Inolvidable, Małgosi i wszystkim, którzy podtrzymują mnie na duchu.
- Maximiliano! – darła się w niebogłosy jakby co najmniej
zbliżał się koniec świata – Na dół!
Jeżeli naprawdę wierzyła, że przyjdzie, musiała być cofnięta umysłowo. Bo nie
miał najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka, a tym bardziej nie do niej. Nakrył
głowę poduszką jak to miał w zwyczaju próbując choć trochę uciszyć jej głośne
wrzaski. Pewnie zaraz tu przylezie.
Nie czekał długo. Rumor na schodach świadczył, że jest wyraźnie zirytowana.
Otworzyła drzwi ze świstem, a ślad jej obcasa wyrył się na oszlifowanym
drewnie.
- Przecież cię wołam do cholery! – aż chrypa łamała jej głos, tak się darła.
- Nie mamo, jestem głuchy i nie słyszę.
- Nie pyskuj! – i znowu zabrała mu poduszkę, jak zawsze robiła rano. Czy choć
raz nie mogła się zlitować? – Zawieziesz Susanę do babci. Rosa chce iść na
spacer. Musisz jeszcze pozmywać i… Matko boska! Jak tu wygląda? Posprzątasz tu!
- I co jeszcze? Może mam przystrzyc trawę nożyczkami do paznokci i wyczyścić
podłogę szczoteczką do zębów?
- Max! – takiego ognia w jej oczach jeszcze nie widział. Już od tygodnia grał
jej na nerwach tymi, no „wykroczeniami”.
- Może mam plany? – od razu pożałował swojego pytania – No co?
Warknęła zaciskając pięści. Zawsze była furiatką, ale bez przesady. Ostatnimi
czasy przeginała. Coraz częściej zastanawiał się nad psychiatrą. Wyszła z
pokoju wrzeszcząc coś o beznadziejności swojego potomstwa. „Jak ja tego
smarkacza wychowałam..” i te inne. A on znowu wtulił się w ukochaną poduszkę
ani myśląc o słuchaniu tych bezsensownych bzdur.
- Naty… - Lena stanęła w drzwiach opierając się o framugę.
Wyglądała na doroślejszą, z tym poważnym wyrazem twarzy przerastała nawet
samego Hectora. Do całego tego zgrywania dorosłej nie pasował tylko jeden
element – poplamiona biała bokserka. No tak, uwielbiała biały.
- Wiem co chcesz powiedzieć – odłożyła chusteczkę pociągając nosem – Ale wiem
też, że miałam rację. Zdania nie zmienię. – usiadła na łóżku chwytając się za
skronie. Obolała głowa stała się nad wyraz ciężka, przeszkadzała. Za dużo płaczu?
- Naty, wiesz, że ojciec jest uparty i wiesz, że dotknęła go śmierć mamy.
Nie musiałaś mu jeszcze dokładać…
- Co? – spojrzała na Lenę, której twarz wyrażała maksymalną ilość emocji.
„Wiesz, że nie o to mi chodziło” zdanie dzwoniło w uszach, choć nie
wypowiedziane – Twierdzisz, że to moja wina?
Cisza. Ta głupia cisza, która mówi więcej, niż jakakolwiek ilość słów.
Blondynka zacisnęła wargi spuszczając głowę, jednak wciąż nie oderwała wzroku od
siostry.
- Kłamał przez tyle lat… - szepnęła bardziej do siebie niż do rozmówczyni – A
teraz to moja wina?
- Nie zaczynaj, proszę.
- Dobrze wiesz, jaka jest prawda! Stworzył jej mylny obraz, wmawiał mi, że taka
była. Ale wiesz co? Myślę, że sam nie chciał uwierzyć w to, jakim była
bezdusznym człowiekiem i ile nienawiści potrafiła w sobie mieć. Te kłamstwa
były bardziej potrzebne jemu, niż mnie. Jeśli chce, proszę, niech żyje tym
gównianym wspomnieniem, mam to gdzieś. – szybkim krokiem wyszła z pokoju mijając
siostrę.
- Naty… - nie słyszała.
Tego dnia znów padało. Długie strugi deszczu ściekały
z liści drzew, które dziś miały wyjątkowo poszarzałą barwę. Ulice świeciły
pustkami, chłodne krople spływały po szybach samochodów. A on szedł przez park
trzymając kruchą dłoń pięcioletniej siostrzyczki, która skakała przez kałuże w
nieco za dużych kaloszach. Fioletowy płaszczyk z niezliczoną liczbą kieszeni
podskakiwał przy jej nóżkach, a brązowe warkoczyki okalały pyzatą piegowatą
buźkę. Drugą rączką tuliła do piersi ulubionego misia.
- Maxi, weź – podała mu maskotkę, po czym pobiegła przed siebie asfaltową
drogą.
- Rosa, czekaj! – krzyknął obserwując pięciolatkę, której sylwetka stawała się coraz mniejsza w jego oczach.
- Rosa, czekaj! – krzyknął obserwując pięciolatkę, której sylwetka stawała się coraz mniejsza w jego oczach.
I wciąż szedł w milczeniu myśląc o tej cholernej idiotce, którą chyba kochał. Tylko jak połączyć miłość z nienawiścią? Dwa uczucia będące swoimi przeciwieństwami, a pomiędzy nimi pustka, cholerna pustka. Bo nie można nienawidzić kochając. I nie można kochać nienawidząc. Więc co miał zrobić? Znowu przeklął swój pieprzony życiorys. Gdyby znalazł tą, jak powiadają, jedyną prawdziwą ukochaną, nie miałby teraz problemu. Po prostu olałby sprawę. Gdyby był dawnym Maxim... Zmienił się? Nie mógł dać sobie spokoju. Wciąż drążył temat, coś go do niej ciągnęło. Do jej ciemnych loczków, niemal czarnych oczu i tych miękkich warg o krwistoczerwonej barwie, stale zamkniętych w smutnym uśmieszku.
Usłyszał cichy pisk. Odzyskał trzeźwość myślenia. Rzucił się biegiem przez park by znaleźć siostrę, której nigdzie nie mógł dostrzec. Jakim cudem dopuścił do tego myśląc o kimś, kogokocha nienawidzi?
- Rosa! - krzyknął. Nie odpowiadała. Z każdą sekunda robił się coraz bardziej spięty. Biegał i biegał, aż w końcu opadł z sił z trudem łapiąc oddech.
- Nic ci nie jest? - pochwaliła się pokaźną dziurą w nieco za dużych beżowych spodenkach. Wzięła małą na ręce sadzając ją na przydrożnej ławeczce. Co z tego, że mokra. Brzegi postrzępionego jasnego materiału zabarwiały się z wolna na czerwono. Taki dziwny, przerażający odcień. Intensywnie karminowy, na widok którego głupie lalunie mdleją. - Jak masz na imię? - spytała w końcu, co wcześniej nie przeszło jej przez myśl.
- Rosa - wyjąkała dziewczynka. Nie płakała. Wykrzywiła tylko wargi w coś, na kształt grymasu, próbując pozbyć się nieprzyjemnego pieczenia gdzieś na nóżce.
- Jestem Natalia - wszystko wyglądało jak na jakimś kiepskim filmie. Tylko jednego elementu brakowało, który teraz zupełnie stracił znaczenie. Odgarnęła ciemny loczek wciskając dłonie do kieszeni - Jesteś sama? - spytała w przelocie usilnie czegoś szukając.
- Z.. z bratem - wyglądała trochę zabawnie, gdy siłując się z ograniczającym guzikiem ciężkiego płaszcza próbowała dostrzec ranę. Cóż, dzieci już tak mają, a ta mała była nadzwyczaj pobudliwa. I tylko delikatnie zadarty nosek usiany słodkimi piegami nadawał jej tej anielskości dziecka. Inaczej można by ją było przyrównać do małego potworka bagiennego. Zwłaszcza teraz, z tymi brudnymi bursztynowymi warkoczykami.
Znalazła w końcu paczkę chusteczek, jak na złość włożoną do wewnętrznej kieszeni. Wyjęła jedną obserwując, jak czysta biel pochłania nadmiar purpurowej cieczy. Tymczasem Rosa nerwowo wierciła się na ławeczce jęcząc cicho.
- Boli? - spytała próbując jakoś podtrzymać rozmowę, przynajmniej tak postąpiłaby każda normalna osoba. Ale jej to nie bawiło, nie była normalna. W zasadzie jaka była?
- Trochę - uśmiechnęła się słabo zaczepiając małymi paluszkami o krawędź niewysokiej ławki.
- Musimy poczekać na twojego brata. - stwierdziła, co bardziej brzmiało jak pytanie. Jakoś nie uśmiechało jej się spędzenie popołudnia w towarzystwie narwanego dziecka. Nie to, że nie lubiła piegowatych Einsteinów. Po prostu nie była w nastroju, tak to można podsumować. Wstała rozglądając się po zamglonych alejach, czy gdzieś przypadkiem nie błąka się jakiś rozdrażniony czternastolatek. Oczywiście, że nie. Jak na złość. Usiadła więc obok małego stworzenia z zaciekawieniem oglądającego nowy skrzep. Westchnęła nie łudząc się nawet, że niecały metr dziesięć ze sterczącymi włosami może mieć coś na kształt telefonu. Nie mówiąc już o numerze tego tam... brata. No więc pozostało jej czekać. Mogła zawsze odprowadzić potworka do domu, ale nie chciała być odpowiedzialna za nagły atak serca chłopaka, o czym następnego dnia trąbiłyby brukowce.
Wyciągnęła telefon spoglądając na wyświetlacz. Mała wciąż oglądała kolano, czego nie chciała jej przerywać rozmową. Zresztą na jaki temat można porozmawiać z obcym przedszkolakiem? Godzina po dziewiętnastej. Nie poprawiło jej to humoru.
Nie musiała wcale długo czekać co, nie ukrywając, było miłym zaskoczeniem. Zza zakrętu wybiegła ciemna sylwetka z każdą sekundą nabierająca kształtów. Przykucnęła przy dziewczynce.
- Twój brat? - włosy muskały jej policzki. Kiwnęła głowa w stronę niewyraźnej jeszcze postaci.
- Tak - uśmiechnęła się szeroko. Nie lubiła takich uśmiechów. W ogóle nie lubiła radości, czy może nie potrafiła polubić. Uniosła kącik ust do góry, brat stanął. Już miała odwrócić głowę - Maxi! - zamarła.
Dlaczego musiała być tak cholernie śliczna? I dlaczego wciąż nie potrafił wyrzucić jej z pamięci? Nie mógł tego pojąć, nie potrafił. Szukał pomocy wszędzie, nawet w matce.
- Nie zawracaj mi teraz głowy – zbyła go. Lekceważąco machnęła ręką, bo na tyle w jej mniemaniu zasługiwał. Był jej synem, a ona traktowała go jak wyrzutka. I w końcu nie dała mu odpowiedzi. Ojciec, choć próbował, i tak nie pomógł. Bez względu na to jak bardzo się starał.
- Kochasz ją?
- Tato, przecież mówię, że jej nienawidzę.
- Jak możesz jej nienawidzić, jeżeli ciągle o niej myślisz?
- Nie wiem, właśnie dlatego nie rozumiem.
- A za co jej tak nie lubisz?
- Jest dziwna. Zawsze siedzi z dala od reszty, nie odzywa się. Do tego przyjaźni się z tą całą Ludmiłą, która stale kieruje jej życiem, a ona jej na to pozwala. Daje sobą pomiatać, byle by zachować ją przy sobie. Nie potrafię tego pojąć.
- Maxi – spojrzał w oczy syna – może kiedyś straciła osobę na tyle dla niej ważną, że teraz nie potrafi zaufać? Albo boi się, że znowu kogoś straci?
- Tato, przecież…
- Przemyśl to, synu. Pamiętaj, że ci, którzy milczą, mają zazwyczaj najwięcej do powiedzenia.
I wyszedł.
Gdzie w tym sens? Jak to rozumieć? Przecież Natalia była tą głupią, milczącą. Tą, która nie potrafi żyć stale czekając, że ktoś nią pokieruje. Nie mógł jej kochać, nie mógł. Wmówił to sobie, na pewno tak nie było. Po prostu wydała mu się inna niż wszystkie i dlatego myślał, że coś poczuł. To tylko ściema, kłamstwo. Pora się obudzić i wrócić do szarej rzeczywistości, w której każde z nich idzie osobno we własnym świecie.
Wtedy zasnął nie zauważając, że rozwiązanie jest tuż obok.
A teraz stał jak kołek patrząc na siostrę, byle tylko odwrócić uwagę od niej. Na świecie jest prawie siedem miliardów ludzi, więc dlaczego musiało trafić akurat na nią? Dlaczego tak zakorzeniła się gdzieś w sercu i nie chciała wyjść?
- Szukałem cię, mała - i znowu ta cholerna braterska troska wzięła górę nad emocjami zmuszając go, by podszedł do ławki. Usłyszał równomierny oddech, a w zasadzie dwa oddechy. I poczuł piękny zapach waniliowych perfum. - Wszystko w porządku?
- Tak - trochę sepleniła, ale i tak była słodka. Jeszcze chwilę temu chciała jak najszybciej pozbyć się potworka, teraz czuła żal, że już się rozstają. Bo była przerażająco urocza. I wbrew wszystkiemu, co do tej pory myślała, obdarzyła Rosę pewnego rodzaju sympatią. I własnie ta sympatia walczyła o dominację z tępym uczuciem zrezygnowania. Bo nie było już ucieczki od Maxiego. - Natalia mi bardzo pomogła.
Bez słowa przykucnął obok. Poczuła, jak wszystko w niej się rozpływa. I znowu znajome ciepło ich ciał. A niezręczność wisiała w powietrzu tuż nad tańczącymi duszami. Nie odzywał się spuszczając wzrok.
- Ja... - przejęła inicjatywę, choć cholernie się przed tym wzbraniała. Zacisnął wargi - Przepraszam, po prostu zobaczyłam ją i... Chciałam tylko...
- Nie tłumacz się - przerwał beznamiętnie. Ukryła ulgę pod maską nieszczerego uśmiechu. No może pół-uśmiechu. A raczej zwykłego grymasu. - Dziękuję... - nie spodziewała się usłyszeć kiedykolwiek tych słów, a tym bardziej z jego ust. Mimo tego, że wydukanych szeptem. - Dziękuję, naprawdę - powiedział już głośniej niemal dławiąc się tonem niechęci. Zgrabnie go tuszował, ale ona wiedziała. W odpowiedzi uśmiechnęła się słabo, no bo co innego mogła zrobić? Jak na złość znowu zaczynało padać, a wybiegając z domu nie zdążyła zabrać nawet zwykłej bluzy.
- Maxi, chcę do domu - mała zaczęła machać nóżkami i nagle zrobiła się wyjątkowo irytująca. Chłopak wziął ją na ręce i jeszcze raz odwrócił się w stronę Natalii.
- Nie idziesz? - spytał z... prostotą? - Zaraz będzie padać.
- Tak, nie, tak. Znaczy... Idę, ale w inną stronę. - na jedną chwilę skrzyżowała ich spojrzenia.
- Okej - i odwrócili się z zamiarem odejścia, kiedy jej uszu dosięgnął ostatni krzyk chłopaka - Dzięki. I przepraszam - tego już nie mogła usłyszeć.
I chociaż inną drogą miała znacznie bliżej do domu, nie chciała iść w towarzystwie Maxiego. Tak po prostu. Bo z każdym wypowiedzianym słowem niezręczność była coraz większa.
A przed snem jedyne o czym myślała były ciemne mieniące się tęczówki.
Usłyszał cichy pisk. Odzyskał trzeźwość myślenia. Rzucił się biegiem przez park by znaleźć siostrę, której nigdzie nie mógł dostrzec. Jakim cudem dopuścił do tego myśląc o kimś, kogo
- Rosa! - krzyknął. Nie odpowiadała. Z każdą sekunda robił się coraz bardziej spięty. Biegał i biegał, aż w końcu opadł z sił z trudem łapiąc oddech.
- Nic ci nie jest? - pochwaliła się pokaźną dziurą w nieco za dużych beżowych spodenkach. Wzięła małą na ręce sadzając ją na przydrożnej ławeczce. Co z tego, że mokra. Brzegi postrzępionego jasnego materiału zabarwiały się z wolna na czerwono. Taki dziwny, przerażający odcień. Intensywnie karminowy, na widok którego głupie lalunie mdleją. - Jak masz na imię? - spytała w końcu, co wcześniej nie przeszło jej przez myśl.
- Rosa - wyjąkała dziewczynka. Nie płakała. Wykrzywiła tylko wargi w coś, na kształt grymasu, próbując pozbyć się nieprzyjemnego pieczenia gdzieś na nóżce.
- Jestem Natalia - wszystko wyglądało jak na jakimś kiepskim filmie. Tylko jednego elementu brakowało, który teraz zupełnie stracił znaczenie. Odgarnęła ciemny loczek wciskając dłonie do kieszeni - Jesteś sama? - spytała w przelocie usilnie czegoś szukając.
- Z.. z bratem - wyglądała trochę zabawnie, gdy siłując się z ograniczającym guzikiem ciężkiego płaszcza próbowała dostrzec ranę. Cóż, dzieci już tak mają, a ta mała była nadzwyczaj pobudliwa. I tylko delikatnie zadarty nosek usiany słodkimi piegami nadawał jej tej anielskości dziecka. Inaczej można by ją było przyrównać do małego potworka bagiennego. Zwłaszcza teraz, z tymi brudnymi bursztynowymi warkoczykami.
Znalazła w końcu paczkę chusteczek, jak na złość włożoną do wewnętrznej kieszeni. Wyjęła jedną obserwując, jak czysta biel pochłania nadmiar purpurowej cieczy. Tymczasem Rosa nerwowo wierciła się na ławeczce jęcząc cicho.
- Boli? - spytała próbując jakoś podtrzymać rozmowę, przynajmniej tak postąpiłaby każda normalna osoba. Ale jej to nie bawiło, nie była normalna. W zasadzie jaka była?
- Trochę - uśmiechnęła się słabo zaczepiając małymi paluszkami o krawędź niewysokiej ławki.
- Musimy poczekać na twojego brata. - stwierdziła, co bardziej brzmiało jak pytanie. Jakoś nie uśmiechało jej się spędzenie popołudnia w towarzystwie narwanego dziecka. Nie to, że nie lubiła piegowatych Einsteinów. Po prostu nie była w nastroju, tak to można podsumować. Wstała rozglądając się po zamglonych alejach, czy gdzieś przypadkiem nie błąka się jakiś rozdrażniony czternastolatek. Oczywiście, że nie. Jak na złość. Usiadła więc obok małego stworzenia z zaciekawieniem oglądającego nowy skrzep. Westchnęła nie łudząc się nawet, że niecały metr dziesięć ze sterczącymi włosami może mieć coś na kształt telefonu. Nie mówiąc już o numerze tego tam... brata. No więc pozostało jej czekać. Mogła zawsze odprowadzić potworka do domu, ale nie chciała być odpowiedzialna za nagły atak serca chłopaka, o czym następnego dnia trąbiłyby brukowce.
Wyciągnęła telefon spoglądając na wyświetlacz. Mała wciąż oglądała kolano, czego nie chciała jej przerywać rozmową. Zresztą na jaki temat można porozmawiać z obcym przedszkolakiem? Godzina po dziewiętnastej. Nie poprawiło jej to humoru.
Nie musiała wcale długo czekać co, nie ukrywając, było miłym zaskoczeniem. Zza zakrętu wybiegła ciemna sylwetka z każdą sekundą nabierająca kształtów. Przykucnęła przy dziewczynce.
- Twój brat? - włosy muskały jej policzki. Kiwnęła głowa w stronę niewyraźnej jeszcze postaci.
- Tak - uśmiechnęła się szeroko. Nie lubiła takich uśmiechów. W ogóle nie lubiła radości, czy może nie potrafiła polubić. Uniosła kącik ust do góry, brat stanął. Już miała odwrócić głowę - Maxi! - zamarła.
Dlaczego musiała być tak cholernie śliczna? I dlaczego wciąż nie potrafił wyrzucić jej z pamięci? Nie mógł tego pojąć, nie potrafił. Szukał pomocy wszędzie, nawet w matce.
- Nie zawracaj mi teraz głowy – zbyła go. Lekceważąco machnęła ręką, bo na tyle w jej mniemaniu zasługiwał. Był jej synem, a ona traktowała go jak wyrzutka. I w końcu nie dała mu odpowiedzi. Ojciec, choć próbował, i tak nie pomógł. Bez względu na to jak bardzo się starał.
- Kochasz ją?
- Tato, przecież mówię, że jej nienawidzę.
- Jak możesz jej nienawidzić, jeżeli ciągle o niej myślisz?
- Nie wiem, właśnie dlatego nie rozumiem.
- A za co jej tak nie lubisz?
- Jest dziwna. Zawsze siedzi z dala od reszty, nie odzywa się. Do tego przyjaźni się z tą całą Ludmiłą, która stale kieruje jej życiem, a ona jej na to pozwala. Daje sobą pomiatać, byle by zachować ją przy sobie. Nie potrafię tego pojąć.
- Maxi – spojrzał w oczy syna – może kiedyś straciła osobę na tyle dla niej ważną, że teraz nie potrafi zaufać? Albo boi się, że znowu kogoś straci?
- Tato, przecież…
- Przemyśl to, synu. Pamiętaj, że ci, którzy milczą, mają zazwyczaj najwięcej do powiedzenia.
I wyszedł.
Gdzie w tym sens? Jak to rozumieć? Przecież Natalia była tą głupią, milczącą. Tą, która nie potrafi żyć stale czekając, że ktoś nią pokieruje. Nie mógł jej kochać, nie mógł. Wmówił to sobie, na pewno tak nie było. Po prostu wydała mu się inna niż wszystkie i dlatego myślał, że coś poczuł. To tylko ściema, kłamstwo. Pora się obudzić i wrócić do szarej rzeczywistości, w której każde z nich idzie osobno we własnym świecie.
Wtedy zasnął nie zauważając, że rozwiązanie jest tuż obok.
A teraz stał jak kołek patrząc na siostrę, byle tylko odwrócić uwagę od niej. Na świecie jest prawie siedem miliardów ludzi, więc dlaczego musiało trafić akurat na nią? Dlaczego tak zakorzeniła się gdzieś w sercu i nie chciała wyjść?
- Szukałem cię, mała - i znowu ta cholerna braterska troska wzięła górę nad emocjami zmuszając go, by podszedł do ławki. Usłyszał równomierny oddech, a w zasadzie dwa oddechy. I poczuł piękny zapach waniliowych perfum. - Wszystko w porządku?
- Tak - trochę sepleniła, ale i tak była słodka. Jeszcze chwilę temu chciała jak najszybciej pozbyć się potworka, teraz czuła żal, że już się rozstają. Bo była przerażająco urocza. I wbrew wszystkiemu, co do tej pory myślała, obdarzyła Rosę pewnego rodzaju sympatią. I własnie ta sympatia walczyła o dominację z tępym uczuciem zrezygnowania. Bo nie było już ucieczki od Maxiego. - Natalia mi bardzo pomogła.
Bez słowa przykucnął obok. Poczuła, jak wszystko w niej się rozpływa. I znowu znajome ciepło ich ciał. A niezręczność wisiała w powietrzu tuż nad tańczącymi duszami. Nie odzywał się spuszczając wzrok.
- Ja... - przejęła inicjatywę, choć cholernie się przed tym wzbraniała. Zacisnął wargi - Przepraszam, po prostu zobaczyłam ją i... Chciałam tylko...
- Nie tłumacz się - przerwał beznamiętnie. Ukryła ulgę pod maską nieszczerego uśmiechu. No może pół-uśmiechu. A raczej zwykłego grymasu. - Dziękuję... - nie spodziewała się usłyszeć kiedykolwiek tych słów, a tym bardziej z jego ust. Mimo tego, że wydukanych szeptem. - Dziękuję, naprawdę - powiedział już głośniej niemal dławiąc się tonem niechęci. Zgrabnie go tuszował, ale ona wiedziała. W odpowiedzi uśmiechnęła się słabo, no bo co innego mogła zrobić? Jak na złość znowu zaczynało padać, a wybiegając z domu nie zdążyła zabrać nawet zwykłej bluzy.
- Maxi, chcę do domu - mała zaczęła machać nóżkami i nagle zrobiła się wyjątkowo irytująca. Chłopak wziął ją na ręce i jeszcze raz odwrócił się w stronę Natalii.
- Nie idziesz? - spytał z... prostotą? - Zaraz będzie padać.
- Tak, nie, tak. Znaczy... Idę, ale w inną stronę. - na jedną chwilę skrzyżowała ich spojrzenia.
- Okej - i odwrócili się z zamiarem odejścia, kiedy jej uszu dosięgnął ostatni krzyk chłopaka - Dzięki. I przepraszam - tego już nie mogła usłyszeć.
I chociaż inną drogą miała znacznie bliżej do domu, nie chciała iść w towarzystwie Maxiego. Tak po prostu. Bo z każdym wypowiedzianym słowem niezręczność była coraz większa.
A przed snem jedyne o czym myślała były ciemne mieniące się tęczówki.
***
Hej skarby!
Wiem, że miał być później, ale dzisiaj skończyłam.
Wybaczcie beznadziejność, brak weny :(
I wybaczcie, że ciągle zatruwam wam życie tymi moimi bzdurami bez sensu.
Cóż.. Do następnego, o ile ktoś w ogóle będzie chciał go przeczytać!
Wybaczcie beznadziejność, brak weny :(
I wybaczcie, że ciągle zatruwam wam życie tymi moimi bzdurami bez sensu.
Cóż.. Do następnego, o ile ktoś w ogóle będzie chciał go przeczytać!
Ana Julia
No kurczę, ja nigdy nie zdążę skomentować xD
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację pod poprzednim rozdziałem <3 Nie musiałaś. Takie małpy nie zasługują na podobne rzeczy. Mnie to tylko żelazkiem po ryjku.
Tak sobie czytam i wszystko się we mnie rozpływa.
Kiedy zakochiwał się w Natalce, nie wiedział kim jest naprawdę. I takie fajne bum - okazało się, że to osóbka, której szczerze nienawidzi. Albo nie zna? Może to właściwsze określenie. Wyrobił sobie opinię jako osoba z zewnątrz. No i tak zupełnie niechcący ją pokochał, bo w końcu dotarł do jej serca, może nie tak całkowicie - ale przełamał pewne bariery.
Jak ja kocham takie niespodziewane miłości xD
Zawsze rozczulało mnie to jak ktoś siebie nie lubi, a potem takie love <3 Jestem szczęśliwa, motylki i jednorożce śpiewają Arka Noego. Coś w ten deseń.
Synu robi się milszy. Ech, tak patrzę na górny fragmencik. Jestem okropną matką :(
NIE JESTEM COFNIĘTA UMYSŁOWO XD SYNU, NIE PYSKUJ, ZAPITALAJ Z SIOSTRĄ NA SPACER!
Jak ja tego smarkacza wychowałam...
Kocham to opowiadanie, tak jak kocham mleko czekoladowe, Kermita i Ciebie <3 I strasznie podoba mi się to, że nie rzucili się na siebie od razu, tylko wciąż są tacy drżący, niepewni siebie. Istnieje takie fajne coś jak "chwila słabości". Jak dopadnie syna, to będzie ciekawie. Ona się nigdy nie zapowiada. Czasami wystarczy tylko dłużej popatrzeć w takie bufonowe oczy na przykład...
Mówię z doświadczenia. Marta rzuca się monitor, jak ogląda zdjęcia Facu. Wręcz liże. Ale ona jest bułką, tak że ten...
Tak bardzobardzobardzo kocham tutaj być <3 Często tutaj jestem. Czytam sobie rozdziały, czerpię inspirację, płaczę, bo ja też chcę taki talent i tak bardzo boli mnie ta smutna duszyczka Natalki... Ale syn jak chcę, to potrafi. Wierzę w niego.
I głupio mi, że zawsze się tu spóźniam. Jest to jeden z moich najukochańszych blogów, zajmuje szczególne miejsce w moim serduchu, a nie wiem, czy należycie to okazuję. Chyba nie.
Acia <<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<< życie
Podobno Naxi się rozstało xD Ludzie na twitterze mieli żałobę. A Violce śniło się wesele z Leonem xDDDD
Wniosek? Nie warto tego oglądać. Depresja gwarantowana. O wiele lepiej jest siedzieć na blogu u Ani i cieszyć się pięknym Naxi. Są coraz bliżej... One step closer ^^
Tak baaaardzooo Cię koooochaaam *rozkłada ramiona na całą szerokość, łamie sobie ręce*
Cieszę się, że tu jesteś. Piszesz doskonale pod każdym względem. Tak pięknie oddajesz emocje bohaterów, wczuwasz się w ich charaktery, opisujesz dusze... I ta miłość, szaleńczo ukryta, powoli budząca się do życia, taka kompletnie wzruszająca. Chyba będę płakać.
Jeśli obudzisz się o czwartej nad ranem i usłyszysz wrzaski pod oknem, wiedz, że to ja. Przyjdę z transparentem, powiedzieć, że Cię kocham.
Bo kocham <3 Ale tak mocno <3
Czekam na następny piękny rozdział. Też tak mocno <3
Smutny i deszczowy rozdział. Niech w końcu wyjdzie słońce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Edzia
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa samym początku, chciałabym niesamowicie podziękować ci za to, że wymieniłaś mnie w dedykacji. To dla mnie naprawdę wiele znaczy. Cieszę się, że czytasz moje wypowiedzi, choć nie są one dobre. Mam nadzieję, że niebawem pojawi się kolejna publikacja, aczkolwiek o tym powinnam napisać w zakończeniu, prawda? Eh, nieistotne. Słonko, piszesz wyjątkowo. Twój styl jest nadzwyczaj lekki, łatwo i płynnie czyta się opowiadania twojego autorstwa, uwierz. A ten blog - zwłaszcza, że o moim ulubionym połączeniu - kocham.
OdpowiedzUsuńEh, według mnie mama Maxi'ego powinna się leczyć. No, okej - ja również szybko się denerwuje, no ale bez przesady, są jakieś granice. Relacje Naty i Rosy - nie mam pojęcia, jak się odmienia to imię - są piękne. Idealnie opisałaś ten fragment.
Ja przybywam spóźniona ale to u mnie normalne co nie ? Już się przyzwyczaiłaś co nie ? Ok, ok bo zaraz rozgadam się na początku a tego nie chcę więc zacznę od rozdziału .... no co ? Jaki mógł być rozdział w twoim wykonaniu ?! Głupie pytanie ! Oczywiście, że C U D O W N Y lecz trochę ponury i deszczwy xD (nie zwracaj uwagi na moje filozofię) ...
OdpowiedzUsuńMatka maximilina jest moim zdaniem lekko nerwowa a swoją złość przelewa na syna, współczuję mu. Jeśli mówimy już o współczuciu to naty wcale nie ma lepiej, jej matka była bezdusznym człowiekiem jednak jej ojciec nie chciał przyjąć tego do wiadomości i cały czas wmawiał im czyste kłamstwa. Bardzo podobał mi się wątek zgubienia Rosy i odnalezienie jej ... interesujące. A potem jeszcze ten Baran znalazł siostrę i to jeszcze przy Natalii aw... jestem pewna że maxi kocha Natalie zresztą on sam to zasugerował ja nic nie mówię ! :D czy u tej dwójki w końcu zagości słońce ?! Jesteś N I E S A M O W I T A ♥ Ubóstwiam cię, wiesz? Tylko ty tak pięknie potrafisz napisać o mojej ukochanej parze. Zawsze na twoje rozdziały czekam z niecierpliwością naprawdę musisz mi uwierzyć ♡ niestety/ stetu komentarz taki krótki ponieważ .... no cóż szkoła, to wszystko wyjaśnia :( no cóż kochana co ja mogę powiedzieć ?! Czekam na następny rozdział :)
Jesteś idealna pod względem twojego talentu do pisania pamiętaj o tym ♥
Całuje, wiki.p