Postaci: Felipe, Naty, Ludmiła
Uwagi: niezrozumiały język, rodzaj dziennika
Słów: Trochę ponad trzy tysiące.
Słów: Trochę ponad trzy tysiące.
Dla Dominiki (choć nie wiem, czy przypasuje Ci to połączenie) :*
*
*
14 styczeń 2015
Pomarańczowe pręgi rozcinające wilgotne
powietrze
- To wszystko nie tak miało
wyglądać.
- Co mam jeszcze zrobić Twoim zdaniem?
- Kochać.
- Co mam jeszcze zrobić Twoim zdaniem?
- Kochać.
Tworzące abstrakcyjny obraz na
nieotynkowanej ścianie
- Miałeś być zawsze.
- Jestem.
- Może z nią…
- Jestem.
- Może z nią…
Chłodny pozłacany metal i drżące dłonie, precyzja?
- Obietnice nic nie znaczą,
prawda?
- Natalia…
- Nie, mam dosyć.
- Natalia…
- Nie, mam dosyć.
Skomplikowany mechanizm, elementy
plastiku i stali połączone w przerażającej kombinacji.
Przecież zawsze mówiłeś
prawdę.
____________________
14 lipiec 2008
Kilka warstw
kurzu uleciało w powietrze, jak myśli, te niepoukładane. Podskakiwały rzucając
niknące cienie na miodowej ścianie, odbijane echem ciężkich kroków. Tak przytłaczających. Oszlifowane
drewno zabłysnęło w przelocie, zarysowane przezroczystą kredką grubości kilku
palców, którymi przed sekundą muskała blat. Oparła się o przeciwległą ścianę w
nagłym przypływie mdłości, łapiąc haustami powietrze, byle tylko opanować
sytuację. Panele były chłodne, obce,
jak gdyby nie tańczyła na nich boso jeszcze kilka dni temu.
- Naty! – wstała, a łzy ukryte gdzieś za bursztynowymi przebłyskami tęczówki wyparowały. Albo nigdy nie istniały, wszystko jedno. Ciężkie rzeźbione drzwi skrzypnęłyjak zawsze, gdy
opuszczała mrowiącą nijakość mieszkania. Zdążyła tylko ostatni raz spojrzeć w
to właśnie okno, za którym ciemnoszary obłok mżawki przesłonił widok sąsiednich
budynków.
- Naty! – wstała, a łzy ukryte gdzieś za bursztynowymi przebłyskami tęczówki wyparowały. Albo nigdy nie istniały, wszystko jedno. Ciężkie rzeźbione drzwi skrzypnęły
Tamtego dnia też padało.
~*~
14 sierpień 2008
Cichy rytm
zdziwionego serca, chłodny wiatr na nagiej skórze, krople deszczu wplątane we
włosy i bezbarwna atmosfera „rodzinnego domu”. Odgłosy szumiącej nieopodal
fontanny, szelest poszarzałych liści, ciężki oddech rudego kota i bezgłośny
trzask pękającego serca.
W Londynie zawsze pada.
~*~
14 wrzesień 2008
Pierwsze liście
już spadły zasnuwając szarość betonowego chodnika odcieniami mdłej żółci,
ciemnej czerwieni i suchego brązu. W
Hiszpanii nie było liści. W Hiszpanii nie było deszczu. W Hiszpanii nie było nijakości.
Dom nie był domem, miasto tym miastem, a szkoła dobrą szkołą. Jak zlepek
cegieł, tynku i równie bezbarwnych twarzy. Blade spojrzenia, rytmiczne oddechy
i ta sama pustka w głowie.
Usiadła jak zwykle – na końcu. Ołówek kolejny raz rozpoczął wędrówkę po czystej kartce układając się w to samo południowe słońce widywane kiedyś codziennie. Teraz będące jedynie wspomnieniem, równie wyblakłym, co zdjęcie trzymane w tylnej kieszeni przyciasnych jeansów. Odkaszlnęła jeszcze próbując zagłuszyć tętniącą w żyłach odmienność.
Usiadła jak zwykle – na końcu. Ołówek kolejny raz rozpoczął wędrówkę po czystej kartce układając się w to samo południowe słońce widywane kiedyś codziennie. Teraz będące jedynie wspomnieniem, równie wyblakłym, co zdjęcie trzymane w tylnej kieszeni przyciasnych jeansów. Odkaszlnęła jeszcze próbując zagłuszyć tętniącą w żyłach odmienność.
Czy ktoś widzi moją
przezroczystość?
~*~
14 październik 2008
Kolejne dni były
jak sen – odległa baśń bez zakończenia. Bez księżniczki. Bez zamku. Bez księcia… Samotność stała się
przytłaczająca, oddech męczący, a gruchanie gołębi irytujące.
Kiedy się obudzę?
~*~
14 listopad 2008
Liście, już te
ostatnie, plątały się miękkim dywanem wokół bosych nóg. Siedziała na ławce,
deskach nasiąkniętych płaczem, tuląc do piersi nieduży szkicownik. Kilka
zarysowanych stron przedstawiało słońce, to Hiszpańskie. Widziała róż i czerwień
z wolna pokrywające niebo. Których nie zobaczy więcej.
Odfrunąć bezbarwnymi
motylami ulotnych chwil…
~*~
14 grudzień 2008
Delikatne płatki
śniegu, jak piórka białych gołębi, wirowały na wietrze topniejąc na karmelowej
cerze. Budynki były jeszcze bardziej szare w półmroku wąskiego sierpa księżyca
i pojedynczych gwiazd, które tej nocy jakby wygasły. Kubek gorącej czekolady w
dłoni rozszczepiał zmarznięte powietrze ulotnym zapachem. Melancholię wieczoru
przyćmiła bezbarwność ulic Londynu.
Rozpaczą patrzy przez
pryzmat szarości.
~*~
14 styczeń 2009
Następne dni
mijały tym samym, nudnym rytmem, aż ich monotoniczność zlała kolejne linijki
kalendarza.
Samotność bije w okno.
~*~
14 luty 2009
Posrebrzana
bransoletka zadźwięczała cicho, gdy kolejny raz rozpoczynała wędrówkę po
niezmierzonym oceanie kartki.
I tylko czasem płacze ze
smutku.
~*~
14 marzec 2009
Drażniące
pomruki kota, którego rdzawe futro przepływało przez palce, zagłuszało jedynie
echo kropli deszczu tętniących o parapet, jak ciche wołanie zapomnianej duszy.
Wąski snop światła przenikał przez chmury. Zbyt
słabo. Patrzyła gdzieś w pustkę doszukując się jakiejkolwiek
odmienności.
A dni dalej płynęły
niekończącą się falą rutyny.
~*~
14 kwiecień 2009
Minuty, godziny,
dni, tygodnie, miesiące… Czas mierzony ilością oddechów i nostalgicznymi
piosenkami.
Rozpadam się w sobie.
~*~
14 maj 2009
Płaczliwa ławka
na skraju pobliskiego zieleńca, mdlący zapach prymulek i niezapominajek,
chłodny pomnik z brązu naprzeciwko. Alejki świeciły pustkami, wiatr tańczył na
promykach porannego słońca. Zeszyt kupiła nowy, bez mglistych wspomnień
rodzinnego miasta. Serce przyspieszyło, gdy wyjęła z kieszeni kawałek węgla.
- Cześć – usłyszała nagle, gdzieś za plecami. Oddech urwał się, powietrze zgęstniało w płucach. Przymknęła powieki. Sylwetka nieznajomego lekko się zgarbiła, ławka skrzypnęłakrzykiem
rozpaczy. – Pamiętasz mnie? – spytał, tak po prostu, a jego oddech uleciał
chmurą pary wodnej. Było zimno jak to
w Londynie. Pokręciła głową, ledwo zauważalnie. – Chodzimy do tej samej
klasy – w jego głosie słychać było coś, jakby nutę dezorientacji – Jestem
Felipe, trzecia ławka po lewej. Mówi ci to coś?
- Cześć – usłyszała nagle, gdzieś za plecami. Oddech urwał się, powietrze zgęstniało w płucach. Przymknęła powieki. Sylwetka nieznajomego lekko się zgarbiła, ławka skrzypnęła
Odezwała się chyba pierwszy raz od tygodnia.
- Niestety.
- Nie szkodzi, przecież to tylko niecały rok…
Ma takie piękne oczy.
~*~
14 czerwiec 2009
Prawda czy
fałsz? Spała. Płakała. A może nie? Rozmowy ograniczone do kilku słów, tych
niezbędnych. Atmosfera zgęstniała, zastygła jak martwa mgła. Kilka twarzy
miniętych w przepychu. Wpadała w histerię zawinięta w kolejne warstwy jedwabiu,
gdy spędzała bezsenne noce w mroku starej szafy, wdychając zapach perfum zbyt delikatny.
Z sercem wybijającym rytm
kołysanki.
~*~
14 lipiec 2009
Krople deszczu znikały
w tafli kałuży, jak łzy w tęczówce.
Pierś rozdarta donośnym
szlochem…
~*~
14 sierpień 2009
Bezkres nocnego
nieba i kilka lśniących na niebie życzeń, zastygłych.
…jak niebo własnym płaczem.
~*~
14 wrzesień 2009
Powtarzający się
schemat ubiegłych lat.
Kolejny raz znika we
własnym umyśle.
~*~
14 październik 2009
Zamknięta w
klatce własnych myśli, wplątana w sieć uczuć siedziała na tej cholernej ławce,
gdzie deski ociekały łzami minionych smutków. Moknąc bawiła się uschłymi pąkami
kwiatów. A jego postać nagle przesłoniła widok pustych ulic.
- Natalia, tak? – miał złote włosy, jakby splecione promienie słońca i płatki żółtych tulipanów. Kiwnęła lekko głową, chyba w odpowiedzi, a może dlatego, że węzły wspomnień i ulotnych myśli okazały się zbyt ciężkie – Pamiętasz mnie, co? – spytał po raz kolejny, miesiące nie rozmawiali.
- Natalia, tak? – miał złote włosy, jakby splecione promienie słońca i płatki żółtych tulipanów. Kiwnęła lekko głową, chyba w odpowiedzi, a może dlatego, że węzły wspomnień i ulotnych myśli okazały się zbyt ciężkie – Pamiętasz mnie, co? – spytał po raz kolejny, miesiące nie rozmawiali.
- Ta – oczy miał takie głębokie, w odcieniu zielonego morza, przyprószone
srebrnymi przebłyskami wspomnień.
- To… - głos miał czysty, skowronkowy, troszkę jakby ptak – Jak ci się podoba
Londyn?
Gorszego pytania nie mógł zadać. W odpowiedzi wzruszyła ramionami.
- Widziałam lepsze miejsca.
- Tak, ja też.
A potem uciekli przed
wiszącą w powietrzu burzą.
~*~
14 grudzień 2009
Wszystko wokół
pokryło się bielą, jak puchowym kocem, klejąc się do butów. Nie miała co liczyć
na choćby odrobinę życia.
- Hej – ten głos, czysta tafla błękitu i dwa ciepłe oddechy odlatujące obłokami pary wodnej – Co tutaj robisz?
- Hej – ten głos, czysta tafla błękitu i dwa ciepłe oddechy odlatujące obłokami pary wodnej – Co tutaj robisz?
- Idę, nie widzisz? – uśmiech, jak pocałunek szczęścia.
- Tak, ja… Mogę iść z Tobą?
Zatrzymuje się, oddech wstrzymuje.
- Przecież nie wiesz, dokąd idę, po co i dlaczego.
- A czy to ma jakieś znaczenie?
Jego zapach, świeży jak
poranek.
~*~
14 luty 2010
Serce…
Brak…
~*~
14 marzec 2010
..krzyczy..
..mi..
~*~
14 kwiecień 2010
…głośniej.
…tchu.
~*~
14 maj 2010
- Znowu? – pyta,
siada. Kurtka nasiąka mokrym kryształem, oczy płyną falą wspomnień. Tak piękna,
morska zieleń…
- Tak – odpowiada. Głos ma suchy, męczący. Wyprany z emocji, zagłuszony piosenkami, które wciąż grają w głowie.
- Tak – odpowiada. Głos ma suchy, męczący. Wyprany z emocji, zagłuszony piosenkami, które wciąż grają w głowie.
- To chyba przeznaczenie – śmieje się złotem, srebrem, tęczą, słońcem,
rysunkami. Śmieje się pięknie, oddech ma płytki.
Nie wierzę w przeznaczenie.
~*~
14 czerwiec/14 lipiec/14 sierpień 2010
Podmuchy słońca
tańczą nad głowami, śpiewają cichymi szelestami liści. Oblewają ich twarze
bladymi rumieńcami. Malują koślawe cienie na trawie, skaczą po źdźbłach.
Obrysowują ich kontury szarymi kredkami.
- Nienawidzę Londynu – szepcze niepewnie, przejrzystym jak powietrze głosem. – Nigdy nie lubiłem.
- Nienawidzę Londynu – szepcze niepewnie, przejrzystym jak powietrze głosem. – Nigdy nie lubiłem.
- To co tutaj robisz? – białe płatki stokrotek opadają, jak piórka, wokół ich skulonych sylwetek, tak niewyraźnych.
- Nie miałem wyjścia.
- Zawsze jakieś jest. – serca wygrywają rytmiczne melodie, oddechami piszą
własną historię.
I siedzą tak w ciszy, wiszącej na długich niciach niewypowiedzianych słów.
Tam, gdzie nikt nas nie
znajdzie...
~*~
14 wrzesień/14 październik/14 listopad/14
grudzień 2010
Płaczem oddycha.
Smutkiem szepcze. Rozpaczą maluje kolejne rysunki. Rozmawiają czasem, nadal
niezbyt często, a każde spotkanie pieczętują miesiącami ciszy.
I.
I.
Łzami.
Płynnego.
Nieba.
…już nigdy.
~*~
14 styczeń/14 luty 2011
Sylwester
spędzają razem. Budzi się nagle, wyrwana koszmarem, a ukojenie tak nagłe płynie
jakoś z boku. Tam, gdzie on leży. W ręku coś trzyma, nie widzi co. Już wie, jej
dłoń tak mocno ściska. Patrzą sobie w oczy, w niewyraźne tafle barw.
- Co teraz? – w głosie ma pustkę. Uśmiecha się,niepewnie.
- Co teraz? – w głosie ma pustkę. Uśmiecha się,
- Nie wiem. Zapomnijmy – barierą się odgradza, wolno przytakują.
Nic się nie wydarzyło… Poza tym jednym
zetknięciem rąk.
Coraz częściej rozmawiali.
~*~
14-tego miesięcy wiosennych 2011
- Jesteśmy
przyjaciółmi?
- Ja… Nie wiem.
- Ja… Nie wiem.
- Bo bardzo bym chciał.
Zaufanie wartością
najtrwalszą.
~*~
14 lipiec 2011
Ta dziwna
elektryczność, łącząca ich sylwetki, towarzyszyła każdemu spotkaniu. Coraz częściej…
Więzi nie dotkniesz.
~*~
14 sierpień 2011
Siedziała na
ławce, tej smutnej, co deszczem nasiąka i łzami. Kwiaty rysowała i rosę na
gładkich płatkach. Odgłos kroków stał się codziennością, już nie tak niemrawą,
teraz tylko poszarzałą.
- Cześć – usiadł obok, zwyczajnie, ale jakoś tak głośniej. Popatrzył przez ramię. – Co tam masz?
- Cześć – usiadł obok, zwyczajnie, ale jakoś tak głośniej. Popatrzył przez ramię. – Co tam masz?
- Ołówek – odgłosem tysiąca dzwoneczków się zaśmiał, pięknie, barwnie.
Znów zerknął.
- Nie wiedziałem, że rysujesz. – powiedział bez żadnego wyrzutu, tylko… z
ciekawością?
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Felipe.
I tylko czasem myślą o
sobie, inaczej.
~*~
14 wrzesień 2011
Telefon milczał.
Tylko raz… Jeden jedyny delikatny pobłysk zielonej lampki.
„Tak trochę tęsknię”
Trochę za mało.
~*~
14 październik 2011
W szkole się
mijają, niezauważeni. Jak gdyby nigdy z sobą nie rozmawiali. Odgradza ich od
siebie coś koło ośmiu ławek, czasami na siebie patrzą. Jednak spojrzenia giną w
tej barierze, w oddechach dwudziestu sześciu osób. Chyba trochę tęskni za tym morzem.
Dwie dusze tak do siebie
podobne.
~*~
14 listopad 2011
- Jesteśmy
przyjaciółmi? – patrzy z dołu na jej kontury wplecione między tuziny liści;
kolorowych. Skórę ma tak gładką i błyszczącą, zapach znowu wdycha, jak
narkotyk.
- Za często o to pytasz. – odpowiada głosem czystym i głębokim. Włosy, ciemne, może przydługie, tańczą gdzieś na ramionach, a serce lgnie do nich,magnesem.
- Za często o to pytasz. – odpowiada głosem czystym i głębokim. Włosy, ciemne, może przydługie, tańczą gdzieś na ramionach, a serce lgnie do nich,
- Jesteśmy czy nie? – wzdycha, a płaty czerwieni i brązu spływają z
gałęzi odlatując razem z wiatrem.
- Chyba… tak. Tak myślę.
- Cieszę się.
Sercem patrzy, duszą myśli.
~*~
14 grudzień 2011
- Kto to był? –
wskazuje ręką. Blondynka wysoka, szczupła znika za budynkiem, jakby nigdy nie
istniała; jednak jej obecność ciąży tak w powietrzu, leży na dłoni.
- Ludmiła.
- Ludmiła.
- Twoja dziewczyna? – walczy całymi siłami, by nie spojrzeć w te jej oczy
głębokie i tłumaczyć.
- Nie… Znajoma.
- Aha. – stąpa delikatnie, łagodnie. Wyprzedza go.
- Jesteś zazdrosna?
- O ciebie? W życiu.
- Więc o co chodzi?
- Przyjaciele nie mają przed sobą tajemnic.
- Ona nie jest tajemnicą.
- Jak długo się znacie?
- Jakieś pół roku…
Pierwsze błękitne kłamstwa.
~*~
14 styczeń 2012
Kolejne dni, jak
wyrwane z życiorysu, płyną wolno z łzami; co tak długo nad źrenicą tańczą.
W szkole rozmawiają; Już
się mnie nie wstydzisz?
~*~
14 luty 2012
Palce plączą
futro, kot miauczy przeciągle. Oddechy są trzy.
- Wiesz, Natka… - zaczyna, niepewnie, jakoś tak niebezpiecznie. Nie chce zabić. – Ja chyba… Chyba bardzo cię lubię.
- Wiesz, Natka… - zaczyna, niepewnie, jakoś tak niebezpiecznie. Nie chce zabić. – Ja chyba… Chyba bardzo cię lubię.
- Jak bardzo? – morze myśli mętnieje, diabeł oddala spojrzenia i rumieńce
maluje.
- Bardzo, bardzo. – uczuciem chyba mówi, ale nieśmiało.
- Trochę za mało.
Lubić bardziej.
~*~
14 marzec 2012
Powietrze takie
ciężkie, przez pył kłamstw przenika i kurz obietnic. Osiada na skórze, wsiąka.
Krew zatruwa, barwę na ciemniejszą zamienia. I płynie w żyłach razem z tym, co
już nie jest pewne.
Czy mogę Ci zaufać?
~*~
14 kwiecień 2012*
Są razem. Na
balu. Taniec łączy ich ciała, splata ze sobą dusze utęsknione. I dłonie łączy
łagodne. Widzi znowu tęczówki; spogląda. Nie tak zielone, jak drzewa, tylko
płytka woda morska płynąca po bruku, jak fale rozkołysanych bezkształtnych
oceanów; zielone jak wypolerowane kawałki plażowego szkła. Zielone zielenią,
która wydaje się niemal, lecz nie do końca, niebieska.
Przyciąga magnesem jego zapach, tak dla nosa przyjemny. Włosy ma lśniące. Poprzetykane odcieniami radości i barwą najczystszego złota.
Przyciąga magnesem jego zapach, tak dla nosa przyjemny. Włosy ma lśniące. Poprzetykane odcieniami radości i barwą najczystszego złota.
Są coraz bliżej. Wargi spragnione lgną do miękkości innych, pięknie zastygłych
w uśmiechu, ust.
Smakuje nadzieją. Smakuje
szczęściem. Smakuje zaufaniem. Smakuje miłością.
~*~
14 maj/14 czerwiec/14 lipiec/14 sierpień
2012
Żyją sielanką
miłosnej historii, ułożonej tylko dla nich, lecz wciąż niepoukładanej.
Oddychają równo, sercami śpiewają podobnie. I dusze łączy ta elektryczność, co
zawsze świat rozmazuje dookoła, otacza bańką uczucia.
Zbyt pięknie…
~*~
14 wrzesień 2012
Ponownie muskają
się wargi, lekko rosą zroszone jak łzami i wodą, co w powietrzu krąży. Nagle White ballons…
- Halo? Ludmiła? Tak… Nie, nie przeszkadzasz.
- Halo? Ludmiła? Tak… Nie, nie przeszkadzasz.
Przecież tylko jesteśmy razem.
~*~
14 październik/14 listopad 2012
- Kocham cię
bardzo – szepcze tak cicho. Śmieje się, a przechodnie nieświadomi zerkają z
minami posępnymi.
- Kocham cię bardziej.
- Kocham cię bardziej.
I to jest mój grzech.
~*~
14 grudzień 2012
- Kocham cię
mocno – spogląda w tęczówki, trochę zbyt głębokie, czysty brąz krzyczy.
- Kocham cię mocniej.
- Kocham cię mocniej.
Tylko czy to wystarczy?
~*~
14 styczeń 2013
Otwiera oczy,
niepewnie.
Zamyka.
Zamyka.
Mruga niespokojnie; płytkimi oddechami pochłania, mrok.
Cienie wdzierają się pod powieki, krwawi łzami.
I wiatr chłodny, jak muśnięcie Anioła Śmierci.
Czarnym skrzyłem przesłania ich widok; ciemną purpurą spływa po twarzy smutek.
Świecą złote tafle tęczówek, jak pierścienie w bladym słońcu; połyka łzy, jak
metal płynny.
I zerka.
Znad kołdry.
Na kły lśniące.
Krzyczy snem koszmarnym.
Jak rozdwojenie jaźni, tak realna istota się szczerzy.
Wierzga wspomnieniem kropli rosy na spękanych tęsknotą wargach; poranionych
samotnością.
I patrzy w te ślepia rozległe; znów szlochem przerywa ciszę gęstą jak mgłę
nożem.
Gardłem podciętym połyka słowa z powietrza.
I patrzy przed siebie.
I widzi.
Coś ciągnie za włosy kłami hacząc o kłamstwa i tanie obietnice.
Na drzewo wisielców patrzy i wrzeszczy odgłosem przeraźliwym, tak do płaczu
podobnym i do krzyku rozpaczy.
Anioł zostawił jej postać pobladłą; widzi szpony pożółkłe w jej stronę płynące
tak wolno, kopie mocno.
Nogą białą jak papier powietrze rozcina, histeria.
Cierpienie wyrywa serce.
Umysł osłabia
Wzrokiem śmiertelnym.
I nagle, jak wspomnieniem błogim, palce ciepłe do policzka sięgają.
Włosy mokre od potu; skrzydła Anioła?; za uchem ukrywa.
I budzi się.
Jego szept kojący
Na
Lewej
Skroni
Jeszcze koszmar zabiera.
A jego spojrzenie szkli się złotem prawdziwych lęków…
Powiedz mi…
~*~
14 luty 2013
- Kocham
cię najmocniej na świecie.
- Felipe, ja kocham mocniej.
- Felipe, ja kocham mocniej.
White ballons.
- Ludmiła?
…dlaczego…
~*~
14 marzec 2013
- Kocham
cię przecież.
- Nie wi… Ja ciebie też.
- Nie wi… Ja ciebie też.
…prawdą…
~*~
14 kwiecień 2013
- Kocham cię
naprawdę.
- Wiem.
- Wiem.
… malujesz…
~*~
14 maj 2013
Opiera się; ziewa,
zasypia?
Oddech ma tak spokojny, deszcz nie uderza w okno.
Oddech ma tak spokojny, deszcz nie uderza w okno.
Przymyka powieki; nawet wiatr nie zagłusza rytmu tętniącej w żyłach krwi.
Dłonią odgarnia włosy z jej twarzy, krzyczy?
Delikatnie obejmuje; gorzki zapach kawy drażni nos.
Nagle nie może znieść, krztusi się, nie
obudź jej.
Oddychać nie może, jej włosy plączą
się niebezpiecznie blisko,
zawiązują wokół szyi.
Nerwowym odruchem łapie jej nadgarstki, sen.
Zabija ją własnym krzykiem, myśli krążą falą w głowie, topią. Co słyszy?
Wstaje wciąż śpiąc, a może nie?
Z sercem wybijającym ostatnie
godziny, wychodzi.
Gdzie
idziesz?
Pytają.
Do
niej?
Nikt nie odpowiada.
…kłamstwa?
~*~
14 czerwiec/14 lipiec 2013
- Kocham cię
całym sercem.
- Ja ciebie całą sobą.
- Ja ciebie całą sobą.
Tak pięknie malujesz.
~*~
14 sierpień 2013
Na ławce siedzi,
rysuje jego portrety kolejne. Twarz już pamięta co do szczegółu, odcienie żył
nad powiekami. I włosy zmierzwione. Wszystko dopełnia. Zapach stokrotek klei
się do nosa, słońce razi chłodem. Oddycha miarowo.
- Hej – siada, patrzy. – Wszystko w porządkukochanie?
- Hej – siada, patrzy. – Wszystko w porządku
Nie zdąża odpowiedzieć. On bierze w dłoń telefon.
- Tak, mogę przyjść. – rozłącza się. – Przyjdę wieczorem.
I znowu skłamałeś.
~*~
14 wrzesień
- Kocham cię
całkowicie.
- Kocham cię naprawdę.
- Kocham cię naprawdę.
Twoje tęczówki już nie błyszczą dla mnie.
~*~
14 październik/14 listopad/ 14 grudzień
2013
- Ludmiła?
Telefon odkłada zmieszany, w oczach tańczy iskra; nieobecność?
Telefon odkłada zmieszany, w oczach tańczy iskra; nieobecność?
- Tak, chciała… No wiesz, się spotkać.
Chce iść, ale nie mówi. Tylko dusza jego krzyczy i serce, które rwie do niej.
- Felipe, ja wciąż cię kocham.
- Felipe, ja wciąż cię kocham.
Szepcze trochę zbyt histerycznie, ale ból mówić nie daje. Rani gardło słowami.
- Ja ciebie też. To tylko znajoma…
- Znowu kłamiesz?
Całuje usta stęsknione, zapomniane. Na pożegnanie?
- Przecież wrócę…
Niszczysz mój świat.
~*~
14 styczeń 2014
Dni, tak ulotne,
dłużyły się w nieskończoność.
Nie wracał.
~*~
14 luty/14 marzec/14 kwiecień 2014
- Czy ja coś
jeszcze dla ciebie znaczę?
- Przecież wiesz, że tak.
- Mówisz to co chcę usłyszeć…
- Mówisz to co chcę usłyszeć…
Powietrze różnie wdychają, a melodie serc cichną. Jak żar, który dogasa. Nie
chce tego, ale nie robi nic. Tylko miłość swoją mu daje.
Kochasz? Znaczy będziesz,
tak?
~*~
14 maj 2014
Chcą znów się
zbliżyć, być jednością. Chcą warg swoich pragnąć i śnić o sobie nawzajem. Chcą
istnieć.
Więc dlaczego odrzuca
uczucie? On ciągle kocha…
~*~
14 czerwiec 2014
- Jesteś…
- Zawsze byłem.
- Zawsze byłem.
- Mój?
- Twój.
- Nie chcę cię stracić.
- Nie stracisz.
- Wciąż kochasz?
- Nigdy nie przestałem.
Coś ma w tych oczach, że mu
nie wierzy.
~*~
14 lipiec 2014
Powietrze wdycha
czyste, wewnątrz krzyki słabną. Rozpacz chyba mija, choć znów gdzieś
poszedł. Tęsknią. Wargi drżą niespokojnie, oczy pragną go widzieć; jednak nie
od niej to zależne. Obiecywał…
Nagle niebo się załamuje, dzisiaj płaczą anioły.
Nagle niebo się załamuje, dzisiaj płaczą anioły.
Mój wciąż tutaj jest.
~*~
14 sierpień 2014
„Przecież cię
kocham, mocno” krzyczy, niespokojnie się obrusza. Wierci, wierzga… W oczach ma
ból. I jakby takie poczucie winy. „Ale ją mocniej, Felipe.” nadal ma jej serce,
gdzieś zamknięte w swoim, nadal miłość ich zamyka w potrzasku. „Nie, to tylko…”
„Znajoma?”. Dość ma bycia tą drugą. „Natalia, proszę, nie…”
szept jego sztylety wbija, dusze rani tak mocno, szarpie. „Przykro mi.”
wychodzi.
Dlaczego nie zatrzymujesz?
~*~
14 wrzesień 2014
Dzwoni
codziennie, przychodzi, ale nie chce go widzieć. Tak po prostu. W końcu –
odpuszcza. Wiatr bawi się słońcem, wpycha je między przesmyki żaluzji. Nie widzi?
Tym razem może już nie
wrócić.
~*~
14 październik 2014
Patrzy, długie
pociągnięcia pędzla na zaróżowionych z
zimna policzkach; łzawi
szkarłatem.
Cisza, zamiera, choć w środku oboje krzyczą.
Cisza, zamiera, choć w środku oboje krzyczą.
Świat ginie gdzieś w tej barierze, półśnie, która izoluje ich dwoje, płaczem.
Patrzą sobie w oczy, w puste tafle kolorów, szukają.
Jak to się stało?
Pytają. Głosy tkwią gdzieś w gardłach, już wysuszone, nieważne.
Nikt nic nie mówi, poza nimi.
Szloch cichy jakby w oddali, gdzieś w umyśle zaplata wspomnienia w długie
warkocze, wyblakłe od słońca, nasiąknięte miłością. Związane smutkiem
powtykanym gdzieś pomiędzy, jak teraz.
I.
Łzami.
Jak.
Krwią.
Zakrzepłą.
O odcieniu tak zbliżonym do czerwieni, a jednak miedzianym.
Dlaczego?
Pytają skrzywdzone dusze bólem, gdzieś w trzewiach, może w sercach, których nie
mają.
I wiatrem schłodzone ciała, lalki.
I blizna nad prawą powieką, w teatrze.
Jak w śnie o zakazanej miłości, filmie, telenoweli, którą oglądała zbyt często.
To
nie to..
Szepcze nad uchem anioł.
To
tylko życie.
Słowikiem mówi, jak jakimś listem.
Tylko
życie.
Oddycha, nadzieją i żalem.
Ale już nie wierzy w jego
miłość…
~*~
14 listopad 2014
Nie rysuje.
Nie tańczy.
Nie oddycha.
Nie tańczy.
Nie oddycha.
Kot ciągle mruczy; rdzawe futro wypłowiałe.
~*~
14 grudzień 2015
Brak jego
odczuwa, serce rozsypuje się na podłodze. Jak szkło wciąż rani. Blednie.
Nadal kocha, miesiące mijają. Chudnie.
Nadal kocha, miesiące mijają. Chudnie.
Bezsenność?
Już nikt nie spija koszmarów z ust, nie suszy łez obecnością.
Już nikt nie ogrzewa zmarzniętych dłoni.
Już nikt nie śpiewa wieczorami.
Cisza?
Milczenie ma odcień
zielonego błękitu.
____________________
14 styczeń 2015
Tęsknotę od
ścian odbija i płacz.
Krzyczy, może we śnie, miłość z siebie wylewa.
Krzyczy, może we śnie, miłość z siebie wylewa.
Lufę do skroni przykłada. Palcem na spuście drga.
Wciąż cię kocham, całą sobą.
A jego imię spływa wzdłuż karku szkarłatną strużką.
Strzela?
Pocisk uderza, gdzieś obok, chyba w ścianę; rani mocno tynk.
Wypuszcza z ręki przedmiot, płacze znowu.
Bo znajduje się w tych
ramionach, co sama je odrzuciła; z
miłości?
- Już dobrze Natalka, dobrze… - gładzi po włosach, płacz z twarzy
zmywa.
Udaje, że to się nie stało.
- Przepraszam – szept słyszy, choć z łez wydobyty, niewyraźny.
- Nigdy nie przestałem cię kochać, wiesz?
Wargi, tak spragnione dotyku tych
jedynych. Mieszanka zmysłów i spojrzeń.
Jeden moment, ten ich własny; kołysanka.
- Nigdy tak naprawdę.
I tylko jedno pozostaje
pytanie: Czy można odejść z miłości?
***
*Postanowiłam dać Felipe zielone oczy, a
raczej takie błękitno zielone (a co za tym idzie czasem będą zielone, a czasem
niebieskie :P) Nie obrazicie się, prawda?
I jest, taka niespodzianka. Feliaty. I
tak bufona kocham bardziej, ale musiał być Felipe, choć ten jeden raz.
Najpierw przeprosiny. Za co? Za ciągłe zmiany czasu, w którym pisałam, za niezrozumiałość tekstu, brak spójności i tak dalej, blablabla… W szczególności przepraszam ciebie, Dominiko, za ten dedyk :’( Za wady wzroku nie odpowiadam!
Najpierw przeprosiny. Za co? Za ciągłe zmiany czasu, w którym pisałam, za niezrozumiałość tekstu, brak spójności i tak dalej, blablabla… W szczególności przepraszam ciebie, Dominiko, za ten dedyk :’( Za wady wzroku nie odpowiadam!
A tak do tekstu…
Sad, happy… Szczerze to sama nie wiem, co to jest. Jestem ciekawa waszej interpretacji zakończenia. No, wysilcie umysły!
Pewnie zauważyliście, że na samym początku mamy wspomnienia rozmów Feliaty, które później się nie pojawiły. No tak. Chciałam je gdzieś wcisnąć w tekst, ale – jak widać – cała historia jest ułożona z drobnych urywków ich spotkań, rozmów, przeżyć… Gdybym miała wszystko tu napisać, to umarlibyście z nudów.
Żal… Porażka… Miało być zupełnie inaczej, wyszło tak, jak nie chciałam. Taka
rutyna.
Chyba w ogóle nie powinnam pisać.
Chlip ;____;
Do następnego (może, jak na razie leży i kwiczy).
Ana Julia
PS.: Jeżeli coś jest naprawdę baaaaardzo niezrozumiałe lub jesteście czegoś
ciekawi – pytajcie. Chętnie odpowiem :)
PS2.: Dominiko, jeszcze raz Cię, kochana, przepraszam.
PS3.: Wszystkie powtórzenia, przekreślenia (choć niektóre niepełne), podkreślenia i te inne są zamierzone!
PS4.: Zmieściłam się w terminie, co jest, jak dla mnie, sukcesem. Łiiiiiiiiiii! Auć, geografia wzywa ;___;
PS3.: Wszystkie powtórzenia, przekreślenia (choć niektóre niepełne), podkreślenia i te inne są zamierzone!
PS4.: Zmieściłam się w terminie, co jest, jak dla mnie, sukcesem. Łiiiiiiiiiii! Auć, geografia wzywa ;___;