Si te sientes perdido en ningun lado
Viajando a tu mundo del pasado
Si dices mi nombre yo te ire a buscar.
Si crees que todo esta olvidado
Que tu cielo azul esta nublado
Si dices mi nombre te voy a encontrar...
Rzuciła zeszyt na łóżko odgarniając loczki z twarzy, które, mokre od łez, złośliwie opadały na oczy. Nic nie mogła wymyślić. Tekst był odzwierciedleniem jej samej, no prawie.
"Jeśli czujesz się zagubiony"..
Tak, tak właśnie się czuła.
"Podróżując do swojego świata z przeszłości"
Przeszłość ją prześladowała, na każdym kroku ukazując beznadziejność wydarzeń. Tych przeszłych, teraźniejszych.. I przyszłych. Przyszłość... Taka odległa. Nie widziała swojej. Wszystko w ciemnych barwach. Dni się zlewały tworząc jedno. To będzie to upragnione niegdyś życie?
"Jeśli wypowiesz moje imię, pójdę Cię szukać"
"Jeśli wierzysz, że wszystko jest zapomniane"
Wierzyła? Nie. Wiedziała to. I to doskonale. Wszystko, całe jej życie... Zapomniane. Jak płatki zwiędłej róży. O niej samej nie pamiętano. W końcu była nikim. A czy kogoś takiego można zapamiętać?
"Że Twoje niebieskie niebo jest zachmurzone"
Było? Nie. Jej niebo już nie istniało. A jeżeli gdzieś, głęboko, wewnątrz.. wciąż tkwiło? Panowała w nim wieczna noc. Bezgwiezdna, bez srebrnego księżyca rozświetlającego mrok choć trochę.
"Jeśli wypowiesz moje imię, znajdę Cię..."
Angel_of_death: Nie mogę.
solitario123: Co? O co chodzi?
Angel_of_death: O piosenkę. Nie potrafię jej skończyć.
solitario123: Podobno nienawidzisz śpiewać?
Angel_of_death: Nie powiedziałam, że lubię.
solitario123: Co? O co chodzi?
Angel_of_death: O piosenkę. Nie potrafię jej skończyć.
solitario123: Podobno nienawidzisz śpiewać?
Angel_of_death: Nie powiedziałam, że lubię.
solitario123: Oj, Claro...
Nienawidziła kiedy tak ją nazywał. Przecież skłamała. W tak głupiej sprawie.
Angel_of_death: Nie mów tak do mnie.
solitario123: O co znowu chodzi?
Angel_of_death: O nic. Dobra, muszę kończyć. Później się odezwę. Cześć.
solitario123: O co znowu chodzi?
Angel_of_death: O nic. Dobra, muszę kończyć. Później się odezwę. Cześć.
solitario123: Czekaj...
Zamknęła laptopa nie zważając na nic. Kolejny raz głupie kłamstwo mogło wszystko zniszczyć. Kolejny raz komuś zaufała, zaprzyjaźniła się z kimś...
Pokochała?
Tylko co jeśli ją zrani?
Przecież Federico już ją zranił. Nie wiedziała dlaczego.
Słoneczko, to nie jest on...
Kocham Cię, nie gniewaj się aniołku.
Wcale nie chcę, wybacz.
Choć nie powinnam.
Angel_of_death: Cześć.
Bo Cię kocham skarbie.
Ale kłamię...
Przecież Federico już ją zranił. Nie wiedziała dlaczego.
"I'm so lonely broken angel,
I'm so lonely, listen to my heart..."
I'm so lonely, listen to my heart..."
solitario123: Czekaj...
Angel_of_death: O nic.
O wiele.
Angel_of_death: Dobra, muszę kończyć.
Angel_of_death: Dobra, muszę kończyć.
Angel_of_death: Później się odezwę.
Angel_of_death: Cześć.
Dlaczego mnie kochasz?
Nie powinnaś.
Bo Cię zniszczę.
Zabiję Cię.
Nie powinnaś.
Bo Cię zniszczę.
Zabiję Cię.
Był sam. Stał na środku nieznanego mu pokoju, w ciszy...
Czy się bał?
Denerwował?
Denerwował?
Chciał uciec?
Cichy śpiew zmącił spokój. Tak piękny choć ledwo słyszalny...
Idealny głos. Kolejne sylaby jak pociągnięcia anielskiej harfy. Dźwięczny, cudowny, hipnotyzujący...
Zaczął biec. Chciał odnaleźć posiadaczkę syreniego śpiewu, który tak go ogłupił, mącił w głowie. Przepiękny przetykany niekiedy chwilowymi napadami dzwonkowego chichotu.
Cichy śpiew zmącił spokój. Tak piękny choć ledwo słyszalny...
Idealny głos. Kolejne sylaby jak pociągnięcia anielskiej harfy. Dźwięczny, cudowny, hipnotyzujący...
Zaczął biec. Chciał odnaleźć posiadaczkę syreniego śpiewu, który tak go ogłupił, mącił w głowie. Przepiękny przetykany niekiedy chwilowymi napadami dzwonkowego chichotu.
Szedł i szedł, a jedyne co odczuwał, to coraz większą potrzebę zobaczenia jej.
Nie wiedział kim jest, jak wygląda. Wspaniała melodia naprowadzała na elfa czy anioła, na postać pozaziemską. Bez znaczenia.
Nie wiedział kim jest, jak wygląda. Wspaniała melodia naprowadzała na elfa czy anioła, na postać pozaziemską. Bez znaczenia.
Czuł, jakby błądził niezliczonymi korytarzami labiryntu. Każdy kolejny krok nie przybliżał go do niej, nie oddalał. Jakby dryfowała gdzieś nad nim, daleko.
W pewnym momencie melodia zamieniła się raczej w skowycie, ckliwą depresyjną pieśń. Z nieba zaczęły kapać łzy. Szkliste błękitne kryształki... Były piękne, ale napełniały obawą. Chciał pomóc, wariował. Nie mógł znieść jej płaczu. Obracał się, rozglądał, biegł, zatrzymywał się... Nic.
W pewnym momencie melodia zamieniła się raczej w skowycie, ckliwą depresyjną pieśń. Z nieba zaczęły kapać łzy. Szkliste błękitne kryształki... Były piękne, ale napełniały obawą. Chciał pomóc, wariował. Nie mógł znieść jej płaczu. Obracał się, rozglądał, biegł, zatrzymywał się... Nic.
Jak miał ją pocieszyć, jeżeli nie mógł do niej dotrzeć?
Budzik.
I znowu szarość codzienności.
Federico.
Chcę się obudzić!
Wiatr był dzisiaj jakiś niespokojny.
Porywisty
Mocny
Zimny
Ludzie byli dzisiaj jacyś niespokojni.
Biegali
Krzyczeli
Uciekali?
Droga strasznie mu się dłużyła, choć mieszkał nie dalej niż piętnaście minut od szkoły. Wolnym krokiem mijał kolejne parkowe alejki, wsłuchując się w melancholijne piosenki płynące z niewielkiego odtwarzacza MP3, czy jak to tam się zwie. Jego myśli zaprzątało wszystko, co nie miało najmniejszego sensu.
Poranne promyki przebijały z wolna gęstą warstwę chmur tworząc na niebie szaro-złotą mozaikę. Resztę przysłonił daszek kolorowej czapki, której dziś wyjątkowo pozwolił zsunąć się na oczy. W sumie to i tak bez znaczenia.
Minął próg Studia nawet nie zauważając, że jest już na miejscu.
Dreszcz.
Ciarki.
Gęsia skórka.
Usłyszał śpiew. Cichy niewyraźny... Ale tak piękny.
Jak ten ze snu?
Sen? Może wciąż śnił? Nie chciał się obudzić.
Tak piękny, prawdziwy... Ten głos. Idealny.
Niestety szybko ucichł. Otrząsnął się z zamyślenia.
Tak, to był tylko sen.
Dlaczego wciąż w to brniesz?
Nie odchodzisz?
Nie przestajesz wierzyć w moją miłość?
Szła przez park w ciszy, słysząc jedynie wyrównany oddech, miarowe bicie serca. Kolejny dzień w Studiu był dla niej jak koszmar, sen, z którego chciała się obudzić. Więc dlaczego nie mogła?
Nie chciała tu dziś przychodzić. Wszyscy ci ludzie... jak mgła otaczająca z każdej strony, dusząca. Tylko jedna twarz wciąż budziła mieszane uczucia, a może nawet dwie?
Leon
Zamrugała próbując oprzytomnić swoje zmysły. Wciąż spała, nie mogła się obudzić.
Upadała, upadała, upadała. Dlaczego nie mogła zapomnieć i po prostu odejść? Dlaczego wciąż wierzyła, że nie zapomniał?
Weszła od razu kierując się do sali muzycznej. Bałagan był nie do opisania - jak to zazwyczaj bywało u Beto. Rzuciła zamszową torbę na krzesło obok drzwi i podeszła do klawiszy. Musnęła je opuszkami palców. Delikatne, chłodne, gładkie. Jak porcelana.
Zagrała przypadkowe akordy, które ułożyły się w melodię. Piękną, wyjątkową...
Zaczęła śpiewać.
- Co chcesz usłyszeć? - spojrzał na nią z taką niepewnością.obojętność?
Pytał, chociaż doskonale znał odpowiedź wyczytaną z nieskończonej otchłani jej wyblakłych tęczówek.
A kiedyś potrafiłaś się śmiać...
- Nie udawaj głupszego niż jesteś - wysiliła się na ironię, aczkolwiek mało zabawną, zakończoną cichym prychnięciem ginącym w gwarze dochodzącym z korytarza. Dopiero teraz zauważył długie cienie pod oczami.Bezsenność? Samotność? Smutek?
Ciemną sprężynkę ukryła za uchem tym jakże charakterystycznym dla siebie gestem. Poprawiła szarą koszulkę. Czekała na odpowiedź.
Pustka.
Tymczasem wielka pustka panowała w jego umyśle, jakby zapomniał, co chciał powiedzieć. Usilnie składał pojedyncze wyrazy w zdania, nie biorąc pod uwagę jednej myśli,tej prawdziwej. Sam nie znał odpowiedzi.
Dlaczego?
Odwrócił się na pięcie.
Zapach męskich perfum postrzępił powietrze.
Zaczęła śpiewać.
Jeśli czujesz się zagubiony
Mignął za szybą, zobaczyła go.
Podróżując do swego świata z przeszłości
Łzy spływały po jej rumianych policzkach. Kolejny raz kogoś zranił.
Przystanął na progu, jakby niepewien.
Mogę wejść skarbie?
Jeśli wypowiesz moje imię, pójdę Cię szukać.
Wszedł.
Stanął przy oknie przerzucając stosik papierów, jakby jej tam nie było.
Stanął przy oknie przerzucając stosik papierów, jakby jej tam nie było.
Znalazł to, czego szukał, chciał wyjść.
- Federico...
Przystanął. Zamknął oczy. Wziął wdech.
- Dlaczego?
- Federico...
Przystanął. Zamknął oczy. Wziął wdech.
- Dlaczego?
Odwrócił się. Spojrzał na jej drobną twarzyczkę, załzawione oczy. Była taka jak rok temu, może trochę bardziej... zniszczona? smutna? zmęczona. Jej ciemne, prawie czarne tęczówki przewiercały go boleśnie wdzierając się pod skórę, obnażając jego wnętrze.
- Proszę.
Szeptała prawie bezgłośnie.
- Proszę.
Szeptała prawie bezgłośnie.
- Co chcesz usłyszeć? - spojrzał na nią z taką niepewnością.
Pytał, chociaż doskonale znał odpowiedź wyczytaną z nieskończonej otchłani jej wyblakłych tęczówek.
- Nie udawaj głupszego niż jesteś - wysiliła się na ironię, aczkolwiek mało zabawną, zakończoną cichym prychnięciem ginącym w gwarze dochodzącym z korytarza. Dopiero teraz zauważył długie cienie pod oczami.
Ciemną sprężynkę ukryła za uchem tym jakże charakterystycznym dla siebie gestem. Poprawiła szarą koszulkę. Czekała na odpowiedź.
Tymczasem wielka pustka panowała w jego umyśle, jakby zapomniał, co chciał powiedzieć. Usilnie składał pojedyncze wyrazy w zdania, nie biorąc pod uwagę jednej myśli,
Odwrócił się na pięcie.
Zapach męskich perfum postrzępił powietrze.
Czemu udajesz?
Czemu kłamiesz?
Czemu zabijasz?
Czemu kłamiesz?
Czemu zabijasz?
Ptaki były dzisiaj jakieś niespokojne.
Wrony latały nad głową.
Kruk głośno skrzeczał.
Sroka wpatrywała swoje ciemne ślepia.
Wrony latały nad głową.
Kruk głośno skrzeczał.
Sroka wpatrywała swoje ciemne ślepia.
Wiatr był dzisiaj jakiś niespokojny.
Porywisty
Mocny
Zimny
Ludzie byli dzisiaj jacyś niespokojni.
Biegali
Krzyczeli
Poranne promyki przebijały z wolna gęstą warstwę chmur tworząc na niebie szaro-złotą mozaikę. Resztę przysłonił daszek kolorowej czapki, której dziś wyjątkowo pozwolił zsunąć się na oczy. W sumie to i tak bez znaczenia.
Minął próg Studia nawet nie zauważając, że jest już na miejscu.
Dreszcz.
Ciarki.
Gęsia skórka.
Usłyszał śpiew. Cichy niewyraźny... Ale tak piękny.
Jak ten ze snu?
Sen? Może wciąż śnił? Nie chciał się obudzić.
Tak piękny, prawdziwy... Ten głos. Idealny.
Niestety szybko ucichł. Otrząsnął się z zamyślenia.
Tak, to był tylko sen.
Te rany, takie bolesne
i tak świeże...
i tak świeże...
Zajęcia minęły wyjątkowo szybko. Później miała odbyć się jakaś próba do nowego przedstawienia, które Pablo wymyślił. Nie poszła, brak chęci. Bo po co? Już obsadzono role, główna oczywiście padła na Violettę. A męska? Nawet nie wiedziała i nie obchodziło jej to specjalnie. Grała jakąś tam dziewczynę, której kwestia sprowadza się do dwóch zdań zamienionych z wielką gwiazdą Castillo.
Weszła do domu zatrzaskując drzwi z wielkim hukiem. I tak nikogo nie było, jak zwykle. Matka nie żyje, Lena gdzieś poszła, a ojciec? Nikt nie wie gdzie polazł.
Szybko pokonała kilka stopni drewnianych schodów, które w zetknięciu z tenisówkami wydawały z siebie nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Weszła do pokoju czując tę samą co zawsze woń młodych kwiatów i waniliowych perfum. Przez zasłonięte okna wpadały pręgi bladego, niebieskawego światła, które rozświetlały nieco ciemność panującą w pomieszczeniu.
Wskoczyła na łóżko niedbale zrzucając buty z nóg, od razu sięgnęła po laptopa. Włączyła komunikator, zielona kropka. Napisać?
Czekała na jego ruch. Nieodparcie twierdziła, że to on powinien zacząć rozmowę. Jednakże sekundy zmieniały się w minuty, minuty w godziny...
Weszła do domu zatrzaskując drzwi z wielkim hukiem. I tak nikogo nie było, jak zwykle. Matka nie żyje, Lena gdzieś poszła, a ojciec? Nikt nie wie gdzie polazł.
Szybko pokonała kilka stopni drewnianych schodów, które w zetknięciu z tenisówkami wydawały z siebie nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Weszła do pokoju czując tę samą co zawsze woń młodych kwiatów i waniliowych perfum. Przez zasłonięte okna wpadały pręgi bladego, niebieskawego światła, które rozświetlały nieco ciemność panującą w pomieszczeniu.
Wskoczyła na łóżko niedbale zrzucając buty z nóg, od razu sięgnęła po laptopa. Włączyła komunikator, zielona kropka. Napisać?
Czekała na jego ruch. Nieodparcie twierdziła, że to on powinien zacząć rozmowę. Jednakże sekundy zmieniały się w minuty, minuty w godziny...
Angel_of_death: Żyjesz tam?
solitario123: Może. Już nie masz fochów?
Angel_of_death: Hej, to wcale nie są fochy.
solitario123: Są. Zachowujesz się jak dziecko.
Angel_of_death: Odezwał się.
solitario123: Dokończyłaś piosenkę?
Angel_of_death: Zmiana tematu? Co, brak riposty chłopczyku?
solitario123: Ale jesteś denerwująca.
Angel_of_death: Jeden z moich ukrytych talentów.
solitario123: Nagły wzrost samooceny?
Angel_of_death: Wkurzasz..
solitario123: Ty też.
Angel_of_death: Słuchaj, Federico czy jak ty tam masz...
solitario123: Spokojnie, nie wywołuj kłótni.
Angel_of_death: Ja wywołuję? Ugh, nie ważne.
solitario123: Jak zwykle 'nieważne'.
Angel_of_death: Debil
solitario123: Hej! Twoje wulgarne słownictwo jest użyte nie na miejscu w tej jakże interesującej konwersacji i wpływa z pewnością niekorzystnie na mój, jakże wysoki, stan intelektualny.
solitario123: Może. Już nie masz fochów?
Angel_of_death: Hej, to wcale nie są fochy.
solitario123: Są. Zachowujesz się jak dziecko.
Angel_of_death: Odezwał się.
solitario123: Dokończyłaś piosenkę?
Angel_of_death: Zmiana tematu? Co, brak riposty chłopczyku?
solitario123: Ale jesteś denerwująca.
Angel_of_death: Jeden z moich ukrytych talentów.
solitario123: Nagły wzrost samooceny?
Angel_of_death: Wkurzasz..
solitario123: Ty też.
Angel_of_death: Słuchaj, Federico czy jak ty tam masz...
solitario123: Spokojnie, nie wywołuj kłótni.
Angel_of_death: Ja wywołuję? Ugh, nie ważne.
solitario123: Jak zwykle 'nieważne'.
Angel_of_death: Debil
solitario123: Hej! Twoje wulgarne słownictwo jest użyte nie na miejscu w tej jakże interesującej konwersacji i wpływa z pewnością niekorzystnie na mój, jakże wysoki, stan intelektualny.
Angel_of_death: Chcesz zostać psychologiem?
solitario123: Być może...
Angel_of_death: Jak dla mnie to GŁUPIE
solitario123: Nie podnoś na mnie czcionki.
solitario123: Być może...
Angel_of_death: Jak dla mnie to GŁUPIE
solitario123: Nie podnoś na mnie czcionki.
Angel_of_death: W realu też jesteś taki głupi?
solitario123: Wcale nie jestem głupi, tylko niepełnosprytny. I tak, jestem.
Angel_of_death: I tak się nie spotkamy, więc to bez znaczenia.
solitario123: Skąd ta pewność?
Angel_of_death: Bo tak.
solitario123: Znowu piszesz jak dziecko. Może będziesz przejazdem w Buenos?
Angel_of_death: A może nie?
solitario123: Spotkalibyśmy się w parku...
Angel_of_death: Którym? Tu jest wiele parków.
solitario123: Tu? Zaraz. Gdzie ty jesteś? W Argentynie?
solitario123: Wcale nie jestem głupi, tylko niepełnosprytny. I tak, jestem.
Angel_of_death: I tak się nie spotkamy, więc to bez znaczenia.
solitario123: Skąd ta pewność?
Angel_of_death: Bo tak.
solitario123: Znowu piszesz jak dziecko. Może będziesz przejazdem w Buenos?
Angel_of_death: A może nie?
solitario123: Spotkalibyśmy się w parku...
Angel_of_death: Którym? Tu jest wiele parków.
solitario123: Tu? Zaraz. Gdzie ty jesteś? W Argentynie?
Głupi błąd...
Angel_of_death: Nie o to chodziło, chciałam napisać, że tam
solitario123: Coś nie wierzę.
Angel_of_death: Tak to jest jak się pisze z samcem. Wszyscy myślicie tak samo.
solitario123: Czemu kłamiesz? Nie bój się napisać prawdy.
Angel_of_death: Muszę lecieć, siostra mnie woła.
solitario123: Nie, czekaj! Chcę wiedzieć.
Angel_of_death: Jakoś mało mnie obchodzi co ty chcesz.
solitario123: Mów
Angel_of_death: Próbujesz zrobić ze mnie niepełnosprytną?
solitario123: Tu nie trzeba nic robić. Tak to już jest, że niepełnosprytni żyją wśród swoich :D
Angel_of_death: Głupek.
solitario123: Mało to inteligentne. Czemu nie odpowiesz?
Angel_of_death: Tak, mieszkam w Argentynie. Zadowolony?
solitario123: Czemu skłamałaś?
Angel_of_death: A czemu nie?
solitario123: Przynajmniej teraz możemy się spotkać.
Angel_of_death: Co? Nie.
solitario123: Dlaczego?
Angel_of_death: Bo nie.
solitario123: Czemu jesteś taka uparta?
Angel_of_death: A czemu ty jesteś taki ciekawski?
solitario123: Bo tak. To kiedy? Dzisiaj?
Angel_of_death: Nie mogę.
solitario123: Jutro?
Angel_of_death: Jestem zajęta.
soliatrio123: W środę?
Angel_of_death: Nie.
solitario123: Coś nie wierzę.
Angel_of_death: Tak to jest jak się pisze z samcem. Wszyscy myślicie tak samo.
solitario123: Czemu kłamiesz? Nie bój się napisać prawdy.
Angel_of_death: Muszę lecieć, siostra mnie woła.
solitario123: Nie, czekaj! Chcę wiedzieć.
Angel_of_death: Jakoś mało mnie obchodzi co ty chcesz.
solitario123: Mów
Angel_of_death: Próbujesz zrobić ze mnie niepełnosprytną?
solitario123: Tu nie trzeba nic robić. Tak to już jest, że niepełnosprytni żyją wśród swoich :D
Angel_of_death: Głupek.
solitario123: Mało to inteligentne. Czemu nie odpowiesz?
Angel_of_death: Tak, mieszkam w Argentynie. Zadowolony?
solitario123: Czemu skłamałaś?
Angel_of_death: A czemu nie?
solitario123: Przynajmniej teraz możemy się spotkać.
Angel_of_death: Co? Nie.
solitario123: Dlaczego?
Angel_of_death: Bo nie.
solitario123: Czemu jesteś taka uparta?
Angel_of_death: A czemu ty jesteś taki ciekawski?
solitario123: Bo tak. To kiedy? Dzisiaj?
Angel_of_death: Nie mogę.
solitario123: Jutro?
Angel_of_death: Jestem zajęta.
soliatrio123: W środę?
Angel_of_death: Nie.
solitario123: Dziecko
Angel_of_death: Wiem, że jesteś dziecinny.
solitario123: Wredne, uparte to takie. Grrr... Trudno.
Angel_of_death: Zasłużyłeś na kopniaka.
solitario123: To dalej. Będę tu czekał, aż umrę z nudów.
Angel_of_death: Wiem, że jesteś dziecinny.
solitario123: Wredne, uparte to takie. Grrr... Trudno.
Angel_of_death: Zasłużyłeś na kopniaka.
solitario123: To dalej. Będę tu czekał, aż umrę z nudów.
"W ramionach anioła
odlecę daleko stąd,
Z tego ciemnego, zimnego pokoju
I z nieskończoności, której się boisz..."
odlecę daleko stąd,
Z tego ciemnego, zimnego pokoju
I z nieskończoności, której się boisz..."
Poranek był dość mglisty i deszczowy. Znowu. Ciemne smugi burzowych chmur coraz gęściej zbierały się na niebie. Ludzie zamknięci pod kolorowymi parasolami zwinnie omijali siebie nawzajem.
Otarła zimny policzek mokry od kilku deszczowych kropel, a może łez? Słone jak łzy, chłodne jak deszcz.
Zeskoczyła z parapetu zatapiając stopy w miękkim, beżowym puchatym dywanie. Kolejna bezsenna noc.
Wzięła do ręki niedużą szczotkę, zanurzyła w gęstwinie ciemnych loków. Czesała włosy wpatrując się w swoje ledwo widoczne lustrzane odbicie.
Brzydka, naiwna, zniszczona... ZABITA?
Komunikator. Może się uzależniała, miała to gdzieś. Coś napisał.
solitario123: Dziś rano?
Zamknęła laptopa. Nie chciała i tyle. Dlaczego nie rozumiał?
Otworzyła szafę pełną zakurzonych już różowych sukienek. Wszystkie były od Ludmiły, wszystkie. A co najgorsze? Nie potrafiła się ich pozbyć. Wspomnienia wracały niszcząc odbudowywane kawałek po kawałku życie.
Stanęło na legginsach i rozwleczonej czerwonej koszulce.
Ludzie gnali tłumnie pod parasolami. Uciekali przed deszczem. A wśród nich zakapturzona dziewczyna, kontrastująca z szarością. Jak plama krwi na prześcieradle.
Szkoła.
Lekcja, przerwa, lekcja, przerwa, lekcja, przerwa... Codzienność. Rutyna.
Powrót do domu, komunikator.
solitario123: Dziś popołudniu?
Płacz, gitara, piosenka. Płacz, gitara, piosenka. Płacz, gitara, piosenka, okno? I gorzkie łzy aniołów.
Komunikator
solitario123: Dziś wieczorem?
Aksamitna pościel, miękki puch, łzy. Łzy, łzy, łzy.
Sen? Łzy, piosenka, okno, łzy, piosenka, okno. Płacz aniołów, deszcz gwiazd, srebrne oko.
Aksamitna pościel, miękki puch, łzy...
Okno, płacz aniołów, deszcz gwiazd, srebrne oko. Łzy, piosenka...
Poranek?
Komunikator
solitario123: Nie wczoraj rano, nie popołudniu, nie wieczorem. Dzisiaj?
Myśl, dreszcz, ból głowy.
Angel_of_death: Park, ulica Rosales, 16:00. Nie spóźnij się.
Przyspieszony oddech
Kołatanie serca
Drżenie dłoni.
Droga, aleja, park...
Otarła zimny policzek mokry od kilku deszczowych kropel, a może łez? Słone jak łzy, chłodne jak deszcz.
Zeskoczyła z parapetu zatapiając stopy w miękkim, beżowym puchatym dywanie. Kolejna bezsenna noc.
Wzięła do ręki niedużą szczotkę, zanurzyła w gęstwinie ciemnych loków. Czesała włosy wpatrując się w swoje ledwo widoczne lustrzane odbicie.
Komunikator. Może się uzależniała, miała to gdzieś. Coś napisał.
solitario123: Dziś rano?
Zamknęła laptopa. Nie chciała i tyle. Dlaczego nie rozumiał?
Otworzyła szafę pełną zakurzonych już różowych sukienek. Wszystkie były od Ludmiły, wszystkie. A co najgorsze? Nie potrafiła się ich pozbyć. Wspomnienia wracały niszcząc odbudowywane kawałek po kawałku życie.
Stanęło na legginsach i rozwleczonej czerwonej koszulce.
Ludzie gnali tłumnie pod parasolami. Uciekali przed deszczem. A wśród nich zakapturzona dziewczyna, kontrastująca z szarością. Jak plama krwi na prześcieradle.
Szkoła.
Lekcja, przerwa, lekcja, przerwa, lekcja, przerwa... Codzienność. Rutyna.
Powrót do domu, komunikator.
solitario123: Dziś popołudniu?
Płacz, gitara, piosenka. Płacz, gitara, piosenka. Płacz, gitara, piosenka, okno? I gorzkie łzy aniołów.
Komunikator
solitario123: Dziś wieczorem?
Aksamitna pościel, miękki puch, łzy. Łzy, łzy, łzy.
Sen? Łzy, piosenka, okno, łzy, piosenka, okno. Płacz aniołów, deszcz gwiazd, srebrne oko.
Aksamitna pościel, miękki puch, łzy...
Okno, płacz aniołów, deszcz gwiazd, srebrne oko. Łzy, piosenka...
Poranek?
Komunikator
solitario123: Nie wczoraj rano, nie popołudniu, nie wieczorem. Dzisiaj?
Myśl, dreszcz, ból głowy.
Angel_of_death: Park, ulica Rosales, 16:00. Nie spóźnij się.
Przyspieszony oddech
Kołatanie serca
Drżenie dłoni.
Droga, aleja, park...
"But let mi start by saying
I love you"
I love you"
Park świecił pustkami, za co pewnie odpowiedzialny był deszcz. Jak mogli się bać płaczu nieba? Wymalowane lafiryndy skryte pod metrowymi warstwami tak zwanego "podkładu", choć wolała nazywać go tynkiem, przewrażliwione starsze panie, biznesmenki w swoich wizajnerskich drogich ubraniach. Eleganciki w garniturach, cienkie karykatury nieprzypominające mężczyzn, dojrzali panowie w marynarkach i kapeluszach... Uciekali, materialiści.
A przed słońcem też uciekają?
Szła wolno, czarna wdowa. Czarna sukienka, jedna z nielicznych, które nosiła, może nawet lubiła. Czarne loczki. Czarny lakier.
Czarne serce?
Ekscytacja, nerwy, smutek, mieszanka wybuchowa. I tak się właśnie czuła, jakby coś ją rozsadzało od środka. Bo choć sama sobie nie chciała się przyznać, kochała go.
Szła wolno, czarna wdowa. Czarna sukienka, jedna z nielicznych, które nosiła, może nawet lubiła. Czarne loczki. Czarny lakier.
Ekscytacja, nerwy, smutek, mieszanka wybuchowa. I tak się właśnie czuła, jakby coś ją rozsadzało od środka. Bo choć sama sobie nie chciała się przyznać, kochała go.
"Don't leave me in all this pain,
Don't leave me out in the rain"
Don't leave me out in the rain"
Już tylko chwila..
Minuta.
Sekundy.
Zaraz go zobaczy.
Minuta.
Sekundy.
Zaraz go zobaczy.
- Naty?
Odwróciła się. Śmiać się płakać?
Choć nieświadomie, łzy płynęły.
Rozczarowanie?
Trudno opisać co działo się w jej sercu. Smutek. Tętnił w żyłach, palił w płucach.
Jego głos rozmył się na wietrze.
Odwróciła się. Śmiać się płakać?
Choć nieświadomie, łzy płynęły.
Trudno opisać co działo się w jej sercu. Smutek. Tętnił w żyłach, palił w płucach.
Jego głos rozmył się na wietrze.
Jego oczy zostały w tyle.
A jego zapach wciąż drażnił nos.
A jego zapach wciąż drażnił nos.
"Your little piece of heaven turns to dark..."
***
Nie mówcie mi, jak bardzo spieprzyłam. Wiem to -,-
Cóż... Trzeba w końcu coś dodać, za długo już zawodzę.
Wiem, że jest bez ładu, bez sensu, nie poukładane... W ogóle brak jakiejkolwiek logiki. Wybaczcie!
Tak, mamy pięć tekścików pisanych kursywą w cudzysłowiu. Są to kolejno: Arash "Broken Angel", Sarah McLachlan "Angel", Lionel Richie "Hello", Toni Braxton "Unbreak my heart" i Roxette "Listen to your heart". Resztę stanowią moje głupie pomyślunki.
Tak no, więc tego. Macie, poznali się, zawiedli, wiedzą już, kim są naprawdę. Teraz trzeba to trochę uporządkować... A może nie? Kto wie co mi do tego głupiego łba przyjdzie.
Cóż... Trzeba w końcu coś dodać, za długo już zawodzę.
Wiem, że jest bez ładu, bez sensu, nie poukładane... W ogóle brak jakiejkolwiek logiki. Wybaczcie!
Tak, mamy pięć tekścików pisanych kursywą w cudzysłowiu. Są to kolejno: Arash "Broken Angel", Sarah McLachlan "Angel", Lionel Richie "Hello", Toni Braxton "Unbreak my heart" i Roxette "Listen to your heart". Resztę stanowią moje głupie pomyślunki.
Tak no, więc tego. Macie, poznali się, zawiedli, wiedzą już, kim są naprawdę. Teraz trzeba to trochę uporządkować... A może nie? Kto wie co mi do tego głupiego łba przyjdzie.
To chyba tyle z mojej strony. Kolejny kiedyś tam, jeżeli wena pozwoli. Tymczasem zapraszam na cudne dzieła moich kochanych słoneczek tu, tu, tu i tu.
Kocham was szafirki (Aciu, wybacz że ukradłam Twój zwrot, ale jest przeuroczy).
Ana J.
PS.: Srebrne oko to oczywiście księżyc tak dla niewtajemniczonych...
Ana J.
PS.: Srebrne oko to oczywiście księżyc tak dla niewtajemniczonych...