poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Capitulo Seis "One step closer..."



Ciemnoczerwona torba podskakiwała obijając się o udo przy każdym postawionym kroku. Zaschnięte łzy zamieniły się w ciemnoszarą strużkę na policzku. Przydługawa koszulka tańczyła wokół nóg, idealnie współgrając z krwistoczerwonymi rurkami.
Kopnęła kamyk czubkiem czarnego martensa. Rzeczywistość była okrutna. Niszczyła ją kawałek po kawałeczku odbierając wszystko, co dawało jej chociaż zarys radości. Niszczyła marzenia, nadzieje, plany. Odbierała wiarę czyniąc każdy dzień gorszym od poprzedniego. Znęcała się nad jej wyniszczonym ciałem próbując wykończyć do końca ofiarę, którą sobie upatrzyła. Tydzień po tygodniu, dzień po dniu, godzina po godzinie, minuta po minucie... Wszystko blakło, niczym stare zdjęcie, aby na końcu zupełnie zniknąć. Stawała się coraz większym wrakiem wyjątkowo mocno skrzywdzonym przez los.
Brak matki.
Brak przyjaciół.
Brak miłości.
Nigdy nie czuła się kochana przez nikogo poza Leną. Każdy, kto dawał jej choć odrobinę ciepła, prędzej czy później odchodził. Niszczył życie nastolatki tak bardzo, jak było to możliwe.
Nie było na świecie osoby równie znienawidzonej przez los, który bezlitośnie się nad nią pastwił. Samotność była niemalże wyczuwalna otaczając Hiszpankę z każdej strony. Niczym ryba zaplątała się w sieć nienawiści i kłamstw i mimo wszelkich starań nie mogła się z niej wydostać. Aż w końcu przestała próbować.
Mgła wydawała się jeszcze gęściejsza niż rano oblewając swoim bezkresem całe miasto, aż po czubki drzew. Widziała może na dwadzieścia metrów, dalej jej wzrok napotykał wszędzie tą samą biel.

Zadrżała naciskając klamkę. Fala ciepła uderzyła ją na progu. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo zmarzła. Weszła do kuchni wstawiając wodę. Wsypała łyżeczkę kawy do kubka, po czym usiadła na blacie.
Miała dosyć takiego życia. Nic, co robiła, nie miało najmniejszego sensu. Nie liczyła się dla nikogo, nikt się nią zbytnio nie przejmował. Była tylko kolejną marionetką.
Już nawet muzyka nie dawała ukojenia. Cierpienie wdzierało się w każdą część jej życia, a raczej tego, co powinno być życiem. Odbierało wszystko, na czym jej zależało. To ból niszczył jej duszę, rozdzierał od środka.
Zalała filiżankę wrzątkiem wdychając zapach życiodajnego naparu. A może nie warto się przejmować? Może trzeba przejść swoją drogę, aby na końcu zniknąć niczym bańka mydlana? Znaleźć się gdzieś, gdzie nie ma cierpień?
Albo gdzieś, gdzie jest ich jeszcze więcej...

Z niechęcią włączyła laptopa odkładając kubek na szafkę, po czym usadowiła się wygodnie na łóżku. Pierwsze łzy popłynęły już po wyświetleniu się pulpitu, którą zdobiła twarz Włocha. Płacz wzmagał się z każdym obejrzanym zdjęciem. I znowu, histeria. Przełknęła głośno ślinę próbując uspokoić przyspieszony oddech.

Na każdej fotografii on, jego śliczna twarz rozjaśniona przez ogromny uśmiech. Na kilku ostatnich był nawet Leon, ale to na bardzo starych zdjęciach.
Dlaczego? Dlaczego ją niszczyli? Dlaczego ją zabijali? Dlaczego odebrali jej wszystko? Myśli krążyły w kółko po jej głowie pieczętując się jednym, jedynym pytaniem. Przymknęła powieki.

Mijały minuty, czas się dłużył, a na wyświetlaczu ci raniący najbardziej. Po upływie godziny męczącego łkania znalazła w sobie choć odrobinę chęci na cokolwiek. Wystukała adres jednego z portali społecznościowych, które nieczęsto odwiedzała. Nie pasowała tam. Czuła się tak obco, niechcianie. Była jak mały błazenek w oceanie pełnym dużych pięknych ryb.

Ta strona była wyjątkowo przez Natalię lubiana. Każdy pozostawał anonimowy, podpisując się jedynie nickiem. Wpisała kod dostępu zatapiając zmęczone oczy w morzu zdjęć dodanych przez stałych użytkowników. Najwięcej dodała niejaka karista720 i k_3PO_00. Ci muszą mieć nudne życie!
Dziesięć minut wystarczyło, aby przejrzeć całą dzisiejszą zawartość strony. Nim się jednak wylogowała w prawym dolnym rogu zielona kropka zwróciła jej uwagę.

solitario123: "Kiedy ciało jest smutne, serce powoli umiera..."


Cytat tak bardzo pasujący do jej osoby. Tyle, że jej serce dawno już umarło. Wpatrywała się chwilę w zdanie rozmyślając nad odpowiedzią. Nie mogąc wymyślić nic lepszego odpisała coś mało twórczego.


Angel_of_death: Co proszę?

solitario123: "Kiedy ciało jest smutne, serce powoli umiera..."

Cisza.

Zdziwienie.
Zaduma.
Cytat tak idealnie odzwierciedlający jej osobę. Tylko skąd niejaki solitario mógł to wiedzieć?

Angel_of_death: O co chodzi?

solitario123: Twój nick. O ile się nie mylę znaczy to "Anioł śmierci"
Angel_of_death: Wow! Znasz angielski! Kim jesteś?
solitario123: Jestem solitario123
Angel_of_death: Niewiele mi to mówi.
solitario123: Cóż... Twój nick też nie jest zbyt naprowadzający.

Angel_of_death: Więc po co piszesz?
solitario123: Z nudów
Angel_of_death: Przecież mnie nie znasz.
solitario123: To jest w tym wszystkim najlepsze :)

Zmartwienia uleciały. Zostało tylko jedno, jedno jedyne pytanie. Kim do cholery jest solitario123?


Angel_of_death: Nie chce mi się pisać. Dlaczego nie napiszesz do rainbow07 albo 88sunny? Z pewnością są bardziej rozmowni.

solitario123: Skąd ta pewność, że szukam kogoś rozmownego?

Racja...


Angel_of_death: Twój nick...

solitario123: Co?
Angel_of_death: samotnik123
solitario123: Wow! Znasz hiszpański!
Angel_of_death: Piszemy po hiszpańsku.
solitario123: Jakbym nie wiedział.

Ha! "Wiedział".. Facet.


Angel_of_death: Nie chce mi się pisać.

solitario123: Znów to powtarzasz, a jednak ciągle piszesz.

Słuszna uwaga. 


Angel_of_death: samotnik... Chyba nie masz zbyt ciekawego życia.

solitario123: To tylko nick. 
Angel_of_death: Ale musi coś znaczyć.
solitario123: A ty, aniele śmierci?
Angel_of_death: To tylko nick.
solitario123: Ale musi coś znaczyć.

Inteligentny...

Pokonywał ją jej własną bronią. Wlepiała wzrok w czat czytając kolejno linijki tekstu.

solitario123: Coś nie piszesz.

Angel_of_death: A co pisać?
solitario123: Cokolwiek.
Angel_of_death: Twoje imię.
solitario123: Heh. Nie dasz za wygraną?
Angel_of_death: Chcę wiedzieć kto tak trafnie wybiera cytaty.
solitario123: Trafnie... A więc twój nick coś znaczy.
Angel_of_death: Tego nie napisałam.
solitario123: Nie, wcale.
Angel_of_death: Daj już spokój.

Kto to jest do cholery?


solitario123: Zakładam, że jesteś dziewczyną.

Angel_of_death: Dlaczego?
solitario123: Cała rozmowa jest jakaś taka.. dziewczęca. Poza tym napisałaś "napisałam" trochę wyżej.
Angel_of_death: Brawo za spostrzegawczość.
solitario123: Dziękuję.
Angel_of_death: Jesteś chłopakiem.
solitario123: Dlaczego?
Angel_of_death: Piszesz jak typowy facet. Do tego napisałeś "wiedział" trochę wyżej.
solitario123: Brawo za spostrzegawczość.
Angel_of_death: Dziękuję.

Rozmowa przeciągała się. Wciąż pisali do siebie pewnymi zagadkami, które z czasem udawało się rozwikłać lub przez przypadek zdradzali swoją tożsamość. Nie ukrywając poczuła coś dziwnego. Jakby los dawał jej wreszcie znać, że wcale nie jest aż taka samotna, że są inni, którzy też tak żyją. Przykładem był solitario123.


solitario123: Halo! Ziemia do Angel_of_death!

Angel_of_death: Co proszę?
solitario123: Pytałem, czy masz kogoś. No wiesz. Przyjaciółkę lub przyjaciela?
Angel_of_death: To już nie jest twoja sprawa.
solitario123: Czyli nie. Jesteś samotna.
Angel_of_death: Nie ważne! Nie twój interes.

Miał rację. Była samotna jak nikt inny na świecie. Czuła się niepotrzebna, odrzucona. Nawet jej rodzina rzadko z nią rozmawiała.

Otarła łzy, które od godziny płynęły po rumianych policzkach. Miała dosyć. Spojrzała na ekran czytając jedno zdanie, jedną wiadomość, na którą sama nie umiała sobie odpowiedzieć.

solitario123: Czego ty się boisz?


Przez długi czas myślała. Odpowiedź wydawała się tak banalna, tak łatwa, a jednak wciąż błądziła palcami po klawiszach szukając odpowiednich słów. Umysł jakby wirował w kółko próbując znaleźć odpowiedź, której w rzeczywistości sama nie znała.

Czego się tak naprawdę boisz Natalia?

Angel_of_death: Pająków.

solitario123: Wiesz, że nie o to pytałem.
Angel_of_death: Nie ważne. Możemy zmienić temat?
solitario123: ...

Nie odpisywał. Przez dłuższą chwilę nic nie pisał.

Może się wreszcie odczepi?
Ta, odczepi się. A później co? Znowu zwiniesz się w kłębek i będziesz ryczeć odcinając się od świata?
Kolejny raz stworzysz wokół siebie barierę i z nikim nie będziesz rozmawiać?

solitario123: Gdzie mieszkasz?

Angel_of_death: ...
solitario123: No co? Chciałbym wiedzieć.
Angel_of_death: To już nie powinno cię obchodzić.
solitario123: Dlaczego?
Angel_of_death: Madryt, Hiszpania

Skłamała. 


solitario123: Buenos Aires, Argentyna.


Mieszkał... W Buenos Aires? Czyli mógł być każdym, kogo do tej pory znała. Mógł być optymistycznym Brodueyem, nieco buntowniczym Leonem czy głupkowatym Andresem. Mógł być też kimś, kogo do tej pory nie poznała. Tak, na pewno tak. Przecież nikt z jej znajomych nie był.. o taki.
Ta, znajomych. Raczej nikt, kto chodził z nią do szkoły. Albo nikt ze znajomych Violetki. Przecież sama nie miała nikogo.


Angel_of_death: Trochę daleko.

solitario123: Tak, ale to nic. 
Angel_of_death: Chciałabym tam kiedyś pojechać. Słyszałam o takiej szkole, Studio21...

Wkraczała na cienki lód. 


solitario123: Ta, jest tu coś takiego. A co, lubisz śpiewać?


Co odpisać? Jak odpowiedzieć?


Angel_of_death: Nienawidzę.


Kolejne kłamstwo.


solitario123: Ja też nie. Wolę tańczyć...


A więc tancerz. 


Angel_of_death: Też czasem tańczę, ale... Nie umiem.


Nie skłamała. Przecież nie umiała tańczyć, nie umiała nic. Była beznadziejna.


solitario123: A tam. Na pewno nie jest źle.

Angel_of_death: Jest gorzej, wierz mi.

Głośne trzaśnięcie drzwiami. 

Kroki.
Drzwi jej pokoju otworzyły się z wielkim świstem, a na progu... uśmiechnięta Lena.

Angel_of_death: Muszę kończyć. Cześć!


Zamknęła laptopa zapraszając siostrę gestem ręki. Blondynka przebiegła przez pokój rzucając się na łóżko.

- Co jest? - spytała uśmiechniętej siostry. Sama nie była w nastroju, ale cieszyła się jej szczęściem.
- Nawet nie wiesz, co się dzisiaj wydarzyło - i rozpoczęła długą opowieść o tym, jak śpiewała sobie idąc do szkoły i że jakiś człowiek ją zaczepił mówiąc, że zna ją z bloga. Chciał go od niej odkupić, ale powiedziała, że śpiewa tylko dla swoich fanów i że w życiu go nie sprzeda. Później w szkole jakiś tam chłopak do niej zagadał i zaprosił ją na zbliżającą się potańcówkę.
- Czyli dzień udany? - spytała opierając kudłatą główkę o ramię siostry.
- Nawet nie wiesz jak bardzo! - odparła z głupawym uśmiechem, po czym wstała tłumacząc się nadmiarem prac domowych i wybiegła z pokoju.

I znowu sama...


Srebrna tarcza księżyca płynęła powolnie po niebie srebrząc czubki drzew swoim blaskiem. Otworzyła oczy mokre od łez. Siedziała na parapecie spoglądając na krajobraz nocnego miasta. Wszystko takie mroczne, ciemne. Pustki na ulicach odpowiadały pustce jej wnętrza, samotność odbierającą dopływ tlenu. Czuła się jak w klatce. Zamknięta z każdej strony, dusząca własnym lękiem. Niemalże czuła niewidzialny mur oddzielający ją od reszty nędznych istnień. 

Poluzowała nieistniejącą pętelkę na swojej szyi. Wszystko wróciło. 
Ból
Smutek
Nienawiść
Leona nie ma, Federico nie ma. Znowu jest sama. 
I nagle w jej głowie zrodziła się melodia...


Si te sientes perdido en ningun lado,
Viajando a tu mundo del pasado,
Si dices mi nombre yo te ire a buscar...


***
Witam ponownie! Strasznie przepraszam za te trzy tygodnie opóźnienia, ale cóż, tak wyszło. Ostatnio byłam trochę zajęta :(
Chciałam tylko napisać, że teraz rozdziały będą się pojawiały rzadziej!
Mamy szóstkę! I jak? Wiem, że beznadzieja, ale cóż...
Wybaczcie, że prawie sam dialog.
Wybaczcie, że nudne.
Wybaczcie, że do bani.
Przepraszam...
Ana J.


Obserwatorzy