Postaci: Natalia, Diego, Maxi
Uwagi: Wulgaryzmy, nałogi, sceny drastyczne, erotyczne.
*
*
Kolejne krople deszczu wsiąknęły w delikatny aksamit czarnej sukienki. Poprawiła kołnierzyk odrzucając do tyłu loki, którym dziwnym sposobem udało się wyśliznąć z misternie spiętego koka. Odkaszlnęła jeszcze, przeglądając się w witrynie jakiegoś mijanego sklepu. Skręciła w alejkę, cichą i pustą, zakończoną ogromną stertą śmieci i pozostałościami srebrnej siatki, niegdyś służącej za płot. Nerwowo oblizała wargi poprawiając rzemyk zegarka. Tu miał czekać, ale jak zwykle się spóźniał. Zawsze była pierwsza, może dlatego, że bardziej jej zależało.
Nie czekała długo. Spomiędzy ceglanych budynków pokrytych licznymi warstwami spray'u wyłoniła się dość pokaźna postać. Każdemu krokowi chłopaka towarzyszył brzęk łańcuchów, które zawsze zawieszał przy spodniach. Wysokie glany, nie ukrywając dość zniszczone, przemokły doszczętnie, gdy kolejny raz nie ominął kałuży. Skórzana kurtka stanowiła barierę ochronną przed wyczuwalną w powietrzu ulewą. No i ten uśmiech, jako jedyny widoczny spod kaptura. Wydawała się przy nim taka krucha, jak dziecko. Tymczasem dzielił ich jedynie rok, może dwa lata.
- Masz? - spytała na wstępie nerwowo pstrykając palcami, jak to miała w zwyczaju. Roześmiał się, najpierw cicho, jednak już po chwili prawie tarzał się po ziemi.
- Oj, spokojnie kotku - powiedział pokonując dzielącą ich odległość, jednym krokiem stając tuż przed nią. Ciemne tęczówki zawiesił na czarnej falbance sukienki, która zsunęła się lekko z ramienia - Mamy czas.
Chwilę później znalazł się za nią, czuła ciepły oddech na karku, mieszaninę mięty i tytoniu. Zadrżała gdy zimne palce delikatnie musnęły jej ramię, następnie zajmując się suwakiem na plecach. Nawet się nie zorientował, gdy stanęli ponownie twarzą w twarz.
- Nie wydurniaj się - stanowczość bijąca od jej drobnej sylwetki przerosła go o głowę - Wiesz po co przyszłam.
- Zabawna jesteś gdy się wściekasz - ponownie wyszczerzył zęby odsuwając się na krok. Ukrył dłoń w kieszeni wyciągając paczkę papierosów najmocniejszych na rynku. - Po trzy.
- Masz całą paczkę. Po całym.
- Zadziorna - zaśmiał się rzucając zapalniczkę w jej stronę - Dobra, niech ci będzie.
- Proszę, proszę. Po tylu latach w końcu się nauczyłeś, że i tak nie wygrasz?
- Nie, po prostu szkoda czasu na kłótnię - skwitował wypuszczając kłęby dymu z płuc. Szybko się uwinął wrzucając peta do kałuży. - Ile masz kasy?
- Tyle ile potrzeba, a co? - spojrzała w jego stronę opierając się o ścianę budynku.
- Towar podrożał - stanął znowu blisko, trochę za blisko - Chyba, że no wiesz... - znowu zadrżała, jego szept drażnił ucho - Zdołasz mnie jakoś przekonać.
Niemal wpadł w stertę śmieci, gdy w końcu zareagowała mocnym pchnięciem. Przyłożyła znów papierosa do ust słysząc w odzewie jedynie chichot.
- Trochę poczucia humoru, skarbie.
- Diego - ostatnia chmura dymu poszybowała powietrze, obcas przygniótł niedopałek - daj sobie spokój. Znamy się trochę i...
- To nie moja wina, że tak śmiesznie się denerwujesz. Wtedy twój nos się tak marszczy, a brwi...
- DIEGO! - uniósł ręce w geście rezygnacji.
- No już dobrze. Dawaj kasę, ja daję towar i idziemy, każdy w swoją stronę.
Mocny uścisk dłoni, przynajmniej tak widzieli to przechodnie. Tymczasem pieniądze zmieniły właściciela, podobnie jak mała saszetka.
- Nadal cię lubię, nie spieprz tego.
- Skarbie, jestem jedyną osobą, która jeszcze z tobą gada.
- Zawsze mogę znaleźć nowych przyjaciół.
- Te wytapetowane lafiryndy, których jedynym problemem jest brak szminki? Gówno wiedzą o prawdziwym życiu. Debilki. Podobnie te idiotyczne karykatury facetów. Kpią z nas, nazywają dziećmi ulicy. Są fałszywi. Patrzą tylko na pieniądze i na to swoje sielankowe życie. Nie mają problemów. Nie interesuje ich, dlaczego jesteśmy właśnie tacy. Umieją tylko oceniać, śmiać się z tych, których naprawdę doświadczyło.
- Wyluzuj. Wiem, jak jest.
- Nie mogę już tak dłużej.
- Diego...
- Nie!
Przyparła go do muru, spojrzała głęboko w oczy. I jedynie ten mały płomyk na ciemnej tęczówce, który niczym deszcz splamił jej blady policzek, pozwolił mu opanować nerwy. Otarł łzę z jej twarzy.
- Muszę iść - wróciła do rzeczywistości. Wywrócił oczami - Wiesz, że tylko po to tu przyszłam.
Odeszła kilka kroków wtapiając się w tłum szarych pacynek.
- Kotku, jesteś pewna?
Nie czekała długo. Spomiędzy ceglanych budynków pokrytych licznymi warstwami spray'u wyłoniła się dość pokaźna postać. Każdemu krokowi chłopaka towarzyszył brzęk łańcuchów, które zawsze zawieszał przy spodniach. Wysokie glany, nie ukrywając dość zniszczone, przemokły doszczętnie, gdy kolejny raz nie ominął kałuży. Skórzana kurtka stanowiła barierę ochronną przed wyczuwalną w powietrzu ulewą. No i ten uśmiech, jako jedyny widoczny spod kaptura. Wydawała się przy nim taka krucha, jak dziecko. Tymczasem dzielił ich jedynie rok, może dwa lata.
- Masz? - spytała na wstępie nerwowo pstrykając palcami, jak to miała w zwyczaju. Roześmiał się, najpierw cicho, jednak już po chwili prawie tarzał się po ziemi.
- Oj, spokojnie kotku - powiedział pokonując dzielącą ich odległość, jednym krokiem stając tuż przed nią. Ciemne tęczówki zawiesił na czarnej falbance sukienki, która zsunęła się lekko z ramienia - Mamy czas.
Chwilę później znalazł się za nią, czuła ciepły oddech na karku, mieszaninę mięty i tytoniu. Zadrżała gdy zimne palce delikatnie musnęły jej ramię, następnie zajmując się suwakiem na plecach. Nawet się nie zorientował, gdy stanęli ponownie twarzą w twarz.
- Nie wydurniaj się - stanowczość bijąca od jej drobnej sylwetki przerosła go o głowę - Wiesz po co przyszłam.
- Zabawna jesteś gdy się wściekasz - ponownie wyszczerzył zęby odsuwając się na krok. Ukrył dłoń w kieszeni wyciągając paczkę papierosów najmocniejszych na rynku. - Po trzy.
- Masz całą paczkę. Po całym.
- Zadziorna - zaśmiał się rzucając zapalniczkę w jej stronę - Dobra, niech ci będzie.
- Proszę, proszę. Po tylu latach w końcu się nauczyłeś, że i tak nie wygrasz?
- Nie, po prostu szkoda czasu na kłótnię - skwitował wypuszczając kłęby dymu z płuc. Szybko się uwinął wrzucając peta do kałuży. - Ile masz kasy?
- Tyle ile potrzeba, a co? - spojrzała w jego stronę opierając się o ścianę budynku.
- Towar podrożał - stanął znowu blisko, trochę za blisko - Chyba, że no wiesz... - znowu zadrżała, jego szept drażnił ucho - Zdołasz mnie jakoś przekonać.
Niemal wpadł w stertę śmieci, gdy w końcu zareagowała mocnym pchnięciem. Przyłożyła znów papierosa do ust słysząc w odzewie jedynie chichot.
- Trochę poczucia humoru, skarbie.
- Diego - ostatnia chmura dymu poszybowała powietrze, obcas przygniótł niedopałek - daj sobie spokój. Znamy się trochę i...
- To nie moja wina, że tak śmiesznie się denerwujesz. Wtedy twój nos się tak marszczy, a brwi...
- DIEGO! - uniósł ręce w geście rezygnacji.
- No już dobrze. Dawaj kasę, ja daję towar i idziemy, każdy w swoją stronę.
Mocny uścisk dłoni, przynajmniej tak widzieli to przechodnie. Tymczasem pieniądze zmieniły właściciela, podobnie jak mała saszetka.
- Nadal cię lubię, nie spieprz tego.
- Skarbie, jestem jedyną osobą, która jeszcze z tobą gada.
- Zawsze mogę znaleźć nowych przyjaciół.
- Te wytapetowane lafiryndy, których jedynym problemem jest brak szminki? Gówno wiedzą o prawdziwym życiu. Debilki. Podobnie te idiotyczne karykatury facetów. Kpią z nas, nazywają dziećmi ulicy. Są fałszywi. Patrzą tylko na pieniądze i na to swoje sielankowe życie. Nie mają problemów. Nie interesuje ich, dlaczego jesteśmy właśnie tacy. Umieją tylko oceniać, śmiać się z tych, których naprawdę doświadczyło.
- Wyluzuj. Wiem, jak jest.
- Nie mogę już tak dłużej.
- Diego...
- Nie!
Przyparła go do muru, spojrzała głęboko w oczy. I jedynie ten mały płomyk na ciemnej tęczówce, który niczym deszcz splamił jej blady policzek, pozwolił mu opanować nerwy. Otarł łzę z jej twarzy.
- Muszę iść - wróciła do rzeczywistości. Wywrócił oczami - Wiesz, że tylko po to tu przyszłam.
Odeszła kilka kroków wtapiając się w tłum szarych pacynek.
- Kotku, jesteś pewna?
Oni i ja, wiesz ja mam swój świat
Oni czarno-biali, a ja mam w oczach blask.
- Park? W taką pogodę? - spytała. Ziewnęła ocierając zmęczone powieki, nieco posiniałe od przyjmowanych dawek. Włosy przypominały bardziej gniazdo ptaków. Zresztą jej strój wcale nie był w lepszym stanie. Koszulka bez rękawa naznaczona licznymi plamami i czarne legginsy z wielką dziurą na kolanie.
- Cóż, lubisz deszcz - odparł w skrócie chowając dłonie w kieszeniach.
- Czekaj, muszę się ogarnąć - powiedziała znikając za zniszczonymi drzwiami mieszkania. Wyblakła pęknięta tabliczka mówiła, że mieszka tu nie kto inny niż sam Roberto Perdido, najsłynniejszy osiedlowy menel w mieście. Mało tego, podobno przebywa tu także jego żona, Inme. Zabawne.
- Cóż, lubisz deszcz - odparł w skrócie chowając dłonie w kieszeniach.
- Czekaj, muszę się ogarnąć - powiedziała znikając za zniszczonymi drzwiami mieszkania. Wyblakła pęknięta tabliczka mówiła, że mieszka tu nie kto inny niż sam Roberto Perdido, najsłynniejszy osiedlowy menel w mieście. Mało tego, podobno przebywa tu także jego żona, Inme. Zabawne.
Nie minęło pięć minut gdy wróciła, co było dla niej typowe.
- Idziemy? - spytała z nikłym uśmiechem naciągając kaptur na głowę - Wybacz, że tak długo. Nie mogłam znaleźć bluzy.
- Idziemy? - spytała z nikłym uśmiechem naciągając kaptur na głowę - Wybacz, że tak długo. Nie mogłam znaleźć bluzy.
Pamiętał, że dostała ją dawno od niego samego. Szara, sięgała jej gdzieś do połowy uda. Ale cóż, taki styl lubiła. A raczej musiała lubić.
- Mogłaś się chociaż uczesać - skwitował z końskim uśmiechem na ustach. Wywróciła oczami.
- Dla ciebie? Nigdy.
- Dla ciebie? Nigdy.
Ławka. Zawzięta rozmowa o wszystkim i o niczym. Milczenie... Niebezpieczna cisza następująca po i przed każdą wypowiedzią. Papierosy. Dym. Łzy.
- Ostatnio był w domu... Może tydzień temu. Wisi mi co robi i gdzie jest. Lepiej mi, gdy go nie ma. Szczerze wolałabym znów wrócić do bidula, niż mieszkać z tym frajerem.
- To twój ojciec.
- Nie, nie wiesz co mówisz. Liczyłam na inną przyszłość, rozumiesz? Myślałam, że wyjdę z domu dziecka i ułożę sobie życie, ale nie! Wszystko musiał spierdolić! - krzyczała coraz głośniej, paznokcie coraz głębiej raniły skórę.
- Mała, uspokój się.
- Mhm - krew spłynęła cienką stróżką z nadgarstka wzdłuż dłoni skapując następnie z koniuszków palców. Często sama sobie zadawała ból, tworzyła nowe blizny. Nienawidziła tego kim jest, nienawidziła swojej przeszłości i nie umiała patrzeć w przyszłość. Chciała zapomnieć. Problemy mnożyły się, ich ilość ją przerastała. Od dawna nie miała już sił walczyć, myślała tylko o jednym - by ze sobą skończyć. Każdy dzień był kolejnym ciosem. Nie miała sensu w życiu, nie miała celu, nie potrafiła marzyć.
- Hej - kawałek szkła wypadł z jej dłoni, krew dalej kapała tworząc mozaikę na chodniku - Przestań - w jego ramionach zawsze szukała pomocy. Był trochę jak jej osobisty anioł, dawał poczucie bezpieczeństwa - Jesteś dla mnie zbyt ważna.
Prawdy nie znają ludzie,
z którymi mieszkam...
- Co ty kurwa powiedziałaś? - mimo zadanego ciosu wyprostowała się wypychając dumnie pierś do przodu.
- Jesteś nic nie wartym... - kolejny raz uderzył z taką siłą, że upadła na odłamki szkła i brudu. Zatoczył się do tyłu, po czym poszedł, a raczej przepełzł do obskurnego pokoiku. Z wielką siłą rzucił naprocentowane ciało na kanapę wylewając przy okazji resztkę trunku. Niecelnym rzutem butelka trafiła w ścianę, dosyć daleko od jej skulonej postaci, i rozbiła się na drobne kawałki. Coś tam bełkotał pod nosem, jednakże szybko głowa Roberto opadła na zniszczony zagłówek tapczanu. Gardłowy charkot rozniósł się po mieszkaniu wzbijając w powietrze woń alkoholu. Zasnął. A gdy tylko nadarzyła się okazja wybiegła z piekła, którym już od dawna był jej rodzinny dom.
Ulica świeciła pustkami. Ocierała nerwowo krew, próbowała opatrzyć rany, choć małe to tak liczne. Szkło boleśnie przebiło skórę umożliwiając poszarzałej purpurze ujrzeć światło dzienne. Nie płakała przyzwyczajona do codziennej sytuacji. Z głównej drogi skręciła w wąską alejkę. Zimny wiatr smagał jej policzki, bawił się włosami. Drżącymi dłońmi ocierała pot z czoła. I nagle, zupełnie przypadkowo, wypłaciła komuś z łokcia prosto w twarz.
Z przerażeniem popatrzyła w jego stronę układając w myślach przeprosiny. Chłopak zatoczył się gładząc pulsujące miejsce, jednak nie wyglądał na wściekłego. Gniew nawet nie naruszył łagodnych rysów twarzy.
Z przerażeniem popatrzyła w jego stronę układając w myślach przeprosiny. Chłopak zatoczył się gładząc pulsujące miejsce, jednak nie wyglądał na wściekłego. Gniew nawet nie naruszył łagodnych rysów twarzy.
- Nie szkodzi - uśmiechnął się pocierając zaczerwienioną skroń. Podniósł wzrok i zamarł.
Krew spływała po nagiej skórze przyprawiając o dreszcze. Włosy zamieniły się w zlepki brudu i słonych łez, a limo pod okiem zaczęło już sinieć - Wszystko w porządku? Ktoś cię pobił?
- Nie ważne. Dobrze, że nic ci nie jest, cześć! - chciała odejść, powstrzymał ją łapiąc jej kruchą dłoń.
- A ty? Krwawisz. Powinnaś jechać do szpi...
- A co cię to w ogóle obchodzi? Przecież jestem tylko głupią ćpunką z ulicy. Zapomnij.
I w mgnieniu oka zniknęła za marmurową ścianą budynku.
Niebo przybrało odcień pięknego szafiru, a słońce świeciło jaśniej. Ptaki śpiewały piękne serenady, delikatny przyjemny wiatr bawił się płatkami kwiatów.
- O tobie? To niemożliwe.
Krew spływała po nagiej skórze przyprawiając o dreszcze. Włosy zamieniły się w zlepki brudu i słonych łez, a limo pod okiem zaczęło już sinieć - Wszystko w porządku? Ktoś cię pobił?
- Nie ważne. Dobrze, że nic ci nie jest, cześć! - chciała odejść, powstrzymał ją łapiąc jej kruchą dłoń.
- A ty? Krwawisz. Powinnaś jechać do szpi...
- A co cię to w ogóle obchodzi? Przecież jestem tylko głupią ćpunką z ulicy. Zapomnij.
I w mgnieniu oka zniknęła za marmurową ścianą budynku.
Niebo przybrało odcień pięknego szafiru, a słońce świeciło jaśniej. Ptaki śpiewały piękne serenady, delikatny przyjemny wiatr bawił się płatkami kwiatów.
- O tobie? To niemożliwe.
Nikt nie podejdzie do mnie, nie powie mi wprost,
Że nienawidzi mnie, że po prostu ma mnie dość..
Że nienawidzi mnie, że po prostu ma mnie dość..
- Co się stało? - spytał gładząc świeże rany opuszkami palców. Troska mieszała się z gniewem tworząc na jego twarzy mieszankę emocji. Oparła się plecami o mur biorąc kolejnego bucha.
- Jeszcze pytasz? - prychnęła ironicznie - Tatuś.
Zatoczył się ukrywając twarz w dłoniach. Zacisnął pięści.
- Kurwa! - wrzasnął uderzając w ścianę. Tynk wykruszył się - Zabiję gnoja!
Jego twarz przybrała niemal karminowy odcień, zazgrzytał zębami. Dawno nie widziała go w stanie takiej furii. Gdyby ktoś teraz stanął mu na drodze z pewnością nie wyszedłby z tego cało. Znowu musiała interweniować.
- Diego, proszę cię. - mówiła spokojnie trzymając krwawiącą rękę na jego torsie. Drugą wyciągnęła właśnie papierosa z ust wzbijając w powietrze chmurę dymu. - Nie mogę stracić też ciebie. Pomyśl o konsekwencjach.
- Konsekwencjach? - zaśmiał się kręcąc z niedowierzaniem głową - To co? Mam czekać, aż ten sukinsyn cię zabije?!
- Diego... - pogłaskała go po policzku - Zrobił swoje. Teraz znowu zniknie na kilka tygodni, do tego czasu się zagoi.
Wyrwał się z jej kruchych ramion.
- A potem co?! Znowu cię zleje?! Znowu cała we krwi przyjdziesz z płaczem?!
- Nie, nie, proszę cię - mówiła niemal szeptem patrząc głęboko w ciemne tęczówki - Nie myśl o tym. Potrzebuję cię, właśnie teraz. Spójrz na mnie. Cierpię, widzisz? Bądź przy mnie, błagam.
I znów znalazła się w silnych ramionach, wdychając woń jego perfum. Dusiła się łzami plamiącymi ciemną koszulkę chłopaka, który głaskał jej ciemne włosy szepcząc do ucha.
- Nie pozwolę mu cię znowu skrzywdzić, rozumiesz? Nikomu nie pozwolę - wydawała się tak krucha. Próbował ukoić jej ból - Jeżeli ktoś cię tknie, zabiję go.
- Jeszcze pytasz? - prychnęła ironicznie - Tatuś.
Zatoczył się ukrywając twarz w dłoniach. Zacisnął pięści.
- Kurwa! - wrzasnął uderzając w ścianę. Tynk wykruszył się - Zabiję gnoja!
Jego twarz przybrała niemal karminowy odcień, zazgrzytał zębami. Dawno nie widziała go w stanie takiej furii. Gdyby ktoś teraz stanął mu na drodze z pewnością nie wyszedłby z tego cało. Znowu musiała interweniować.
- Diego, proszę cię. - mówiła spokojnie trzymając krwawiącą rękę na jego torsie. Drugą wyciągnęła właśnie papierosa z ust wzbijając w powietrze chmurę dymu. - Nie mogę stracić też ciebie. Pomyśl o konsekwencjach.
- Konsekwencjach? - zaśmiał się kręcąc z niedowierzaniem głową - To co? Mam czekać, aż ten sukinsyn cię zabije?!
- Diego... - pogłaskała go po policzku - Zrobił swoje. Teraz znowu zniknie na kilka tygodni, do tego czasu się zagoi.
Wyrwał się z jej kruchych ramion.
- A potem co?! Znowu cię zleje?! Znowu cała we krwi przyjdziesz z płaczem?!
- Nie, nie, proszę cię - mówiła niemal szeptem patrząc głęboko w ciemne tęczówki - Nie myśl o tym. Potrzebuję cię, właśnie teraz. Spójrz na mnie. Cierpię, widzisz? Bądź przy mnie, błagam.
I znów znalazła się w silnych ramionach, wdychając woń jego perfum. Dusiła się łzami plamiącymi ciemną koszulkę chłopaka, który głaskał jej ciemne włosy szepcząc do ucha.
- Nie pozwolę mu cię znowu skrzywdzić, rozumiesz? Nikomu nie pozwolę - wydawała się tak krucha. Próbował ukoić jej ból - Jeżeli ktoś cię tknie, zabiję go.
Dziś mam siłę i odwagę by wyrazić ból,
Bo bywają takie dni, że po prostu padam z nóg...
KONIEC CZĘŚCI I
***
Witajcie skarby... (o ile ktoś w ogóle to czyta)!
Beznadziejnie? Wiem.
Z opóźnieniem? Wiem.
Krótko? Wiem.
Ale cóż... Wybaczcie mi ten one shot. To oczywiście pierwsza część z kilku, najprawdopodobniej trzech. Piosenka: "Czarno-biali" Tes
Beznadziejnie? Wiem.
Z opóźnieniem? Wiem.
Krótko? Wiem.
Ale cóż... Wybaczcie mi ten one shot. To oczywiście pierwsza część z kilku, najprawdopodobniej trzech. Piosenka: "Czarno-biali" Tes
Nad rozdziałem pracuję, na razie w mojej głowie, ale najbliższy tydzień najprawdopodobniej spędzę przed komputerem :)
Chcę was jeszcze raz bardzo przeprosić za to opóźnienie, ale wiecie jak to w wakacje...
Chcę was jeszcze raz bardzo przeprosić za to opóźnienie, ale wiecie jak to w wakacje...
Teraz nigdzie się nie wybieram przez dłuuugi czas (wiecie jak się stęskniłam?) :)
To chyba na tyle...
To chyba na tyle...
W takim razie do następnego misie!
Ana Julia
Nie dam rady tego skomentować. Musisz mieć naprawdę podły nastrój, żeby coś takiego napisać. . . Daj spokój...
OdpowiedzUsuńAle literacko oczywiście bez zarzutu, wręcz perfekcyjnie.
UsuńNormalnie cudo.... Nie mam słów.. Cudowne..
OdpowiedzUsuń"Postacie: Natalia, Diego, Maxi"
OdpowiedzUsuńTo właśnie ta rubryczka mnie zaintrygowała.
Dienaty i Naxi w jednej miniaturce?
Osobiście, skłaniałabym się bardziej ku drugiemu połączeniu, aczkolwiek pierwsze również mi się podoba.
Co mogę napisać? Miałaś naprawdę niesamowity pomysł na tę historię.
Szczerze - w jak bardzo podłym nastroju jesteś?
A może masz rewelacyjny humor?
Cóż, muszę wiedzieć!
Wszystko było idealnie.
Wrócę ... jak będę umiała cos napisać
OdpowiedzUsuńWitaj Aniu!♥
UsuńJak zwykle spóźniona ja -,- ale już chyba się przyzwyczaiłaś.
Trójkąt: "Natalia, Diego i Maxi" to trójkąt który wywołuje u mnie mieszane uczucia ( oczywiscie w pozytywnym sensie) a w twoim wykonaniu ... to już kompletny idea♥
Takich ludzi jak Natalia i Diego są tysiące. Każdy z nich na codzień przechodzi niepowtarzalne piekło jakim jest życie. Nie którzy ludzie naprawdę nie doceniają tego co mają bo jak myślę że, tacy ludzie jak Natalia istnieją naprawdę ro uważam siebie za prawdziwą egoistke która myśli tylko o zakupach i własnym dobrze naprawdę .... Dziękuję, dziękuję za to że piszesz i dajesz taką wspaniałą lekcję ...Dziękuję. między Diego a Natalią istnieją różnorodne uczucia. Są przyjaciółmi ... ale czy między nimi może pojawić się to piękne uczucie jakim jest miłość ? Tego nie wiem a po przeczytaniu ostatniego fragmentu już w ogóle nic nie wiem. Diego martwi się o Natalie to widać ... chce jej pomóc, zabił by każdego kto by ją skrzywdził a zwłaszcza jej ojca. A jak jesteśmy już przy ojcu Natali .. to normalnie sama bym tego dziada zdzieliła. Jeszcze ten fragment z Maxim .... aw♥ "o tobie? To niemożliwe" normalnie ... aww♥
jesteś niesamowita, wiesz? I jeszcze raz ... Dziękuję ci, dziękuję ci za to że piszesz i ze jesteś . Mogłabym pisać i pisać ale przecież to wszystko będzie oczywiste♥ubóstwiam cię♡
kocham♥
Wiki ♡
Aniaaaaa! <3
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie raczyłam komentować. Leniwa dupa, wakacje i tak wyszło. Jestem okropna. Co nie zmienia faktu, iż kocham wszystko co napiszesz. Tak bardzo mocno <3 No nie da się bardziej.
Podjęłaś trudny temat. Strasznie trudno realistycznie to opisać. A Tobie się chyba udało, bo aż mnie zabolało jak czytałam. Nie lubię takich klimatów. A może raczej boję?
To przykre. Wiadomo, że życie nie zawsze jest słońcem, nie zawsze na końcu tęczy istnieje kraina idealna. Są ludzie, którzy zmagają się z piekłem każdego dnia. Uciekają się do różnych rzeczy, by oderwać się od codzienności, zapomnieć na chwilę...
Między Diego a Naty istnieje więź. To nie ulega wątpliwości. Tylko nie wiem, czy mogę nazwać ją przyjaźnią... Na pewno im na sobie w pewnym sensie zależy, co widać w ostatnim fragmencie. Myślę, że ta relacja ma w sobie wszystkiego po trochu. Przyjaźni, platonicznej miłości, wzajemnych korzyści. Smutne jest to, że nie wiadomo czy będą potrafili wzbić się razem. Czy wzajemnie dadzą radę przelać sobie odrobinę wiary do serca.
Bycie realistą nie jest grzechem, to fakt. I wiem, że trudno jest kochać życie, gdy żyje się w takich warunkach, w takim piekle. Ale jest jeszcze miłość. I gdyby, któregoś dnia ich spotkała - razem czy osobno - to cuda potrafiłby się zdarzyć. Cierpienie nie musi być całym naszym życiem. Dla każdego istnieje jakieś słońce.
Gadam jak psycholog. Powinnam powiedzieć to bardziej realistycznie. Kiedyś chciałam nim być, ale uznałam, że żeby pomagać innym, musiałabym sama zaakceptować siebie. A nie potrafię. Tak bardzo debilka.
Jak tak to czytam, to cieszę się, że moje życie jest takie, a nie inne. Trzeba doceniać otoczenie. Można wszystko stracić. Zawsze może być gorzej.
Mocno wierzę w Natkę i Diego. I w to coś, co Natka zdzieliła łokciem. Maxi, wracaj do niej. Kocham Naxi zawsze no.
Ale Ciebie bardziej <3 Jak miło, że już jesteś : )
Kocham Cię, Szafirku <3