaczą, a każda szmaragdowa łza jest na wagę złota. Przynajmniej dla mnie. Nie mogę patrzeć jak te właśnie łzy wypływają z właśnie Twoich oczu. Jak rosa spływa z gładkich liści tulipanów, albo deszcz z młodych pączków drzew. I rzucam żyletkę przez pokój ponownie płacząc.
Widzisz co się ze mną dzieje?
Nie mogę się nawet zabić.
Więc co mogę?
Natalia

PS.: Ta tęsknota mnie dobija.

*
"Przez te wszystkie lata trzymałam Cię za dłoń,
A ty wciąż masz mnie całą."
*

22.04.2014 Madryt, Hiszpania
Najukochańszy Leonie,
Ciemność mnie przygnębia.
Rany po żyletce pieką.
Heroina się skończyła.
Od tygodnia myślę tylko o tym skąd wziąć pieniądze na kolejną działkę. Nie mam już pomysłów. Siedzę przed lustrem. Widzę bladą twarz, podkrążone oczy i sine usta.
Znowu dawno nie pisałam. Po prostu nie chcę Ci dłużej zatruwać Twojego nowego życia.
Czuję jeszcze głębszą pustkę. Już nie mam łez, wypłakałam wszystkie. Przestałam się ciąć, nie mam już miejsca. No i nie mam pieniędzy.
Wybacz te bazgroły, ale ręce zbyt mi się trzęsą. Jestem zbyt słaba, by utrzymać długopis. Jak widzisz pomarańcze nie wystarczą.
Wiesz, że piszę to wszystko zielonym długopisem? Tak, tak zielonym jak Twe oczy. Nie, trochę innym. Ciemniejszym, a może... jaśniejszym? Nie wiem już. Tak dawno nie widziałam Twoich oczu.
Oczy. Pamiętam, że były w odcieniu najczystszej, najgłębszej zieleni, jaką w życiu widziałam. Były błyszczące, dawały nadzieję. Podnosiły mnie na duchu. Tylko... Nie pamiętam ich.
Wiesz jak to jest?
Gdy coś, co nadaje sens Twojemu życiu nagle znika?
Nie mogę odtworzyć Twojej twarzy w mojej głowie. Nie wiem... Chyba wariuję. Czuję, jak się rozsypuję. Przyłóż ucho do mojej piersi, a nie usłyszysz dźwięku. Tak, przestało bić już dawno.
Wybacz, że kartka jest poplamiona. Nawet nie wiem od czego. Chyba zaschnięta krew. Tak, chyba tak. To było wczoraj. Nie, dzisiaj. Albo tydzień temu? Nie wiem. Wariuję Leon. Wariuję.
Ja.. Nie wiem. Daty mi się mieszają, dni zlewają się ze sobą, a Twoje szmaragdowe oczy... Wyblakły. Jak tamta stara fotografia.
Dlaczego Leon?
Dlaczego?
Kochająca Cię Naty

PS.: Ta tęsknota mnie dusi.

*
"Zwykłeś mnie urzekać
Swym niesamowitym blaskiem
Ale teraz jestem związana przez życie, które pozostawiłeś."
*

29.04.2014 Buenos Aires, Argentyna
Natalio,
Moje serce... już nie bije.
Mnie też już nie ma.
Moje szmaragdowe oczy wyblakły. Tak jak w Twojej głowie.
Co mam napisać? Czytając wszystkie listy płakałem plamiąc je jeszcze bardziej. Nie mogłem, nie chciałem... Wciąż wierzyłem, że się pozbierasz, że ktoś wyciągnie Cię z dna, na które oboje spadliśmy. Chciałem tylko, abyś była szczęśliwa. Chciałem, byś zrozumiała. Jestem nic nie wartym śmieciem, który rani wszystkie. Nie mogłem Ci wiele dać. Prędzej czy później odszedłbym, bo takie mam życie, tak właśnie robię. Jestem sukinsynem.
I tak byś cierpiała. Prędzej, czy później. Chciałem Cię od tego uchronić. Dlatego kazałem Ci wyjechać. Dlatego wtedy powiedziałem, co powiedziałem.
Widzisz, po naszym pierwszym spotkaniu... Ja naprawdę... Mieliśmy być przyjaciółmi. Bez uczuć, bez zobowiązań. Przyjaciele na zawsze. Więc dlaczego? Dlaczego musiałaś mnie pokochać? Czy nie rozumiesz, że ja nie mam serca? Jestem tylko kolejnym dupkiem, który bez sensu zniszczył Ci życie.
Nie, nie zacząłem nowego życia. Nie jestem w stanie. Myślałem, że tak będzie lepiej, gdy wyjedziesz. Zapomnisz o mnie i o tym całym syfie. Pokochasz kogoś wartego Twoich uczuć. Chciałem, abyśmy odnaleźli swoje drogi, byli szczęśliwi. Myliłem się.
I teraz to wiem. Wyjechałaś... I nagle wszystko straciło sens. Muzyka nie jest już muzyką. Jest pustym dźwiękiem przenikającym do głowy. Przyjaciele... Ostatnio widziałem ich w lutym, przed Twoim wyjazdem. Moje serce pękło.
I nagle zrozumiałem. Zrozumiałem, dlaczego tak cierpię. Bo nie byłaś dla mnie tylko przyjaciółką. Pokochałaś mnie, gdy byłem nic nie wart. Chciałem Cię wyleczyć z tej chorej miłości. Ale... ja też...
Zakochałem się w aniele, na którego nie zasłużyłem.
Którego nie dane mi było mieć.
Proszę skarbie, wybacz mi.
Leon

PS.: Kiedy wracasz do Buenos Aires?

*
"Tak mocno próbowałam wmówić sobie, że odszedłeś.
I chociaż wciąż jesteś ze mną
Przez cały czas byłam samotna..."
*

6.05.2014 Madryt, Hiszpania
Sz.P. Leonie,
Chcielibyśmy z wielkim smutkiem oświadczyć, iż w dniu 3 maja 2014 roku nastąpił zgon panny Natalii Perdido. Jej obrażenia były zbyt wielkie, by można było pomóc. Przyjmowanych przez pannę Perdido dawek narkotyków (heroiny i kokainy) organizm nie wytrzymał. Ponadto niedożywienie przyczyniło się do szybszej śmierci. Wysyłamy powiadomienie, gdyż było to ostatnią wolą naszej pacjentki. Prosiła również, by przekazać panu ten oto krótki list.

Z poważaniem Jacinto Gerardo Botello
ordynator szpitala Clinica Santa Elena, ul. La Granja 8
tel. +34 914539400

2.05.2014 Madryt, Hiszpania
Kochanie,
Czuję, że to koniec. Jestem w szpitalu.
Dlatego piszę ten list. Łzy już nie płyną.
Chyba pierwszy raz mam czystą kartkę. Tak. Nie wiem od czego zacząć. Te rany tak głębokie i wciąż żywe... Teraz jakby zniknęły. Czuję się taka wolna, wiesz?
Wyszłam z pokoju. Mały słowik znów się uwolnił. I przestało mi się mieszać w głowie.
A co ważniejsze... znów zaśpiewałam! Wczoraj, w karetce. Razem z Leną.
Muszę napisać coś, co doskonale wiesz. Zawsze wiedziałeś, dlatego kazałeś mi wyjechać. Kocham Cię. Tak strasznie Cię kocham. Nie jak przyjaciela, ale jak coś cennego, czego nie można stracić.
Wiedz, że jestem szczęśliwa. Bo o mnie zapomniałeś, ułożyłeś sobie życie.
Mam nadzieję, że też jesteś szczęśliwy.

Twoja i zawsze tylko Twoja Natalia

PS.: Ta tęsknota mnie zabiła.
PS*.: Znów pamiętam Twoją twarz. I głęboką zieleń Twoich szmaragdowych oczu.

*
"Teraz powiem co dla Ciebie zrobiłam,
Wypłakałam 50 tysięcy łez,
Krzycząc, oszukując i krwawiąc dla Ciebie,
A ty wciąż mnie nie słyszysz..."
*

Kartka spadła na ziemię.
Serce pękło.
A szmaragdowe łzy wciąż płynęły...


***
Witam :) Przybywam z One shotem, jednak dzisiaj udało mi się go skończyć :)
Pierwsza piosenka, której skrawki macie między listami to "My immortal" Evanescence, a ostatnia strofa jest z "Going under" również Evanescence.
Możecie mnie zabić.
Beznadzieja.
Dno.
Żal
Żal
Żal...
Cóż.. Uprzedzałam drastyczność.. Ale nie beznadziejność. Trudno, musicie to przeżyć.
To do usłyszenia!
Ana J.



LBA, czyli Liebster Blog Award po raz drugi :)




Witajcie aniołki! Wiem, że powinnam tu do was przybyć z nowym rozdziałem, ale cóż... Bywa! Musicie wiedzieć, że szykuję dla was One shot, jakoś w tym tygodniu powinien się pojawić :)

Do rzeczy. Zostałam nominowana przez MarutęMikoshi 丸田神輿, dziękuję słońce! Nie zasłużyłam, ale cóż...


1. Ile masz lat?
14 :) Za dziewiętnaście dni 15 :)
2. Jaka jest Twoja ulubiona postać z Violetty?
Hmm.. Ciężko wybrać. Bardzo lubię Naty, kocham ją!
3. Masz jakieś zwierzę? Jeśli tak, to jakie?
Mam rocznego psiaka rasy shih-tzu i rybki :)
4. Ulubiony parring z Violetty?
O matko... Naxi na pewno :) Marcesca, Leonetta... Fedena (Fede+Lena), Tomiła, Cares :) Diegara. A Broduey? Hm.. Niech sobie będzie z Aną, czy kimś tam :) Chyba tak. Ogólnie pasują mi wszystkie pary :)
5. Jaki jest Twój ulubiony gatunek literacki?
Nie mam ulubionego. Czytam wszystko od trenów i hymnów przez tragedie i komedie po baśnie i powieści.
6. Co jest Twoim ulubionym daniem?
Em.. Paróffki!! Nie no, tak serio to... Czekaj muszę pomyśleć. Co ciągle i nałogowo pożeram? Spaghetti! <3
7. Czytasz mojego bloga?
Niestety nie, ale postaram się zrehabilitować :) Ostatnio zaniedbałam moją blogową działalność, ale wracam do żywych, więc nadrobię :)
8. Masz rodzeństwo? Jeśli tak, to jakie?
Mam siostrzyczkę moją kochaną :) Jest dwa lata starsza.
9. Ulubiony smak lodów?
CIASTECZKOWE :D Niestety, są trudno dostępne :/ Nad morzem można je kupić i czasem gdzieś się pojawiają :) A tak to chyba biała czekolada :)
10. Jaką postać z Violetty lubisz najmniej?
A wiesz, że się nie zastanawiałam? Lubię chyba wszystkich... No, może poza Esmeraldą. Od początku nie lubiłam tej małpy!!
11. Kiedy masz urodziny?
Zeszłoroczny koniec roku szkolnego, tegoroczny dzień po :) 28 czerwiec :)

NOMINUJĘ:




PYTANKA:
1. Ulubiona książka?
2. Ulubiony pisarz?
3. Ulubiony band?
4. Ile masz 'wiosen'?
5. Ulubiona parka z Violetty?
<Będą coraz głupsze, bo kończą mi się pomysły>
6. Ulubiony... przedmiot w szkole?
7. Ulubiona piosenka?
8. Ulubiony blog? <To dopiero głupie -.->
9. Jakie cechy najlepiej opisują Twoją osobowość?
10. Co w sobie lubisz?
11. Kolor włosów, oczu?



Obserwatorzy